Cała prawda o Dzikim Zachodzie
22.09.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:02
Zapomnijcie o westernach! Obalamy mity na temat kowbojów i Indian
Strzelaniny z Indianami i w miejscowych barach, napady na pociągi i banki... Wysocy, dobrze zbudowani kowboje na pięknych koniach i dzielni, szlachetni Indianie. Niemal każdy wie, jak wyglądał Dziki Zachód. Czy aby na pewno? Czy można wierzyć filmowym i książkowym westernom chociażby w tym, że uczciwie przedstawiają atmosferę końca XIX wieku w rodzących się Stanach Zjednoczonych? Szczerze mówiąc - nie. Prawdziwy Dziki Zachód w ogóle nie wyglądał tak, jak przedstawiają go romantyczne legendy. Jak na ironię, wyobrażenia te zaczęły powstawać dzięki prawdziwemu amerykańskiemu rewolwerowcowi - Buffalo Billowi.
Kowboj znaczy poganiacz bydła
Kowboje są jednym z symboli Dzikiego Zachodu. Znamy ich jako mocno opalonych, umięśnionych przystojniaków o ostrych rysach, z koltem przypiętym nisko w pasie. Gdybyście jednak spotkali prawdziwego kowboja, bylibyście rozczarowani i dość zniesmaczeni. Byli to przede wszystkim poganiacze bydła, którzy ze względu na ciężką pracę dożywali zwykle zaledwie około 40 lat. Co więcej, jednostajne pożywienie sprawiało, że byli karłowaci. Średni wzrost tych mężczyzn wynosił 154 centymetry. Ich znakiem rozpoznawczym nie był też kolt, ale intensywny odór. Higieny praktycznie nie znali.
Kowboje kontra rewolwerowcy
Swoją broń kowboje nosili nie w celu prowadzenia dzikich strzelanin, ale by móc bronić się przed drapieżnikami polującymi na bydło. Kolt, czyli charakterystyczny sześciostrzałowy rewolwer, stał się ich symbolem przez pomyłkę: kowbojów brano za rewolwerowców, którzy pracowali jako najemni ochroniarze właścicieli majątków czy kupców podróżujących po Dzikim Zachodzie. Właśnie w ich szeregach znaleźlibyśmy rzezimieszków i złodziei, podobnie jak i bohaterskich szeryfów. W rzeczywistości jednak dzięki koltom wsławiła się jedynie garstka z nich. Dlaczego? Ponieważ Dziki Zachód nie był wcale taki dziki, jak myślimy.
Filmowe westerny opowiadają o brawurowych napadach na bankowe sejfy w miasteczkach, w rzeczywistości jednak przez całą historię Dzikiego Zachodu miejsce miało około dziesięć napadów na banki. Zaskakujące, prawda? Dlaczego tylko tyle? Otóż w większości miast panował ścisły zakaz noszenia broni. Co więcej, w przeciwieństwie do tego, co widzimy w filmach, bank i urząd szeryfa mieściły się w jednym budynku. Złodzieje, którzy włamywali się do banków, stawali się legendarni głównie dzięki temu, że byli na tyle szaleni, by podjąć się takiej próby.
Kolty noszone nisko przy pasie
A co z legendarnymi starciami rewolwerowców przed drzwiami saloonu? Znów musimy odczarować legendę: wcale nie były na porządku dziennym. Zdarzały się oczywiście zabójstwa w afekcie lub zaplanowane morderstwa, lecz nie na wielką skalę. W "najdzikszym" mieście Zachodu, Dodge City, w 1878 roku, czyli w okresie największej jego sławy, zastrzelono tylko 5 osób, a przez następne dziesięć lat łącznie 15. W arizońskim mieście Tombstone, które wsławiło się największą strzelaniną, w roku, w którym doszło do tego incydentu, zabito 5 mężczyzn. Okazuje się, że także szybkie wyciągnięcie broni nie było najważniejsze. Zwyciężał zwykle ten, kto dał sobie trochę czasu. "Nie znałem żadnego dobrego rewolwerowca, który strzelał z biodra" - wspominał słynny szeryf Wyatt Earp.
