Trwa ładowanie...
Alicja Lipińska
03-03-2016 10:46

Cedric McMillan: nie lubię umięśnionych dziewczyn

Cedric McMillan: nie lubię umięśnionych dziewczynŹródło: Magda Drozdek / WP
dq0vdjh
dq0vdjh

Właśnie wygrał pierwszą edycję Levone Pro Classic - zawody kulturystyczne rozegrane podczas Fit Festivalu w Gdańsku, w których udział wzięli najlepsi atleci świata, a Arnold Schwarzenegger nazywa go swoim ulubionym kulturystą. Z Cedricem McMillanem rozmawiamy o tym, czy na kulturystyce da się zarobić, czy każdy może wyglądać tak jak on oraz dlaczego jego żona tylko czeka, aż mąż w końcu się roztyje.

Wiem, że kulturystyką zafascynowałeś się, będąc jeszcze dzieckiem. Ale właściwie dlaczego akurat ta dyscyplina cię tak urzekła, a nie np. piłka nożna czy koszykówka, jak ma to miejsce w przypadku większości małolatów?

Szczerze przyznam, że nie mam pojęcia. Chyba zaczęło się od kreskówek i komiksów o superbohaterach. W ogóle byłem takim dzieciakiem, który jak wchodził do sklepu i miał coś sobie odjazdowego wybrać, to nie były to samochodziki, o których marzyło większość chłopców, tylko zawsze albo komisy o mięśniakach, albo figurki umięśnionych Action Manów. Kiedy w końcu w latach 80. pokazy kulturystów zaczęła emitować telewizja, byłem jak w transie. Potrafiłem się na nich gapić godzinami i już cała moja rodzina wiedziała, że mam na tym punkcie hopla, więc nawet kiedy bawiłem się na podwórku, a oni trafili na program o atletach, zawsze mnie wołali. Nie rozumiałem tylko, dlaczego ci umięśnieni faceci tańczą – sądziłem, że prezentując pozy, właśnie to robią. Dopiero mama mi tłumaczyła, na co właściwie patrzę. Byłem jak zaczarowany. Nie wiem w sumie, skąd mi się to wzięło, nikt w rodzinie nie uprawiał kulturystyki, to tkwiło gdzieś we mnie, w głowie.

(fot. Magda Drozdek/WP.PL)

A kiedy sam zrozumiałeś, że właśnie tym chcesz się zajmować w życiu?

Właściwie nigdy nie było takiego planu. Chciałem po prostu mieć mięśnie i być silny – w sumie jak większość dorastających chłopaków. Miałem 6-8 lat i codziennie robiłem pompki. Kiedy miałem lat 13, mama kupiła mi pierwszą ławeczkę, ciężarki i sztangi, ale zabraniała ich używać, bo się bała, że coś mi się stanie. Zawsze jednak, kiedy miałem „wolną chatę”, wyciągałem je spod łóżka i w ukryciu ćwiczyłem. W końcu chłopak mamy uznał, że skoro aż tak mnie ciągnie, trzeba mi pozwolić. „Pakowałem” jak szalony, ale oczywiście nie było widać żadnych postępów – zwyczajnie nie miałem pojęcia o diecie ani jak należy trenować. Bolało mnie wszystko, ale nic z tego nie wynikało.

A więc kto cię nauczył? Kto zaczął trenować?

Nigdy nie miałem trenera. Nigdy też nie chciałem go mieć. Jeśli już z kimś chciałem ćwiczyć, to tylko przez kilka tygodni z partnerem z siłowni. Ale nigdy z tzw. „profesjonalnym trenerem”. Całą swoją wiedzę i wszystkie osiągnięcia zdobyłem sam. Bo ostatecznie wszystko, czym zajmujesz się w życiu, cokolwiek by to nie było – jeśli poświęcisz temu odpowiednio dużo czasu, będziesz stale o tym myślał i tego pragnął – w końcu zaczniesz być w tym naprawdę dobry. Jeśli powiedzmy całymi dniami ścinasz drzewa, w końcu wpadniesz na pomysł, jak coś zmienić, poprawić technikę, by robić to wydajniej, sprawniej, lepiej. I tak jest ze wszystkim.

(fot. Magda Drozdek/WP.PL)

dq0vdjh

Jasne, gdybym miał trenera, który by mi mówił: „teraz zrób to, teraz 15 powtórzeń tamtego”, być może w krótszym czasie doszedłbym do wyników, ale jakim kosztem? Nie nauczyłbym się tyle z własnego doświadczenia. Musiałbym jak bezmyślnie cały czas wykonywać czyjeś polecenia, bez względu na to, czy mój organizm w danym momencie potrzebowałby właśnie takich, a nie innych ćwiczeń. Przecież znam siebie sam najlepiej, wiem, kiedy mogę dać z siebie jeszcze troszkę więcej, a kiedy już wystarczy. Po co mi ktoś, kto udawałby, że wie to lepiej?

