CiekawostkiCiemna strona elektronicznych randek...

Ciemna strona elektronicznych randek...

Czy w świecie wirtualnym można zarazić się np. rzeżączką?

Ciemna strona elektronicznych randek...
Źródło zdjęć: © fotochannels.com

30.04.2012 | aktual.: 03.05.2012 13:39

Kanada przeżywa kolejny wysyp chorób wenerycznych. Pod koniec lat 90' sytuacja trochę sie uspokoiła, nowe milenium przyniosło jednak drastyczny wzrost występowania wstydliwych przypadłości intymnych. W ciągu ostatniej dekady, liczba przypadków syfilisu wzrosła 10-krotnie, chlamydii o 66 proc., zwiększył się też zasięg rażenia opryszczki i wirusa HIV, podaje "National Post". Coraz więcej naukowców skłania się ku opinii, że choroby weneryczne to dziś w dużej mierze produkt internetowych portali randkowych.

Jak ściągnąć chlamydię z Internetu?

Jak informuje "Gazeta Prawna", w Europie przez Internet randkuje już ponad 38 milionów ludzi, w tym 5 milionów Polaków. Dlaczego coraz więcej osób wybiera tę metodę poszukiwania partnera? Podstawowa zaleta randek online to ich prostota - w przeciągu 15, 20 minut można dowiedzieć się o danym człowieku tyle, co na serii randek, wystarczy tylko przejrzeć jego profil. To oszczędność czasu, która pozwala na dokonanie tzw. pierwszego przesiewu. Potem przychodzi czas na kontakt. Między ludźmi rodzi się więź i poczucie, że są nam bliscy i, że nie mają przed nami tajemnic...

Okazuje się jednak, że zaskakująco wielu użytkowników portali randkowych nie tylko skrywa tajemnice przed nami, ale również przed samymi sobą - magazyn "Logo" donosi, że "samym wirusem zapalenia wątroby typu C zarażonych jest w Polsce ponad 700 tysięcy osób, z czego tylko dwa procent z nich o tym wie: 50 tys. przypadków jest zdiagnozowanych i leczonych". Z kolei według szacunków "International HIV and AIDS charity", w 2009 roku w Polsce żyło niemal 30 000 osób zakażonych HIV/AIDS. Dodatkowo, podejrzewa się, że te wskaźniki mocno skoczą po EURO 2012. A co się stanie z ludźmi, którzy złapią chorobę intymną? Załogują się na portalu randkowym.

To właśnie wypadkowa tych czynników sprawia, że coś, co w teorii jest całkowicie bezpieczne - a więc ranki przez Internet - w rzeczywistości stanowi główny powód wzrostu chorób wenerycznych, nie tylko w Kanadzie, ale i na całym świecie. Uproszczona epidemiologia wygląda następująco: Ludzie coraz częściej sięgają do Internetu po miłość, często nawet nie wiedząc, że są chorzy. Zapoznają się z innymi, niczego nie podejrzewającymi ludźmi, rozwijają swoją znajomość, natomiast kiedy dochodzi do spotkania "w realu" szybciej idą razem do łóżka, bo dzięki częstym kontaktom w Internecie czują, że doskonale się znają i "opuszczają gardę".

Seniorzy w natarciu

Kolejnym ciekawym aspektem tego zjawiska jest fakt, że za sporą część wzrostu zachorowalności na choroby intymne odpowiadają osoby w wieku średnim, które jak się okazuje - mimo bogatszego doświadczenia życiowego - rzadziej sięgają po zabezpieczenia. Dlaczego? Cóż, kobiety w wieku pomenopauzalnym wiedzą, że w ciąże już nie zajdą, natomiast mężczyźni chcą w jesieni życia nacieszyć się seksem w pełnym wymiarze sensualnym. To również oni stanowią pokaźną grupę użytkowników portali randkowych. Stąd, radzimy zachować rozwagę - żeby Polska zamiast drugą Irlandią, nie stała się drugą Kanadą, bo jak widać faktycznie "zło nie śpi". Tym bardziej w Internecie...

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (61)