Co się stało z naszą klasą, czyli fenomen popularności spotkań po latach
Popularność spotkań szkolnych grup wybuchła 10 lat temu, gdy rozpoczął działalność internetowy serwis Nasza Klasa
04.12.2015 | aktual.: 21.06.2016 15:18
Jedni uczestniczą w nich kierowani sentymentalnymi wspomnieniami z czasów młodości, drudzy powodowani zwykłą ludzką ciekawością, a jeszcze inni - próżnością, ponieważ po prostu chcą się pochwalić sukcesami zawodowymi czy finansowymi. Organizowane po latach spotkania klasowe cieszą się niesłabnącą popularnością i są niewyczerpalnym źródłem emocji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych.
Pokolenie naszych dziadków czy ojców wracało myślami do czasów szkolnych zazwyczaj tylko przy okazji wspominek i oglądania pożółkłych zdjęć klasowych. Brak internetu, ograniczona łączność telefoniczna, problemy z podróżowaniem powodowały, że koledzy z młodości spotykali się "od wielkiego dzwonu" i zazwyczaj w wąskim gronie. Okazją do zebrania większej grupy dawnych kumpli były zwłaszcza... pogrzeby, co świetnie ukazali twórcy kultowego dziś serialu "Czterdziestolatek".
W jednym z odcinków inżyniera Stefana Karwowskiego odwiedza niejaki Jodłowski (kapitalna rola Zdzisława Maklakiewicza), którego jednak główny bohater początkowo nie może rozpoznać. Dopiero po długim namyśle odkrywa, że jest to kolega z podstawówki, noszący pseudonim "Dżuma". "Stefek, mordo złota, ale żeś się posunął, włosy posiwiały, wory pod oczyma, ale ta sama poczciwa głupia gęba" - woła na przywitanie Jodłowski, który później komunikuje Karwowskiemu, że przyjechał powiadomić go o śmierci kumpla z klasy, Mariana, którego tytułowy "Czterdziestolatek" znowu zupełnie nie pamiętał.
Na pogrzebie Mariana Karwowski zobaczył się z kilkoma dawnymi kolegami. Po ceremonii jeden z nich rzucił, że muszą koniecznie się spotkać i pogadać, na co Stefan odparł pesymistycznie: "Musimy, ale się nie spotkamy. Wiecie jak to jest. Chyba że tak jak dzisiaj z okazji któregoś z nas".
Dziś na szczęście nie trzeba już czekać na pogrzeb szkolnego kumpla, by znaleźć okazję do spotkania w klasowym gronie.
"Rozdrapałem młodość naszą"
Wspomnienia i doświadczenia wyniesione z wieloletniego zwykle pobytu w grupie, jaką tworzy szkolna klasa, mają bardzo duży wpływ na nasze późniejsze doświadczenia, m.in. poczucie zadowolenia z życia, o czym przekonywał podczas niedawnej rzymskiej konferencji poświęconej szczęściu prof. Bruno Frey z Uniwersytetu w Warwick w Wielkiej Brytanii.
Jego zdaniem, klasa stanowi równie ważną grupę odniesienia, co rodzina czy współpracownicy. Do szkolnych kolegów nieświadomie porównujemy się przez całe życie, a nasze sukcesy i porażki są mocno relatywne - zależą od tego, jak powodzi się dawnym koleżankom i kolegom. "Jeśli na ich tle wypadamy na korzyść, odbieramy to jako sukces i jesteśmy zadowoleni z siebie. Jeśli na niekorzyść - mamy poczucie porażki. Przy czym kobiety zwykle porównują się do innych kobiet, a mężczyźni - do innych mężczyzn" - czytamy w "Polityce".
Choć przed laty spotkania klasowe należały do rzadkości, nie oznaczało to jednak braku zainteresowania losami "współtowarzyszy szkolnej niedoli". Dużą rolę odgrywała nasza naturalna skłonność do sentymentalizmu, co najlepiej wyraził Jacek Kaczmarski w słynnym utworze "Nasza klasa", który ukazuje skomplikowane losy Polaków z przełomu lat 70. i 80.
"Co się stało z naszą klasą? Pyta Adam w Tel-Avivie / Ciężko sprostać takim czasom, ciężko w ogóle żyć uczciwie / Co się stało z naszą klasą? Wojtek w Szwecji w porno-klubie / Pisze: dobrze mi tu płacą za to, co i tak wszak lubię" - pisał Kaczmarski.