Co nie zmienia faktu, że dziś sam służysz innym radą – jesteś zapraszany na wykłady, udzielasz się jako trener.

Rzeczywiście, robię to, bo naprawdę lubię pomagać innym i kiedy ktoś mnie prosi o pomoc – rzadko odmawiam. I to jest niestety też i problem, bo bycie trenerem to, jak wiadomo, biznes. Tymczasem ja z klientami nawiązuję za każdym razem emocjonalną więź, więc kiedy któryś z nich przychodzi i mówi, że musi przerwać treningi, bo go nie stać, wtedy zazwyczaj oferuję swoją pomoc za darmo, byle tylko nie przerywał treningów. Mam dziś już trzech takich klientów, więc rodziny raczej ze szkolenia bym nie utrzymał [śmiech].

Czasem jestem też zapraszany na szkolenia czy seminaria, ale przyznam, że „wykładając”, czuję się trochę zażenowany czy onieśmielony. Jestem samoukiem, nie skończyłem odpowiedniej szkoły, nie jestem naukowcem czy ekspertem w tradycyjnym tego słowa znaczeniu, nie gadam jak człowiek z dyplomem w ręce. Ja wiem tylko, jak działa ciało i jak nim operować, żeby zaczęło cię słuchać. Kilka razy zostałem więc niemal zmuszony siłą do poprowadzenia seminariów i muszę przyznać, że ludzie byli dość zadowoleni - wielu z nich podchodziło i mówiło, że w końcu coś wynieśli z wykładu [śmiech].

(fot. Magda Drozdek/WP.PL)

Ludzie chcą na ciebie patrzeć, chcą brać z ciebie przykład, chcą się uczyć na twoich błędach i korzystać z twojego doświadczenia.

Tak, ale wiesz, dziś niemal każdy kulturysta nagrywa swoje DVD z ćwiczeniami – ja jakoś nie mogę się przemóc. Wszyscy fotografują się na siłowni – tego też nie robię i wiem, że to źle - chociażby ze względu na mój fanpage, bo ludzie chcą oglądać takie rzeczy [a na samym Facebooku Cedric ma ponad 100 tys. fanów – przyp. red.]. Dla mnie to krępujące. Nie mam bowiem wrażenia, że robię coś nadzwyczajnego czy imponującego. To tak samo jak z kręceniem reklam: kiedy patrzę na innych, oni sapią, dyszą, jęczą, stękają – jesteś zmęczony od samego patrzenia na ten ich wysiłek.

dq0vdjh

Zawsze trenuję w pełnym skupieniu, nie wydaję z siebie żadnego dźwięku, kontroluję siebie w każdym aspekcie – co w końcowym efekcie, np. w reklamie, może wyglądać strasznie nudno. Ale naprawdę uważam, że nic nie powinno nas w trakcie treningów rozpraszać: nie powinniśmy skupiać się na piosence, która gdzieś tam leci w tle, myśleć o problemach w związku czy wdawać się w pogaduszki z partnerem od ćwiczeń, bo taki trening nic nam nie da. To też kolejny powód, dla którego nie mógłbym mieć trenera - kogoś, kto by mną sterował, mówił, co mam robić, albo, co gorsza, krzyczał, żeby mnie „zmotywować”. Stres, negatywna energia, rzadko kiedy pomagają w osiągnięciu celu, a na pewno sprawiają, że mniej się kocha to, co się robi. Uwierz mi, gdybym kazał ci teraz iść stąd do Niemiec, daleko byś nie zaszła. Ale gdybyś postanowiła dojść tam, motywowana np. zbiórką pieniędzy na cele charytatywne, doszłabyś, gwarantuję. Tak działa nasz mózg, ściśle połączony z naszym ciałem.

Twoim zdaniem istnieje jakaś granica wiekowa, kiedy można zacząć trenować kulturystykę, a kiedy zaczyna się być już na to za starym? Biorąc pod uwagę przykład chociażby tzw. doktora Jeffry’ego Life'a...

Moim zdaniem każdy wiek jest dobry, jeśli tylko dopasujemy program treningowy do naszych możliwości. Bo jeśli ktoś jest 60-latkiem bez formy i nagle rzuca się w ćwiczenia jak dla 20-latka, to to nie może się skończyć dobrze. Ale jeśli chce się zacząć nad sobą pracować, to nigdy nie jest się na to ani za starym, ani zbyt młodym.

Jak wygląda twój rozkład dnia? Jak dużo czasu poświęcasz na treningi?