Filmy ukazują nam również obraz krwawych starć osadników z miejscowymi Indianami. Gdyby była to prawda, po 40 latach walk ofiar byłyby tysiące. Tymczasem w rzeczywistości walki osadników z Indianami należały do rzadkości. Na przestrzeni wspomnianych 40 lat w różnego typu incydentach zginęło około 300-400 ludzi po każdej stronie. Oczywiście nie oznacza to, że mordowanie Indian to jedynie wymysł fantazji. Czerwonoskórzy rdzenni mieszkańcy tych terenów ścierali się z wojskami rządowymi, także choroby i przymusowe przesiedlenia prowadziły do wysokich statystyk umieralności wśród Indian.
Co nam dało wędrowne show Buffalo Billa?
Romantyczne wyobrażenia o Dzikim Zachodzie zakorzeniły się w USA i Europie na przełomie XIX i XX wieku za sprawą szczególnych przedstawień teatralnych. Amerykański łowca bizonów i były zwiadowca wojskowy William Cody, zwany także Buffalo Billem, przedstawiał opowieści z Dzikiego Zachodu. W jego trupie znaleźli się Indianie, między innymi osławiony Siedzący Byk, a także kilka legendarnych postaci, takich jak Dziki Bill Hickok. Show było prezentowane w Ameryce i Europie (także w Polsce - w Krakowie i Rzeszowie w 1906 roku). Wiele romantycznych wyobrażeń o życiu w ówczesnej Ameryce wzięło się właśnie z tych przedstawień.
W ten sposób określa się całość historii, mitów, legend i opowiadań, które wiążą się z historią USA, w okresie mniej więcej 1783-1920, choć mówi się też o czasach po zakończeniu wojny secesyjnej w 1865 roku do początku XX wieku. Problematyczne jest również wskazanie dokładnego obszaru Dzikiego Zachodu. Z grubsza można wyznaczyć go wzdłuż zachodniej granicy stanów Dakoty Północnej, Dakoty Południowej, Nebraski, Kansas, Oklahomy i Teksasu, chociaż kształt ten ulegał zmianie wraz z pojawianiem się nowych stanów.
Winnetou, czyli Geronimo (1829-1909), wódz Apaczów zwany Ziewającym
Był on ostatnim prawdziwym wodzem Apaczów. Nie nazywał się Winnetou i nie miał nic wspólnego z bohaterem powieści Karola Maya. Jego własny lud nazywał go Goythlay, co oznacza "Ten, który ziewa", choć bardziej znany jest pod imieniem nadanym mu przez Hiszpanów - Geronimo. Zasłynął głównie jako wojownik, stosowana przez niego partyzancka taktyka była niezwykle efektywna nawet wobec większych sił zbrojnych. Kilkakrotnie udało mu się też uciec z niewoli.
Zasadniczy zwrot w życiu przyszłego wodza nastąpił w 1850 roku. Meksykańscy żołnierze zamordowali mu matkę, żonę i trzech synów. Ówczesny wódz jego plemienia pozwolił mu wkroczyć na wojenną ścieżkę i pomścić śmierć bliskich. Wtedy też Goythlay, dzięki swej szalonej odwadze, otrzymał imię Geronimo. Część historyków wątpi jednak w tę historię, bo nie ma dowodów na to, że odwet rzeczywiście miał miejsce, nie jest też pewna jego data.
Z pewnością natomiast w kolejnych latach Geronimo zdobył sławę jako niepokonany wojownik, który chronił swój lud. Dla białych był wtedy mordercą i złoczyńcą. W 1886 roku poddał się jednak i znalazł w rezerwacie w dzisiejszej Oklahomie. Sprzedawał swoje zdjęcia i wyrabiał ręcznie pamiątki. Popadł też w nałogi. Zmarł w wieku 80 lat na zapalenie płuc.
