Budują mu pomniki, nazywają "Opiekunem". Szalony dyktator z Turkmenistanu
Satrapa o dziwnym usposobieniu
Kiedy Kim Dzong Un odwiedza przedszkola, niefunkcjonujące lotniska, sprawdza jakość hamburgerów i rakiet jądrowych, nieco bliżej, bo w Turkmenistanie swoje szalone pomysły wdraża w życie inny dyktator. Gurbanguly Berdimuhamedow z zawodu jest aptekarzem, z zamiłowania przywódcą. I to nie byle jakim, bo od lat kreuje swoją pozycję w państwie niemal w podobny sposób, co lider Korei Północnej.
Kiedy Kim Dzong Un odwiedza przedszkola, niefunkcjonujące lotniska, sprawdza jakość hamburgerów i rakiet jądrowych, nieco bliżej, bo w Turkmenistanie, swoje szalone pomysły wdraża w życie inny dyktator. Gurbanguly Berdimuhamedow z zawodu jest aptekarzem, z zamiłowania przywódcą. I to nie byle jakim, bo od lat kreuje swoją pozycję w państwie niemal w podobny sposób, co lider Korei Północnej.
Berdimuhamedow przejął rządy w Turkmenistanie po śmierci Saparamurada Nijazowa w 2006 roku. Podobno na początku nie podobało mu się to, że mieszkańcy traktują go jak boga. Byli przyzwyczajeni, bo od lat zachowywali się tak względem Nijazowa. O poprzedniku mówiono per "Wielki Ojciec Turkmenów", jego okrzyknięto z kolei "Opiekunem" i "Narodowym Hodowcą Koni". Krytycy Berdimuhamedowa i obrońcy praw człowieka twierdzą, że jego reżim należy do najbardziej represyjnych na świecie. Jednak UE widzi w Turkmenistanie cennego sojusznika. A wszystko to dzięki bogactwom naturalnym państwa.
Jakie dziwactwa przypisuje się dziś ekscentrycznemu prezydentowi?