W jego utworze "spotkanie klasowe" przyniosło dość smutną refleksję: "Odnalazłem klasę całą - na wygnaniu, w kraju, w grobie / Ale coś się pozmieniało: każdy sobie żywot skrobie / Odnalazłem całą klasę, wyrośniętą i dojrzałą / Rozdrapałem młodość naszą, lecz za bardzo nie bolało".
Ferajna się wykrusza
Popularność spotkań szkolnych grup wybuchła 10 lat temu, gdy rozpoczął działalność internetowy serwis Nasza Klasa, założony m.in. przez Pawła Popowicza, studenta informatyki Uniwersytetu Wrocławskiego, który w jednym z wywiadów opowiadał: "Pomysł narodził się przypadkowo. Mieliśmy ich mnóstwo, ale ten jeden szczególnie przypadł mi do gustu - za jednym kliknięciem wysłać wiadomość do wszystkich kumpli z liceum, odnaleźć się, utrzymać kontakt". Projekt okazał się strzałem w dziesiątkę, a początkowo ruch był tak duży, że serwery nie wytrzymywały obciążenia i padały. W 2009 r. Nasza Klasa osiągnęła szczyt zainteresowania, a swój profil posiadało wówczas 13 mln internautów. Od tego czasu jej popularność zaczęła gwałtownie spadać, jednak nawiązane za pośrednictwem serwisu kontakty zaowocowały licznymi spotkaniami klasowymi.
(fot. PAP)
Dla 60-letniego Zygmunta z Radomia była to pierwsza od blisko pół wieku okazja do rozmowy z dawnymi towarzyszami ze szkolnej ławy. "Gdy zobaczyłem tych starszych panów z brzuszkiem, łysiną albo siwą czupryną, poczułem się bardzo dziwnie. Na szczęście lody szybko pękły i spędziliśmy całą noc, popijając wódeczkę i wspominając dawne czasy. Nawet nie wiedziałem, że potrafię się jeszcze tak głośno śmiać" - wspomina na forum.
Od tamtego czasu starają się spotykać przynajmniej raz w roku, choć ze smutkiem zauważa, że podobnie jak w "Czterdziestolatku" - "ferajna się wykrusza" i coraz częściej widuje się ze szkolnymi kumplami na pogrzebie kogoś z dawnej "paczki".
W tym momencie można znów zacytować inżyniera Karwowskiego: "Nam się ciągle wydaje, że jesteśmy młodzi, a jak zobaczyłem kolegów, to zorientowałem się, że pora już porządkować papiery. Oni pewnie pomyśleli to samo, ale przez delikatność nic nie powiedzieli".
Naginanie prawdy
Spotkania po latach wywołują różne emocje, nie zawsze pozytywne. "W moim wypadku można powiedzieć: jaka klasa, takie spotkanie. Po latach dowiedziałem się, że koledzy wymyślili sobie, że jestem homoseksualistą i rozpuścili tę informację w całej szkole. Wmówili to między innymi dziewczynie, w której byłem zakochany, a ona dziwnie się zachowywała i unikała spotkań. Dopiero na spotkaniu klasowym odkryłem, dlaczego miała do mnie dystans i to był chyba jedyny pozytyw z tej imprezy. Na kolejne już się nie wybrałem, bo dlaczego mam utrzymywać kontakt z takimi ludźmi?" - pyta 38- letni Konrad z Olsztyna.
W praktyce spotkania klasowe często służą przede wszystkim zbieraniu informacji o dawnych kolegach i porównywaniu poziomu zamożności, stylu życia i gustu z tymi, którzy (teoretycznie) mieli w życiu takie same szanse jak my. Zwykle chcemy z tych porównań wyjść zwycięsko, dlatego imprezy przeradzają się niekiedy w prawdziwe targowiska próżności.
(fot. PAP)
- Bardzo często naginamy trochę prawdę, żeby wypaść lepiej w oczach dawno niewidzianych szkolnych znajomych. Bezrobotny opowiada o swoich ambitnych planach biznesowych, a kawaler opisuje szczęśliwe życie małżeńskie. Na nasze usprawiedliwienie możne dodać, że nie jest to tylko polska specyfika - tłumaczy psycholog Wojciech Jagiełło, powołując się na wyniki niedawnych badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii, gdzie co piąty ankietowany przyznał się do drobnych kłamstw podczas spotkań ze znajomymi ze szkoły czy uniwersytetu.