Siedzący Byk (1831-1890), wódz i szaman Siuksów
Oto ideał indiańskiego wodza, niczym z romantycznej legendy o szlachetnych i bohaterskich Indianach. Ponoć już w wieku 10 lat zabił pierwszego bizona, a gdy miał 14 lat, zdobył skalp pierwszego wroga. Oprócz wojownika był też szamanem i uznawanym autorytetem wśród plemion indiańskich.
Tereny świętych Czarnych Gór w dzisiejszej Dakocie Południowej Siuksowie zyskali w połowie XIX wieku na podstawie umowy z władzami amerykańskimi. Jednak w chwili, kiedy zaczęła szerzyć się wiadomość o tym, że właśnie tam można znaleźć złoto, wszelkie umowy straciły ważność. Na ziemie Indian zaczęli napływać poszukiwacze złota, a władze siłą przesiedlały indiańskie rodziny. Siedzący Byk w tej sytuacji zjednoczył plemiona Indian, by stawić opór najeźdźcom.
W 1876 roku doszło do starcia 2000 Indian z 7. oddziałem kawalerii Amerykanów pod dowództwem podpułkownika George'a Custera. Miało miejsce nad rzeką Little Bighorn i trwało zaledwie godzinę, ale przeszło do legendy. Zastrzelono lub rozsiekano tomahawkami wszystkich 268 amerykańskich żołnierzy, a masakrę przeżył tylko jeden koń. Jednak nawet to zwycięstwo nie zatrzymało tego, co było nieuniknione - wysiedlenia i utraty ziemi przez Indian. Siedzący Byk musiał uciekać do Kanady, gdzie spotkał Buffalo Billa i zaczął występować w jego wędrownym show o Dzikim Zachodzie. Zginął zastrzelony w indiańskim rezerwacie przez policjantów.
Czerwona Chmura (1822-1909), Wódz Siuksów z plemienia Oglala, bezlitosny wróg alkoholu i kolei
Wódz Czerwona Chmura miał trzech wielkich wrogów: alkohol, kolej i wojsko. Wszelkimi możliwymi sposobami próbował nie dopuścić do tego, by biali handlarze psuli jego ludzi, sprzedając im napoje alkoholowe, starał się też zapobiec budowie kolei, która zagrażała jego terenom łowieckim. Początkowo walczył krwawo, później wybrał drogę pokojową...
Mówi się, że to właśnie wódz Siuksów Oglala wymyślił strategię sabotowania budowy kolei. Indianie wykolejali pociągi, rozbierali części torów lub stawiali zapory. Jednak na tym się nie kończyło, bowiem ich wojownicy zastawiali też pułapki na amerykańskie wojsko. Podczas jednej z takich akcji Indianie wymordowali cały oddział, czyli ponad 80 mężczyzn. Jednak wkrótce Czerwona Chmura zrozumiał, że siłą nie pokona białych. Ani on, ani żaden inny Indianin.
Ostatecznie Czerwonej Chmurze udało się wynegocjować honorowy traktat pokojowy, który przyznawał jego ludowi prawo do własnej ziemi, a także dawał możliwość przystosowania się do życia w rezerwacie. Mimo to, wódz nigdy nie przestał walczyć o prawa Indian. Był ostatnim wodzem Siuksów, który przeżył okres wojen. Zmarł w wieku 87 lat. Jego ostanie słowa brzmiały ponoć: "Dali nam mnóstwo obietnic, ale spełnili tylko jedną. Powiedzieli, że wezmą sobie naszą ziemię, i rzeczywiście ją wzięli".
Pontiac (1720-1769), wódz Ottawa - zjednoczył Indian i wpadł w ręce zdrajcy
Indianie walczyli z kolonizatorami już 100 lat przed złotą erą Dzikiego Zachodu. Bliski zwycięstwa był wódz Indian Ottawa, Pontiac, któremu podczas powstania przeciw Brytyjczykom w okolicy kanadyjskich jezior udało się zjednoczyć kilka indiańskich plemion. Jednak zamiast zwycięstwa, poniósł śmierć z ręki zdrajcy.
