MilitariaBył jednym z najlepszych pistoletów w historii

Był jednym z najlepszych pistoletów w historii

Był jednym z najlepszych pistoletów w historii, broń-legenda ceniona za znakomitą celność, wygodę użytkowania oraz niezawodność. Duma i symbol polskiej myśli technicznej, do dziś bardzo popularny wśród kolekcjonerów na całym świecie. Pojawia się w piosenkach czy filmach - strzelają z niego bohaterowie "Złota dla zuchwałych". Poznajmy historię Vis-a.

Był jednym z najlepszych pistoletów w historii
Źródło zdjęć: © SPL/East News

18.03.2014 | aktual.: 19.03.2014 15:17

Andrzej Jęczmyk był przez lata głównym konstruktorem w radomskich Zakładach Metalowych "Łucznik" - firmie powstałej na bazie przedwojennej Fabryki Broni, która niedawno przeszła gruntowną przebudowę (nowa fabryka kosztowała 103 miliony złotych i jest jedną z największych inwestycji w polskiej zbrojeniówce w ostatnich latach). Brał udział w pracach nad znanymi karabinami - berylem i glauberytem. Karierę rozpoczynał w latach 50. XX wieku. Wtedy jako młody inżynier spotkał na drodze zawodowej legendę - Piotra Wilniewczyca, twórcę kultowego pistoletu Vis. "Praktyka u profesora Wilniewczyca to było coś niezwykłego. Przede wszystkim dzięki niemu przekonałem się, co chcę robić w życiu" - opowiada Andrzej Jęczmyk. Jego najcenniejszą pamiątką jest instrukcja Vis-a z dedykacją Wilniewczyca. Nic dziwnego, ponieważ dla wielu pokoleń konstruktorów, pistolet pozostaje wzorem doskonałości i technicznego geniuszu. Doceniają go nie tylko fachowcy - w przeprowadzonym kilka lat temu plebiscycie na "ikony dwudziestolecia",
zorganizowanym przez "Rzeczpospolitą", Vis zajął drugie miejsce w kategorii "Produkty, Firmy, Technika". Wyprzedził go tylko legendarny bombowiec Łoś.

Broń na rysunku

Historia pistoletu rozpoczęła się pod koniec lat 20. XX wieku. W Ministerstwie Spraw Wojskowych narodziła się wówczas wizja ujednolicenia broni używanej przez polskich żołnierzy. Początkowo planowano zakup licencji czechosłowackiego pistoletu, ale ostatecznie Państwowej Wytwórni Uzbrojenia zlecono opracowanie rodzimej konstrukcji. Zadania podjął się utalentowany inżynier Piotr Wilniewczyc. "Po kilku dniach, gdy rysunki zaczęły przybierać bardziej lub mniej właściwy wygląd, zaszedł do mnie dyrektor fabryki w Warszawie Jan Skrzypiński. Zainteresowały go moje rysunki na desce kreślarskiej i nawiązała się dyskusja, w wyniku której podpisaliśmy cichą umowę wspólnego opracowania pistoletu oraz podzielenia się po połowie honorariami z pracę. Umowa ta, chociaż nigdzie nie zapisana, okazała się być bardzo szczęśliwą. Ja dobrze wiedziałem, co robić, a inżynier Skrzypiński wiedział, jak to zrobić" - wspominał po latach Wilniewczyc.

Pistolet w betonie

Wilniewczyc i Skrzypiński inspirowali się amerykańskim Coltem 1911. Nowatorskim rozwiązaniem było natomiast odryglowanie, zatrzymanie i zaryglowanie lufy oraz sposób jej osadzenia. Najbardziej pionierskim pomysłem okazał się jednak zwalniacz kurka, umożliwiający bezpieczne opuszczenie kurka bez strzału. Polska konstrukcja była pierwszym tego typu projektem w historii krótkiej broni wojskowej. Testy pistoletu odbywały się na poligonie w Zielonce. Każdy egzemplarz musiał oddać co najmniej sześć tysięcy strzałów. Wszystkie próby wypadły pomyślnie. "Za wyjątkiem jednej. Pistolet miał być wrzucony do wody, a następnie do pojemnika z przygotowanym pyłem, a po pobieżnym oczyszczeniu miał dalej strzelać. Egzemplarz jednak uległ całkowitemu zacięciu. Nawet zamka nie dało się odciągnąć. Kiedy go oglądałem coś mi ten pył zaczął wyglądać podejrzanie. I co się okazało? Kapral, który test prowadził pomylił pudełka i zamiast do pyłu piaskowego wrzucił mokry pistolet do pudełka z cementem. Tak w sposób dosłowny
"zabetonował" pistolet. Po długim i niełatwym czyszczeniu pistolet przywrócono do prób. I sprawował się zupełnie dobrze" - relacjonował Wilniewczyc.