Kiedy pracowałem dla armii, a pracowałem jako szkoleniowiec kadry, wstawałem przeważnie koło 4.30, żeby dojechać na miejsce. Rano i wieczorem powinienem godzinę trenować, ale nie zawsze się to udawało. Śniadanie jadłem, prowadząc samochód, co nie było ani zdrowe, ani bezpieczne, no ale trzeba sobie jakoś radzić. Na miejscu był trening fizyczny z żołnierzami lub wykłady, potem śniadanie. Jeśli przygotowywałem się do zawodów – zamiast na śniadanie biegłem w tym czasie na trening cardio, potem dalsze wykłady, w przerwie na lunch biegłem coś zjeść albo na kolejne cardio, czasem, kiedy już padałem ze zmęczenia, po prostu kładłem się w sali na podłodze i zasypiałem na pół godziny. Chodziłem notorycznie niewyspany. Pod koniec dnia, po ostatnich już ćwiczeniach i wykładach, czekała mnie robota papierkowa i, koło godz. 19-20 powrót do miasta, gdzie szedłem jeszcze na godzinkę na siłownię, czasem wcześniej ucinając sobie drzemkę w samochodzie. Do domu wracałem, kiedy cała moja rodzina – żona i czwórka dzieci – już
dawno spała. Ale robiłem to dla nich, aby mieć z czego utrzymać rodzinę. To musiało się zmienić.

(fot. Magda Drozdek/WP.PL)

W końcu rzuciłeś pracę w wojsku i…?

I zacząłem mieć więcej czasu dla najbliższych, na swoje pasje, jak majsterkowanie w drewnie czy zajmowanie się ogrodem, no i przede wszystkim na treningi. Zacząłem też pracować jako nauczyciel na zastępstwo. Tak, to nie żart, lubię dzieciaki, a one nawet mnie słuchają, choć wolą rozmawiać o mojej karierze czy jakiś głupotach. Ale umiem ich spacyfikować jakimś żartem. Na przykład kiedy taki wyrostek zaczyna gadać: „Ej, ale jesteś wielki!”, odpowiadam mu: „twoja matka też tak uważa” [śmiech]. To rozładowuje atmosferę, pozwala nam nawiązać więź, a ja nigdy nie ośmieliłbym się obrazić czy wyśmiać jakiegoś dzieciaka, tak sobie dowcipkując, ustalamy granice.

dq0vdjh

Co jednak najważniejsze, mam podpisany kontrakt z Scitec Nutrition – firmą, której żadnemu sportowcowi, nawet amatorowi, chyba przedstawiać nie trzeba.

Nie ma możliwości, aby utrzymać się z samego bycia kulturystą?

To nie jest pewny zawód, a kiedy masz rodzinę, musisz mieć pewność, że będziesz miał ją za co utrzymać. Gdybym nie miał stałej roboty, musiałbym brać pieniądze za wywiady, wykłady, musiałbym się domagać 10 dolarów za każdym razem, kiedy ktoś chciałby sobie ze mną zrobić zdjęcie, musiałbym wciskać ludziom moje t-shirty czy DVD z ćwiczeniami. To nie dla mnie.

(fot. Magda Drozdek/WP.PL)

Opowiedz coś o swojej diecie.

dq0vdjh

Poza sezonem startowym mogę jeść tyle pizzy, ile tylko zapragnę. Taki szczęśliwie mam metabolizm, że nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się nadmiernie przytyć. Natomiast na kilka, kilkanaście tygodni przed zawodami, a tych mam obecnie ok. 6 w roku, muszę już zacząć dbać o dietę – w sumie wychodzi na to, że sezon trwa u mnie niemal przez cały rok. Ale staram się od czasu do czasu robić sobie przerwy, żeby się nie wypalić. A wracając do diety – przeważnie jem czerwone mięso - cielęcinę, steki - lub pierś kurczaka. Do tego raz ryż, raz ziemniaki, raz same warzywa. Przykładam do tego sporą wagę i wiem mniej więcej, czego mój organizm potrzebuję. Wolę mu też dostarczać mniejsze niż większe dawki protein, bo tak są lepiej przyswajalne. W sumie jem jakieś 4-5 posiłków dziennie - właściwie zawsze wtedy, kiedy jestem głodny, a nie kiedy zadzwoni alarm, że „już czas na kolejną porcję, bo minęły 2 godziny",tak jak to robią niektórzy.

Czy twój wygląd sprawia, że dziewczyny oglądają się za tobą na ulicach?

Tam, skąd pochodzę, nie ma innych kulturystów, w całym miasteczku jest jeszcze może trzech jako tako zbudowanych gości. Tak więc mięśnie w moich stronach nie są zbyt popularne. Jeśli się któraś zagapi, to chyba tylko dlatego, że wyglądam dla niej dziwacznie i trochę obrzydliwie. Ale spoko, te dziewczyny też nie są raczej dobrze zbudowane, większość z nich jest po prostu o siebie nie dba.