Już jako młody wojownik Pontiac przyłączył się do Francuzów, z którymi stanął do walki przeciwko Brytyjczykom. Tyle że w tej walce Francuzi przegrali, a pod koniec lata 1760 roku Anglicy przejęli władzę nad obszarem Wielkich Jezior. Na byłe już tereny Indian zaczęły napływać masy osadników. W związku z tym wybuchło wielkie indiańskie powstanie, do którego ostatecznie przyłączyli się Indianie z różnych plemion. Pod dowództwem Pontiaca zaczęli oblegać twierdze wojskowe, co wcześniej się nie zdarzało.
Po początkowych sukcesach niemal tysięczna grupa Indian zdecydowała się napaść na twierdzę Detroit. Tam jednak powstańcy napotkali trudności. Żołnierze tak długo odpierali najazdy i oblężenie Indian, aż Pontiac otrzymał wiadomość, że Francuzi, od których oczekiwał wsparcia, zawarli z Brytyjczykami przymierze i żądają zakończenia powstania. Wodzowi nie pozostało nic innego, jak zawrzeć pokój. Po klęsce powstania wódz odsunął się od walk. Zginął kilka lat później z ręki indiańskiego zdrajcy.
Dziki Bill Hickok (1837-1876), szeryf i mistrz w strzelaniu
Jeśli kowboje z powieści mają jakiś realny pierwowzór, to może nim być właśnie Dziki Bill Hickok, którego prawdziwe imię brzmiało James Butler Hickok. Na zachodzie Ameryki jeszcze za życia stał się prawdziwą legendą. Był świetnym tropicielem, pracował także jako konwojent dyliżansu czy szeryf, ale najlepiej chyba szło mu z kartami, bowiem najwięcej zarabiał jako profesjonalny gracz w pokera.
Dziki Bill już za młodu zasłynął jako doskonały strzelec. W wieku 21 lat został stróżem prawa w miasteczku Monticello w stanie Kansas. Później zajmował się między innymi konwojowaniem dyliżansów i w trakcie tej pracy był ciężko ranny po starciu z niedźwiedziem. Chciał go zastrzelić, jednak kula jedynie drasnęła niedźwiedzia w czaszkę, co tylko rozwścieczyło groźne zwierzę. Drapieżnik zaatakował Billa, połamał mu żebra i ugryzł go w rękę, mężczyzna zdążył jednak wbić mu nóż w kark.
Bill jako stróż prawa nie tylko przeżył kilka walk i strzelanin, lecz także wychodził z nich zwycięsko. Zasłynął tym, że nigdy nie atakował z zaskoczenia. Jako szeryf wykorzystywał jednak swoje prawo pierwszeństwa wypędzenia złoczyńcy z miasta. Winowajcy groził lincz lub zastrzelenie, jeśli w ciągu dwóch dni nie opuścił miasta. Hickoka szczęście opuściło z powodu jego słabości do kart. Zginął zastrzelony przez innego hazardzistę w mieście Deadwood w Południowej Dakocie. Bill w tym momencie trzymał w ręce karty - dwa asy i dwie ósemki. Tej kombinacji nadano później nazwę "Dead man's hand" czyli "Ręka umarlaka".
Wyatt Earp (1848-1929), szeryf i łowca bizonów
Wyatt Earp ma dla wielu ludzi twarz amerykańskiego aktora Kevina Costnera, który grał jego rolę w filmie z 1994 roku. Niemniej prawdziwy Earp był w USA słynną postacią już na początku XX wieku. Hazardzista, poszukiwacz złota, łowca bizonów i w końcu stróż prawa zdobył sławę swym udziałem w legendarnej strzelaninie w arizońskim Tombstone.
Trzej bracia Earpowie jako strażnicy prawa w Tombstone zyskali wielkie wpływy w mieście, co oczywiście nie podobało się miejscowym ranczerom i kowbojom, którzy prawo rozumieli na swój sposób. Napięta sytuacja w 1881 roku doprowadziła do legendarnej strzelaniny pod O.K. Corral. Wyatt Earp, jego bracia Morgan i Virgil oraz ich przyjaciel Doc Holliday chcieli ująć grupę kowbojów, która napadała na dyliżanse. Wszystko trwało zaledwie pół minuty. Trzech kowbojów zginęło na miejscu, pozostali byli ranni i tylko sam Wyatt Earp wyszedł z tego cało. Strzelanina wywołała ogromny skandal, a wszystko skończyło się przed sądem, który jednak uniewinnił braci.
