Ludzie„Chłopy, badajcie się!”. Robert też nie wierzył, że badania są ważne, dopóki nie poznał diagnozy

„Chłopy, badajcie się!”. Robert też nie wierzył, że badania są ważne, dopóki nie poznał diagnozy

„Chłopy, badajcie się!”. Robert też nie wierzył, że badania są ważne, dopóki nie poznał diagnozy
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

12.11.2016 09:45, aktual.: 28.05.2018 15:03

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zapuść wąsy dla jaj – przekonują inicjatorzy Movember. Jak co roku u kilku mężczyzn pojawi się zarost, ale ilu rzeczywiście pójdzie się zbadać? Robert nigdy nie zawracał sobie tym głowy. Poszedł do lekarza dla żony, żeby ją uspokoić. Gdyby nie ta wizyta, to nie wiadomo, jak długo by jeszcze pożył.

Robert nigdy nie myślał o tym, by się przebadać. A żona chodziła za nim i prosiła, by jednak poszedł do lekarza. – Jeżeli nie chcesz dla siebie, to chociaż zrób mi przyjemność – powtarzała.

Poszedł. Był 2013 rok, Dzień Nauczyciela. Pierwsze badanie, potem drugie. Lekarz wysłał Roberta na biopsję. Wynik, który jest jeszcze dopuszczalny to 4, Robert miał 11, po drugiej biopsji wyszło, że 13,7. Ostatecznie skończyło się na 17. – To są chyba jakieś jaja – wspomina.

Diagnoza? Rak prostaty. Robert długo nie mógł zrozumieć, że jest chory. – Praktycznie nie było chwili, żebym nie myślał, co będzie dalej. Jak to się wszystko potoczy? Mówiąc wprost – czy umrę, a jeżeli tak, to kiedy? W zasadzie zastanawiałem się, jak sobie poradzą żona i dzieci. Co mam jeszcze do zrobienia? Czy zdążę? – mówi.

Potem zdecydował, że skoro rak jest, to jest i trudno, trzeba walczyć. Najgorzej było powiedzieć rodzinie. – Jak im powiem, to jesteśmy w tym razem. Jak nie, będę z tym zupełnie sam – dodaje.

Walczyli więc razem. Rodzina była jego największym wsparciem. – Uważałem, że to za wcześnie. Dużo za wcześnie. Gdzie matura Darii, potem studia, mąż, wnuki? Gdzie praca i rodzina Artura? A w końcu nasze plany o wspólnym sympatycznym zestarzeniu się, opiekowaniu się wnukami, podróżach, czytaniu książek, a w końcu zwyczajnym byciu razem? – wspomina.

Robili wszystko, by w domu było normalnie tak jak zawsze. Dopiero gdy zbliżał się termin operacji, to nie wiadomo było, kto kogo pociesza. Kiedy 10 czerwca Robert leżał już na stole operacyjnym, anestezjolog musiał odwołać zabieg. Kolejna zła informacja – miał zbyt wysokie ciśnienie, a operacja w takim stanie groziła udarem, zawałem lub śmiercią.

To właśnie wtedy Robert najbardziej odczuł wsparcie bliskich. Po zakończonym leczeniu mógł wreszcie pozbyć się raka. – Świetny zespół urologów z prof. Piotrem Chłostą na czele – mistrz świata, to dzięki niemu teraz gadamy – po 6,5 godzinnej operacji usunął raka z mojego organizmu 30 lipca. Kiedy się obudziłem, zobaczyłem żonę i jakieś monitory. Nie do końca docierało do mnie, co się dzieje, ale w głębi serca byłem spokojny, bo wiedziałem, że już jest po – opowiada.

Robert musiał jeszcze walczyć z powikłaniami, ale dziś jest w pełni zdrowy. Właśnie minęła 25. rocznica ślubu z Grażyną. W tym roku razem z kobietami, które wygrały z rakiem, popłynął w Onkorejs.

- Ja to robię, żeby inni ludzie się badali. Wiem, że bez Grażyny bym tego nie zrobił. Byłem świadkiem rozdzierających historii. Chorują tak samo wszyscy. Biedni, bezdomni, ci co mają pałace. Na tym to polega, że choroba sięga po wszystkich. Chłopy, badajcie się. Nie zwlekajcie. To tylko fiolka krwi, która pobrana w odpowiednim momencie daje sygnał, że czas na akcję „pożegnanie raka”. Pamiętajcie, mnie nic nie bolało, nie miałem żadnych objawów. Tak jak jedni chorują na grypę, przeziębienie, tak ja zachorowałem na nowotwór – mówi.

Maciek Mehring miał 36 lat, kiedy dowiedział się o swojej diagnozie. Przez przypadek, bo był przekonany, że ból, który od jakiegoś czasu odczuwał, to tylko przepuklina. Trafił na SOR w Gdańsku, gdzie zrobiono mu wszystkie badania. USG jednoznacznie potwierdziło, że to nie przepuklina, a nowotwór. Urolog przygotował go na dalsze działanie, opowiedział o czekającej go operacji. Potem Maćkiem zajęli się onkolodzy ze szpitala na gdańskiej Zaspie.

