LudzieBył prywatnym ochroniarzem „Damy z gronostajem”. I nie była to nudna praca

Był prywatnym ochroniarzem „Damy z gronostajem”. I nie była to nudna praca

Był prywatnym ochroniarzem „Damy z gronostajem”. I nie była to nudna praca
Źródło zdjęć: © Kustosz Janusz Wałek wyjmuje obraz ze specjalnej kasety / PAP

11.01.2017 20:15

Pod koniec ubiegłego roku państwo polskie dokonało największego w swojej powojennej historii zakupu dzieł sztuki – Kolekcji Książąt Czartoryskich. Znajdują się w niej tak znane obrazy, jak „Krajobraz z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta, „Portret młodzieńca” Rafaela Santi i to najważniejsze – „Dama z łasiczką”, a właściwie „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci. Dzieło tak cenne, że posiada swojego prywatnego ochroniarza. Przez lata był nim historyk sztuki, poeta, wykładowca i emerytowany już kierownik Działu Malarstwa Europejskiego Muzeum Czartoryskich i Muzeum Narodowego w Krakowie, Janusz Wałek.

W wywiadzie dla dziennika „Polska Times” Wałek opowiedział o swojej pracy opiekuna i ochroniarza „Damy z gronostajem”, a szczególnie o wspólnych podróżach, jakie odbył wraz z dziełem po całym świecie. Jak się okazuje, choć wyprawy te przebiegały zazwyczaj według tego samego scenariusza, nie można ich zaliczyć do nudnych. Wręcz przeciwnie: niejednokrotnie dostarczały emocji podobnych do tych, jakie odczuwają zapewne pracownicy BOR-u ochraniający głowy państwa. Odpowiedzialność była ogromna.

1 / 4

Królewskie warunki podróży

Obraz
© PAP

Obraz podróżuje zazwyczaj klasą biznes – niezbędne jest wykupienie mu biletu, a nawet dwóch. Bo na jednym się nie mieści. Zamknięty jest w specjalistycznej skrzyni, która niweluje wstrząsy, a także zapewnia odpowiednią temperaturę i wilgotność. Wszystkie parametry wewnątrz pudła są stale monitorowane i wyświetlają się na ekranie.

Co ciekawe, obsługa samolotu nie wiedziała, co znajduje się w skrzyni. Przez to niejednokrotnie dochodziło do zabawnych sytuacji, jak np. w 1992 roku, gdy Wałek wraz z „Damą”, zapakowaną w srebrną i wytworną skrzynię, wracali ze Stanów Zjednoczonych. Na skrzyni przez całą drogę leżały kwiaty, którymi żegnany na lotnisku był obraz. To sprawiło, że pasażerowie nabrali podejrzeń, jakoby w środku znajdowały się prochy zmarłego.

2 / 4

Kustosza nerwy jak postronki

Obraz
© Janusz Wałek w towarzystwie Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich / PAP

Nie zawsze jednak było zabawnie. Emerytowany pracownik muzeum wspomina w wywiadzie m.in. podróż do Włoch, podczas której panowały fatalne warunki atmosferyczne, samolot wpadł w gwałtowną burzę. Nie lepiej było po wylądowaniu na miejsce, ponieważ po odbiór dzieła zgłosili się zupełnie inni ludzie, niż agenci, których zdjęcia opiekunowie „Damy z gronostajem” otrzymali wcześniej. A przy transporcie tak cennego zabytku trzeba pamiętać, że zagrożenie czyha z każdej strony. W takim przypadku nawet wylegitymowanie nowych agentów na niewiele się zdało, ponieważ każdy z nich mógł mieć podrobione papiery. Na szczęście na pas startowy zajechała także policyjna obstawa. - To mnie trochę uspokoiło, choć gdy jechaliśmy na Kwirynał, gdzie obraz miał być wystawiony, cały czas zastanawiałem się, czy nagle samochód nie skręci i nie powiezie nas w zupełnie nieznanym kierunku – wspomina Janusz Wałek.

Jednak nie w każdym kraju, tak jak we Włoszech czy Szwecji, odwiedzinom obrazu towarzyszyła policyjna czy nawet wojskowa obstawa. Kustosz wspomina nerwy związane z pobytem w Stanach Zjednoczonych, gdzie w 5-godzinnej trasie między Nowym Jorkiem a Waszyngtonem eskortował ich zaledwie jeden nieoznakowany samochód. - Uspokoił nas jednak jeden z Amerykanów, stwierdzając, że jesteśmy pod dobrą opieką, a co godzinę nasz przejazd jest dyskretnie odnotowywany w kolejnych punktach kontrolnych - tłumaczy Wałek.

3 / 4

Zagrożenia z każdej strony

Obraz
© Janusz Wałek obok obrazu Francisco Goi "Epizod z hiszpańskiej wojny o niepodlegość" / Agencja Gazeta

Jednak kradzież nie jest jedynym zagrożeniem czyhającym na „Damę z gronostajem”. W ciągu roku obraz ogląda kilkadziesiąt tysięcy osób. Jak tłumaczy w rozmowie z dziennikiem historyk sztuki, w pomieszczeniach tworzy się przez to para wodna, która sama w sobie strukturze obrazu nie zagraża, jednak do niej przykleja się kurz i pojawiają się zabrudzenia. A i tak zważywszy na wiek dzieła, jego częste podróże i ogromną popularność, znajduje się ono wciąż w bardzo dobrym stanie.

Przy okazji warto podkreślić, że obraz często błędnie nazywany jest „Damą z łasiczką”. Tymczasem namalowane przez da Vinciego zwierzę to gronostaj – drapieżnik, którego futro jesienią i zimą staje się białe. Ma to mieć znaczenie symboliczne i podkreślać czystość sportretowanej Cecylii Gallerani – kochanki księcia Mediolanu Ludwika Sforzy, na zamówienie którego dzieło zostało namalowane.

4 / 4

Kolekcja tania nie była

Obraz
© PAP

Za Kolekcję Książąt Czartoryskich Skarb Państwa zapłacił 500 milionów złotych. Jak tłumaczył już pół roku temu minister kultury Piotr Gliński, istniało realne zagrożenie, że dzieła te planują zakupić szejkowie z Emiratów Arabskich (mieli proponować ponad miliard złotych). Znawcy rynku przekonywali jednak, że nie byłoby to możliwe i obrazom nic nie groziło. Tymczasem 23 grudnia zarząd Fundacji Książąt Czartoryskich podał się do dymisji, jako powód decyzji podając utratę zaufania do fundatora.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)