Wydarzenie to jednak nie zakończyło fali przemocy. Rozboje dalej miały miejsce, podczas jednej z kolejnych strzelanin zginął Virgil Earp, a Morgan został postrzelony. Ich brat poprzysiągł zemstę i wraz ze swym kompanem Docem Hollidayem zorganizował grupę rewolwerowców. W trakcie poszukiwania morderców zabito kilku mężczyzn, których Wyatt Earp podejrzewał o udział w przestępstwach. Do dziś nie ma zgody co do tego, czy ta krwawa zemsta była prowadzona w imię prawa.
Billy The Kid (1859-1881), banita i morderca
Pochodził z Nowego Jorku, ale najlepiej czuł się na Dzikim Zachodzie, gdzie zyskał wielką sławę i dzięki czemu jest postacią znaną do dziś. Choć zginął młodo, zdążył zabić, a raczej zamordować z zimną krwią około 21 osób. Liczba ta może być wyższa, bo podejrzewano go o szereg innych morderstw, choć nigdy mu ich nie udowodniono. Mimo to, w Nowym Meksyku prawie 130 lat po jego śmierci jeszcze rozważano, czy powinien otrzymać akt ułaskawienia.
Billy tułał się po Ameryce już jako dziecko, ponieważ oboje jego rodzice zmarli. Jeszcze zanim został sierotą, rodzina przeprowadziła się z Nowego Jorku do Silver City w Nowym Meksyku. O wczesnym życiu Billy'ego nie wiemy wiele, aż do 1877 roku, kiedy wdał się w walkę prowadzoną między hodowcami bydła. Należał do jednej z band wynajętych strzelców i odznaczał się zimną krwią podczas zabijania. Władze chcące zapobiec dalszemu rozlewowi krwi zaoferowały Billy'emu bezkarność, jeśli pomoże w schwytaniu pozostałych zabójców i będzie świadczył przeciw nim w sądzie.
Chociaż Billy naprawdę pomógł stróżom prawa, nigdy nie doczekał się ułaskawienia. Założył więc nową bandę, wraz z którą terroryzował okolicę. Schwytał go dopiero szeryf Pat Garett, który przewiózł Billy'ego do miasta Lincoln, aby wykonać wyrok śmierci przez powieszenie. Skazany Billy zdołał jednak uciec z więzienia, a podczas strzelaniny zabił dwóch pomocników szeryfa. Pat Garett ponownie rozpoczął poszukiwania Kida, a po 3 miesiącach pościgu zastrzelił go w dawnej twierdzy Fort Sumner.
Jesse James (1847-1882), złodziej i morderca
W amerykańskim folklorze Jesse James jest niczym Robin Hood - znany jako wędrowny poszukiwacz przygód i mściciel okradający bogaczy, zaś szczodry dla biednych. Prawda o jego życiu różni się jednak od tego obrazu. Podczas napadania na banki, łupienia pociągów i dyliżansów, jego banda okradała kogo popadło. Wielu z tych, których przy tym zabili, było zupełnie niewinnymi ludźmi lub przypadkowymi świadkami.
Gang, do którego należał również brat Jessego, Frank, nie wiedział, co to litość. Podczas pierwszej akcji zabili 16-letniego ucznia, który przypadkowo przechodził przez ulicę. Kiedy pewnego razu potrzebowali koni, zabili niczego nie spodziewających się kowbojów. Dlaczego Jesse stał się legendą? Podczas wojny secesyjnej walczył po stronie Południa, a dziennikarze opisywali wówczas jego akcje jako ataki wymierzone przeciw bogaczom z Północy. Nie było to prawdą, ale taki Jesse James przeszedł do legendy Dzikiego Zachodu.