Manipulacje najczęściej dotyczą kariery zawodowej i niestety specjalizują się w nich zwłaszcza mężczyźni, zawyżający swoje zarobki i oszukujący rozmówców w sprawie posiadanego auta (w opowieściach jeździmy często znacznie lepszymi samochodami niż w rzeczywistości). Kobiety zwracają większą uwagę na prestiż swojej pracy - blisko 50 proc. przyznało, że naciąga prawdę na temat zajmowanego stanowiska, by zyskać w oczach znajomych.
Nostalgia za dzieciństwem
Wybierając się na spotkanie klasowe, musimy się spodziewać rozmaitych emocji. "Często oczami wyobraźni chcemy widzieć roześmianych nastolatków kupujących piwo na wycieczce szkolnej, a tu nagle okazuje się, że połowa z nich ma duże brzuchy, dzieci, żony, mężów i co najważniejsze - diametralnie inną niż ta z czasów szkolnych osobowość" - pisze jeden z internautów.
Nie brakuje też zdecydowanych przeciwników takich imprez. Konrad, jeden z uczestników dyskusji na blogu "Droga do prostego życia", twierdzi, że znajomości szkolne miały z założenia przymusowy charakter i nie ma ochoty ich kontynuować, a w spotkaniach klasowych chodzi często o niezdrową ciekawość - komu się powiodło, jak się komu żyje, kto jak dziś wygląda. "Poza tym wydaje mi się, że tego typu spotkania po latach wypadają raczej sztucznie, ślizgając się po powierzchni tego, co tak naprawdę dzieje się w naszym życiu" - przekonuje Konrad. "Nie wątpię, że moi klasowi koledzy/koleżanki to zazwyczaj sympatyczni, normalni ludzie. Ale żeby od razu spotkanie klasowe? Oczywiście dużą rolę odgrywa tu nostalgia za dzieciństwem, latami młodości. Czy nie warto jednak pozostawić lekko pożółkłych wspomnień nienaruszonymi?" - zastanawia się bloger.
"Po prostu ludzie przychodzą i odchodzą, są nowi znajomi, a ze starymi już się nie widuję. Osobiście nienawidzę sztuczności i udawania, głupich pytań, uśmieszków. Nie zamierzam być nieuprzejmy, więc wolę unikać takich spotkań z ludźmi, z którymi właściwie już nic mnie nie łączy" - pisze inny internauta.
Kobieca depresja
Spotkania klasowe mogą być również... zagrożeniem dla związku. Przynajmniej do takich wniosków doszedł Mariusz Parkitny, autor bloga "Maniak sądowy". Jego zdaniem, kobiety, zwłaszcza po czterdziestce, kiepsko znoszą konfrontację z rzeczywistością zaobserwowaną podczas imprez z dawnymi koleżankami. "Odwiedziła mnie znajoma. Wróciła właśnie z takiego spotkania. Spotkali się po ponad dwudziestu latach. Była kompletnie załamana. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie. Po chwili zrozumiałem, o co chodzi. Jej koleżanki już nie przypominały tych dziewcząt sprzed lat. Niektóre przytyły, zbrzydły. I choć założyły najlepsze ciuchy, nie potrafiły ukryć upływającego czasu. Moja znajoma, choć wyglądała w tym towarzystwie najlepiej, wpadła w doła" - opisuje Parkitny.
Efekt? Aby potwierdzić swoją atrakcyjność, kobieta może zacząć szukać kochanka, zwykle młodszego do siebie. "Oj, panowie, pora się bać i zacząć dbać o żony" - radzi Parkitny.
Wybierając się na spotkanie klasowe, musimy się też liczyć z przypomnieniem dawnych grzeszków i wyrzutami prześladowanych przed laty kolegów czy koleżanek. Na szczęście rzadko przybiera to tak dramatyczną formę, jak w filmie "Zjazd absolwentów", którego reżyserka, Anna Odell, wraca do dawnej szkoły, by przy okazji uroczystego spotkania wygarnąć prawdę oprawcom, którzy zniszczyli jej młodość.
Rafał Natorski