- Nowotwór, który zdiagnozowano u mnie, dotyka bardzo często młodych chłopaków. Ze mną na oddziale leżał 21-latek i drugi chłopak, który miał 24 lata. Teraz mamy Movember, więc powinniśmy mówić o tym jeszcze głośniej. Prawda jest taka, że nowotwory męskie, czyli nowotwory jąder, prostaty dotykają właśnie tych młodych mężczyzn, którzy się po prostu nie badają. Naprawdę nie ma reguły na to, że nowotwór to choroba starszych – opowiada.

- Zanim człowieka nie dotknie rak, to ma to przekonanie, że on doświadcza wszystkich dookoła, ale nie mnie. I nagle ktoś stawia ci taką diagnozę. Zmienia się postrzeganie świata. Myślisz: „dobra, miałem jeden nowotwór, mogę mieć kolejny” - dodaje Maciek, który pomaga żonie, która także zachorowała na raka. (Więcej o ich historii przeczytasz w reportażu: Najpierw raka pokonał Maciek. Teraz o życie walczy jego żona Ania)

O co chodzi z Movember?

- Chłopaki nie płaczą. Nie załamują się. Są zawsze na wszystko gotowi. A już na pewno nie chorują. No dobrze, czasem chorują, ale z pewnością nie na nowotwory. Rak jąder i rak prostaty to nie potwory z filmowych horrorów – piszą pomysłodawcy polskiej akcji Movember na swojej stronie internetowej.

Rak jądra dotyka głównie mężczyzn między 14. a 34. rokiem życia. Rak prostaty - już po 45. roku życia. Choć nowotwory są najczęstszą przyczyną śmierci mężczyzn w Polsce, to mówienie o nich, a zwłaszcza o tych atakujących okolice intymne, jest tabu. Częściej można przeczytać o historiach kobiet, które z rakiem wygrały. Panowie o swoim zdrowiu rozmawiać nie potrafią.

To właśnie próbują zmienić inicjatorzy Movember. Jak to się zaczęło? W 2003 roku dwóch przyjaciół z Australii – Travis Garone i Luke Slattery – postanowiło przywrócić modę na wąsy. Napisali: „czy jesteś wystarczająco męski, by być moim kolegą?”.

Zebrali grupę mężczyzn, która była gotowa do podjęcia wyznawania i się zaczęło. Wpisowe wynosiło 10 dolarów, pojawiły się także pieniądze od znajomych śmiałków. Sumę, którą udało się uzbierać, przekazali fundacji pomagającej chorym na raka prostaty. Żart przerodził się szybko w międzynarodową akcję, bo wąsy zaczęto zapuszczać nie tylko w Australii, ale też w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, a z roku na rok dochodzą kolejne kraje.

Założenia akcji są proste. Znani mężczyźni zapuszczają w listopadzie wąsy, by prowokować do dyskusji o męskich nowotworach. Uświadamiają panom, ale też ich partnerkom, jak ważne są regularne badania. W Polsce w tym roku do akcji jako jedna z pierwszych włączyła się siatkarska drużyna ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Udział w tegorocznej edycji zapowiedzieli piłkarze Ekstraklasy, więc w najbliższych tygodniach będzie można spodziewać się kilku zmian wizerunku. Kreatywność panów nie zna granic. Dla przykładu: podczas ostatnich finałów ESL Pro League zbierano pieniądze na walkę z rakiem. Widzowie wpłacali pieniądze, a w zamian za to komentatorzy mieli do wykonania różne zadania. Za 10 tys. wpłaconych funtów dwóch komentatorów pocałowało się na wizji.

Odpowiednio wcześnie wykryty nowotwór jąder jest w 99% procentach uleczalny. W przypadku nowotworów prostaty, radykalne leczenie można odroczyć w czasie rozwój choroby. Osiągnięcia współczesnej medycyny, zaawansowana diagnostyka i obrazowanie na nic się jednak nie zdadzą bez wiedzy na temat wczesnego wykrywania nowotworów.

- Najważniejsze jest samobadanie i regularne kontrole u lekarza, a tego panowie zwykle nie robią. Chociaż 79% mężczyzn twierdzi, że profilaktyka zdrowotna jest skuteczna, to jednak niewiele z nich faktycznie się tematem zajmuje. Tymczasem mężczyźni przed czterdziestką powinni regularnie badać się samemu, zaś ci po 45 roku życia - przynajmniej raz w roku sprawdzać poziom PSA – piszą pracownicy Fundacji „Światło”.

W najbliższym czasie bezpłatne badanie będzie można wykonać m.in. 12 listopada w warszawskich Złotych Tarasach od godz. 9 do 22. Pełna lista wydarzeń dostępna jest pod tym linkiem.

Komentarze (94)