Bezlitosny przestępca miał jednak drugą twarz. Żył z żoną i dwójką dzieci, z którymi po 16 latach pełnych złodziejstwa i mordów ukrywał się pod imieniem Tom Howard w domku w mieście St. Joseph w stanie Missouri. W tym czasie za jego głowę wyznaczono nagrodę 10 tysięcy dolarów, którą zdecydowali się zyskać bracia Ford. Odwiedzili go, poczekali, aż odłoży kolta poza zasięg dzieci, a kiedy odwrócił się, by poprawić wiszący obraz, wystrzelili w jego kierunku cztery kule.
Ojciec Winnetou i Old Shatterhanda był złodziejem, łgarzem i oszustem
Karol May to jeden z niemieckich pisarzy, którzy odnosili największe sukcesy. Jeśli chodzi o sprzedaż książek, nikt z rodaków go nie pokonał. Na świecie sprzedało się ponad 200 milionów jego powieści, z tego około 100 milionów w krajach niemieckojęzycznych. Historia jego życia to jednak nie biografia typowego człowieka pióra. Obfituje w pobyty w więzieniu, kłamstwa i oszustwa. Również w jego książkach było niewiele prawdy, choć sam autor twierdził inaczej.
Po szkole May zapisał się na studia w Waldenburgu, planując, że zostanie nauczycielem. Już jednak wtedy popadał w konflikty z prawem i z tego powodu kilkakrotnie trafiał do więzienia. Musiał też zmienić szkołę. Przez pewien czas rzeczywiście pracował jako nauczyciel, ale po tym, jak jego kolega oskarżył go o kradzież zegarka, fajki i cygarnicy, w 1861 roku May został skazany na sześć tygodni więzienia i stracił pracę. Pobyt w zakładzie karnym spędził jako więzienny bibliotekarz i wiedział już, że po odzyskaniu wolności będzie chciał pisać.
Dziś badacze są zdania, że May mógł cierpieć na jakieś zaburzenie psychiczne. Ukradł bowiem na przykład pięć kul bilardowych, kawałek materiału czy kożuch, co raczej nie wygląda jak typowy łup kieszonkowca. Kolejną cechą Maya była naprawdę bujna fantazja. Opowiadał, że pochodził z Martyniki i jest synem bogatego właściciela majątków ziemskich. W więzieniu natomiast słynął z opowiadania barwnych, ale w pełni zmyślonych historii. Dopiero w połowie lat 70., kiedy wrócił do rodzinnego miasteczka, spróbował sił jako pisarz.
Nieoczekiwany sukces Indian
Wkrótce May ze swymi powieściami z Orientu i o Dzikim Zachodzie zaczął odnosić pierwsze sukcesy. W ciągu kilku lat pojawiło się wielu fanów jego twórczości. Autor z przekonaniem zapewniał ich, że jego historie są autentyczne. Ponoć sam je przeżył, a w swoich książkach występował jako Old Shatterhand lub Kara ben Mesi. Niemiecki rusznikarz sporządził mu repliki słynnej broni łowcy niedźwiedzi i srebrnej strzelby, a May kupił piękną willę pod Dreznem, którą nazwał Villa Shatterhand. Wiedział, jak tworzyć swoją legendę.
W 1899 roku May rzeczywiście wyruszył w daleką podróż. Najpierw pojechał na Wschód, by poznać Orient. Dotarł aż na Sumatrę, ale nie był zachwycony. W dzienniku zapisał wówczas, że prawdziwy obraz Azji omal nie doprowadził go do załamania, ponieważ w ogóle nie odpowiadał jego wyobrażeniom. W Ameryce znalazł się dopiero w 1908 roku i spędził tam zaledwie 6 tygodni. I tym razem rzeczywistość bardzo go rozczarowała. Nie było tam kowbojów ani Indian, choć tak ich oczekiwał. Trzy lata później May zmarł na zawał serca. Jego legenda jednak żyje do dziś. Film "Skarb w Srebrnym Jeziorze" na podstawie jego książki stał się najpopularniejszym niemieckim filmem w historii.
[
]( http://swiat-na-dloni.pl/ )[
]( http://swiat-na-dloni.pl/ )