Trwa ładowanie...
27-03-2008 10:54

Codzienna przemoc uliczna

Codzienna przemoc ulicznaŹródło: Jupiterimages
d4hj49q
d4hj49q

Nie można powiedzieć, że nasz rodzimy język jest ubogi w słowa, jednakże jest kilka takich, które są w stałym, niemal i powszechnym użytku.

Mało tego – bardzo często używane są w zastępstwie innych. Że o służeniu za słowa-wytrychy, czy też jako przerywniki w zamierzeniu mówiących mające zapewne ubarwiać wypowiedź nie wspomnieć. Słyszy się je wszędzie i zawsze, i można odnieść wrażenie, że używają ich dokładnie wszyscy. Wszyscy – bez względu na płeć, wiek, wykształcenie, zawód.

Bez względu na to, czy ze wsi, miasteczka czy miasta. Używają ich mieszkańcy blokowisk i ci, których stać było na wille. Służą dokładnie każdemu, pełniąc przy tym bardzo różne funkcje. Jak już wspomniano wyrazy te służą jako swoiste wytrychy, którymi zastępuje się inne. Są one bowiem mocno nacechowane emocjonalnie. Można nimi wyrazić o wiele więcej, niż tymi, których w danej sytuacji należałoby się spodziewać. O wiele bardziej wyraziste jest bowiem „pie...łem się młotkiem” niż „uderzyłem się młotkiem” – bardziej oddaje i ból, i wściekłość jaką zapewne żywił w momencie uderzenia ten, komu się to przytrafiło. „Zaje...li mi samochód” oddaje i żal, i wściekłość, i bezsilność jakie się w takim momencie czuje. Przykłady można by mnożyć niemal w nieskończoność.

Jeśli się wsłuchać w dialogi prowadzone na ulicach, okaże się, że najczęściej używanym wyrazem jest określenie pani, trudniącej się najstarszym zawodem świata. Są tacy, którym słowo to nie schodzi z ust; u rekordzistów jest to prawie co drugi wyraz. Nie ma chyba nikogo, kto z ręką na sercu mógłby powiedzieć, że nigdy w życiu nie rzucił grubym słowem.

Nie ma najmniejszego sensu zaprzeczać oczywistości – bluzgi czyli przekleństwa są wszechobecne i towarzyszą nam o każdej porze dnia i nocy O ile oczywiście akurat nie śpimy, choć są i tacy, którym przytrafia się rzucanie mięsem przez sen.

d4hj49q

Znawcy tematu – językoznawcy dopatrują się w tej wszechobecności przekleństw brutalizacji języka. Psycholodzy wskazują na uleganie modzie i wpływowi języka kinowego. Socjolodzy tłumaczą powszechne nadużywanie wyrazów niecenzuralnych chęcią upodobnienia się do grupy, mówienia jej językiem. Ba! przekleństwa doczekały się już nawet miejsca w słownikach – vide Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów Macieja Grochowskiego (PWN, 1996) czy Słownik argotyzmów Stanisława Kani (Wiedza Powszechna, 1995).

Zobacz również

*Mowa ciała - kłamcy patrzą w prawo * * Z małym Wackiem tez można żyć * *Świadomy sen * *Molestowanie - prawda czy mit * *Z kim chciałbyś pójść do łóżka? *
Co by się nie powiedziało – nie trzeba się specjalnie wysilać, żeby usłyszeć soczystą wiązankę, niekoniecznie mówioną po to, żeby komuś ubliżyć czy zrównać kogoś słownie z ziemią. Wiąchy puszcza się często tak sobie – także żeby nadać swojej wypowiedzi jak największą siłę. Bez względu na jej wagę oczywiście, ale uważa się, że ubarwienie wypowiedzi kilkoma grubszymi słowami nadaje jej większe znaczenie.

Nikomu zapewne nie trzeba uświadamiać, że stosowanie wulgaryzmów nie najlepiej świadczy o tym, kto je stosuje, ale komu nie zdarzyło się rzucić mięchem, kiedy się potknął, walnął młotkiem czy zjechał na pierwszej krzyżowej ze schodów. Pięćdziesiąt osób (z ponad dwustu), których niżej podpisany ma w kontaktach jednego z popularniejszych komunikatorów zapytanych, czy klną odpowiedziało twierdząco. 50% z nich stanowiły kobiety. Są to mieszkańcy miasteczek, wielkich miast i dwóch aglomeracji – Trójmiejskiej i Śląskiej, a także i Stolicy.