A tobie – choć masz żonę, więc to być może nieodpowiednie pytanie – podobają się umięśnione dziewczyny lub wręcz kulturystki?

Kiedy byłem mały i oglądałem komiksy, byłem zachwycony tymi wszystkimi umięśnionymi kobietami – na ich wielkie uda potrafiłem się gapić naprawdę długo. Ale kiedy dorosłem i zacząłem poznawać profesjonalne kulturystki, odkryłem ze zdumieniem, że wiele z nich jest, delikatnie mówiąc, zbzikowanych. Mówię serio. I sam już nie wiem, czy to przez treningi i chęć posiadania mięśni te laski się robią takie dziwne, czy może same dziwne dziewczyny ciągnie do kulturystyki. Ale fakt jest faktem, że nie – już mi się nie podobają [śmiech].

A co twoja żona sądzi o kulturystyce?

Cóż, mojej żonie też nie podobają się moje mięśnie, zawsze powtarza, że zakochała się w facecie, którym jestem, a nie w tym, jak wyglądam, i nie może się już doczekać chwili, kiedy roztyję się jak normalny człowiek i będę miał „brzuszek tatuśka” [śmiech].

(fot. Magda Drozdek/WP.PL)

dq0vdjh

Żarty żartami, ale ja też nigdy bym nie chciał być z kobietą, która siedziałaby w tym sporcie. Gdybyśmy oboje mieli brać udział w zawodach, przesiadywać razem na siłowni, gdyby wszystkie rozmowy w domu toczyły się wokół kulturystyki, chyba bym zwariował. Mój dom to mój azyl, w nim zapominam o wszystkim innym i skupiam się na rodzinie. Nikt mnie tu nie ochrzania, że np. jem pizzę czy burgera, podczas gdy ona jest przecież w trakcie przygotowywania się do występu i musi być na diecie. Zdecydowanie wolę być z kimś, kto w tym nie siedzi.

Tak samo cieszę się, że nie mieszkam w jakiejś enklawie kulturystów, gdzie takich jak ja byłoby wielu, gdzie mielibyśmy swoje „specjalne” kluby, siłownie, restauracje i żylibyśmy jak w jakiejś sekcie. Wolę prowadzić życie normalnego faceta.

A propos facetów – czy nie zdarzają ci się sytuacje, w których jesteś celowo zaczepiany i prowokowany do bójki, bo jakiś chojrak chce sprawdzić, czy da sobie z tobą radę?

Nie, raczej nie. Ludzie lubią sobie nawzajem robić żarty, pokazując mnie palcem i wołając do kumpla: „hej, ten tu olbrzym chce się z tobą bić!”, ale ja wtedy zawsze odpowiadam: „nie, nie, absolutnie, żadnych bójek” [śmiech]. Przyznam, że ze znacznie większą liczbą tego typu głupich zachowań spotykałem się w armii. To nawet nie była chęć sprawdzenia się moich kolegów z wojska, raczej zwykła ludzka zazdrość. Kiedy zaczynałem być popularny i na przykład przyjeżdżała ze mną na miejsce ekipa z kamerą albo byłem zwalniany wcześniej do domu z powodu treningów lub wyjazdu na zawody – nie wszystkim się to podobało i czasem musiałem stanąć w obronie swojego dobrego imienia. Zazwyczaj jednak jestem ostoją spokoju. No i zawsze jestem silniejszy od przeciwnika [śmiech].

Dużo podróżujesz po świecie. To ten przyjemny czy męczący aspekt bycia kulturystą?

Samego podróżowania nie lubię za bardzo – wiesz, samoloty dla takich jak ja są naprawdę niewygodne, za mało miejsca na nogi. Nie jestem też typem turysty, żebym miał zwiedzać miejsca, do których przyjeżdżam. Ale lubię poznawać nowych ludzi podczas takich wyjazdów, sporo frajdy sprawia mi reprezentowanie Scitec Nutrition, bo dzięki nim rozwijam skrzydła, no i mogę sobie porozmawiać tak przyjemnie jak teraz z tobą [śmiech].

dq0vdjh

**[

MĘSKA SYLWETKA W 90 DNI BEZ WYCHODZENIA Z DOMU ]( http://trening.wp.pl/index.php/mid/127/fid/1702/trener/treningi?utm_source=trening.wp.pl&utm_medium=spotlight&utm_content=poznaj_nowosc&utm_campaign=2016_02_Nowosc_Transformator90 )**

dq0vdjh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dq0vdjh