Królewski prezent

W uznaniu zasług konstruktorów, nazwę pistoletu stanowiły początkowo pierwsze litery ich nazwisk (WiS), jednak ostatecznie Departament Uzbrojenia Ministerstwa Spraw Wojskowych zmienił ją na Vis, co po łacinie oznacza "siła". Seryjna produkcja pistoletu rozpoczęła się w 1936 roku w radomskiej Fabryce Broni. Zakład stał się ważnym ogniwem Centralnego Okręgu i otrzymał sowite wsparcie z państwowej kasy - blisko 9 milionów złotych. Inwestycje sprawiły, że przedsiębiorstwo mogło miesięcznie produkować 900 Vis-ów. Pierwsze otrzymali: Piotr Wilniewczyc (egzemplarze z numerem: 001, 003 i 005) i Jan Skrzypiński (002, 004 i 006). Posiadaczem Vis-a (nr 3646) był także prezydent RP Ignacy Mościcki Pamiątkowy egzemplarz pistoletu otrzymał również król Rumunii Karol II, który w 1937 r. odwiedził Fabrykę Broni. Jednak zdecydowana większość produkcji radomskiego zakładu trafiała na wyposażenie polskich żołnierzy. Vis był dostarczany w komplecie ze skórzaną kaburą, w której znajdowały się dwa magazynki i mosiężny wycior do
czyszczenia broni. Kaburę przypinano do pasa, na prawym biodrze. Wyjątkiem była 10. Brygada Kawalerii, gdzie pistolety noszono na sposób niemiecki - po lewej stronie.

A na Tygrysy...

Do chwili wybuchu II wojny światowej, radomską fabrykę opuściło około 40 tysięcy Vis-ów. Konstrukcję unowocześniano i rozwijano. Niemiecki atak na Polskę nie pozwolił dokończyć m.in. doświadczeń nad wykorzystaniem pistoletu jako... broni maszynowej. Okupanci docenili jednak walory Vis-a i kontynuowali jego produkcję pod nazwą P-35. Szacuje się, że na wyposażeniu niemieckiej armii znalazło się blisko 315 tys. pistoletów z Radomia. Cieszyły się dużym uznaniem ze względu na niezawodność i odporność na zanieczyszczenia, zarówno wśród żołnierzy Wehrmachtu, jak i marynarzy z Kriegsmarine. Wyroby Fabryki Broni trafiały też w ręce polskiego podziemia. We wrześniu 1942 roku, w podradomskich Rożkach, po jednej z potyczek z partyzantami Niemcy przechwycili kilka charakterystycznych pistoletów. Dzięki temu zdobyli dowód, że z zakładu wynoszona jest broń dla bojowników ruchu oporu. W odwecie okupanci powiesili na oczach całej załogi 15 pracowników. Nie powstrzymało to jednak załogi fabryki przed konspiracją. Do końca
wojny "wypływały" stamtąd części do pistoletów. Niemcy musieli nawet przenieść produkcję luf do Czech, by utrudnić polskiemu podziemiu kompletowanie broni. I na to znalazł się sposób - Armia Krajowa zaczęła wytwarzać lufy w warszawskim zakładzie Teofila Czajkowskiego. W Vis-y byli uzbrojeni uczestnicy Powstania Warszawskiego. Nieprzypadkowo w jednej z najsłynniejszych pieśni z tamtych czasów pojawia się zdanie: "a na Tygrysy mieli Vis-y...".

Eastwood z Vis-em

Koniec wojny oznaczał też kres produkcji Vis-a. Dopiero w latach 90. XX w. Zakłady Metalowe "Łucznik" wznowiły na krótko wytwarzanie kultowego pistoletu na podstawie oryginalnej dokumentacji Wilniewczyca i Skrzypińskiego. Przede wszystkim z myślą o kolekcjonerach i miłośnikach tej konstrukcji. Takich osób wciąż jest bardzo dużo, przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, gdzie organizowane są nawet zawody w strzelaniu z Vis-a. W prestiżowym, amerykańskim magazynie "Guns & Ammo" polski pistolet został uznany za jeden z najlepszych tego typu produktów w historii. O szacunku Amerykanów do tej konstrukcji może świadczyć udział Vis-a w wielu produkcjach filmowych. Pistolet wykorzystują na przykład amerykańscy żołnierze w przebojowym obrazie "Złoto dla zuchwałych". Producenci uznali najwyraźniej, że Clintowi Eastwoodowi pasuje lepiej niż Colt...

Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.p

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (160)