Gdyby powbijać w mapę Polski kolorowe szpilki ich symbolizujące, to okazałoby się, że nie ma regionu, gdzie nie mieszka któryś o bluzganie pytanych. Wykonują różne zawody – są między nimi księgowi, dziennikarze, graficy komputerowi, prawnicy, lekarze, nauczyciele (także akademiccy), muzycy a nawet i jeden rzeźbiarz – słowem dość szeroki przekrój grup zawodowych. Nie zabrakło wśród rozpytywanych i pary studentów. Jak więc widać, nie jest są oni tak zwanym elementem, ani też nie reprezentują środowisk kryminogennych. Dlaczego klną? Większość klnie tylko w sytuacjach ekstremalnych – wtedy, kiedy targają nimi emocje, na przykład kiedy są wściekli. Soczysta i donośna „k... mać!” wyrywa im się z ust, kiedy nie trafią młotkiem w gwóźdź.

d4hj49q

Kiedy zdarzy się coś niemiłego, na przykład w oczywistej sytuacji nie pada bramka, to bez wspomnianej się nie obejdzie. I nieważne, czy ktoś jest kibicem – i tak rzuca mięsem. Długie przy wódce rodaków rozmowy ubarwiane są bluzgami; w miarę spożytej ilości częstotliwość używania oczywiście wzrasta. Co jednak ciekawe jeśli ktoś z tej pięćdziesiątki chce komuś naubliżać, to nie używa przekleństw. Posługuje się mało wyszukanym słownictwem, ale kląć nie klnie – co najwyżej trafia się jakaś niewinna „dupa”, ale ona przecież już w takim stopniu zakorzeniła się w języku codziennym, że nawet nie odczuwa się, że jest to wulgaryzm.

Żeby było weselej nie zawsze nim była – w zamierzchłych czasach oznaczała rufę czyli tył łodzi. Dopiero później nabrała obecnego znaczenia.

Zobacz również

*Mowa ciała - kłamcy patrzą w prawo * * Z małym Wackiem tez można żyć * *Świadomy sen * *Molestowanie - prawda czy mit * *Z kim chciałbyś pójść do łóżka? *
Wracając jednak do „rozpytywanych na okoliczność”, to nie mają jakiegoś jednego słowa czy zwrotu, którego nader chętnie używają. Można powiedzieć, że w tej mierze raczej ich język cechuje różnorodność. Jeśli już klną, to mają skłonności do budowania wielopiętrowych wiązanek. I oczywiście nie klną stale, choć są i tacy, którzy klną nawet w myślach – wszyscy jednak zgodnie twierdzą, że są miejsca i sytuacje, kiedy nigdy by im się bluzganie nie zdarzyło. A wydawać by się mogło, że skoro już ktoś do używania przekleństw przywykł, to będzie ich używał wszędzie. Co by jednak o rzucaniu mięsem nie napisać, to jest ono przejawem przemocy, słownej oczywiście.

d4hj49q

I zarówno klnąc, jak i przekleństwa nie zwracając uwagi na tę przemoc dajemy swoje przyzwolenie. I nic nas tu nie usprawiedliwia. Jak na wstępie zaznaczono, język rodzimy jest niezmiernie bogaty i naprawdę nie ma żadnej uzasadnionej przyczyny, która usprawiedliwiałaby bezustanne bluzganie. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takich, którzy z równą łatwością mówią „kur...a” i „chleb”. Nie ma żadnego usprawiedliwienia, bo wszechobecne bluzgi to powolne mordowanie języka, bo jak tak dalej pójdzie, to przyszłe pokolenia dostaną od nas kilka lub kilkanaście wyrazów powszechnie uważanych za wulgarne i tomy słowników pełne martwych i niezrozumiałych słów.

Skoro bowiem za pomocą tych kilku czy kilkunastu będzie można wszystko nazwać i wszystko wyrazić... A nie jest to wcale takie nieprawdopodobne – niżej podpisany, będąc mocno nieletnim dziecięciem, bawił się kiedyś mrucząc pod nosem „hulwa, hulwa”. Zainteresowana tym jego Rodzicielka, domyśliwszy się, o co chodzi zapytała: „a skąd ty znasz takie wyrazy?”, na co otrzymała prędką odpowiedź: „a pany sły i mówiły”. Czyli jak te „pany” będą chodziły i mówiły, to... aż nawet strach się bać.

d4hj49q
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4hj49q