Cyrankiewicz i Sokorski - naczelni playboye PRL
19.02.2016 | aktual.: 20.01.2017 12:36
Lubili ekskluzywne alkohole, dobre auta i piękne kobiety. W purytańskim PRL tajemnicą poliszynela były ich liczne (i przeważnie zwycięskie) podboje miłosne
Byli jednymi z najbardziej znanych i wpływowych polityków w PRL. Pierwszy przez wiele lat sprawował funkcję premiera, drugi - po kilkuletnim i niezbyt chwalebnym epizodzie na stanowisku ministra kultury i sztuki - został na kilkanaście lat przewodniczącym Komitetu ds. Radia i Telewizji. I to za jego kadencji, czyli czasów Gomułki i wczesnego Gierka, telewizja przeżyła swój najlepszy okres. To wtedy na ekranach w przaśnej Polsce Ludowej pojawił się Kabaret Starszych Panów i Teatr Sensacji "Kobra". Polacy odkrywali wówczas ambitna kulturę. Nasi bohaterowie woleli odkrywać co innego...
Choć Józef Cyrankiewicz (1911-1989) i Włodzimierz Sokorski (1908-1999) zaliczali się do komunistycznej wierchuszki, to od pozostałych członków politycznej peerelowskiej elity dzieliło ich wiele - zwłaszcza jeżeli chodzi o styl życia. Ci sybaryci nie dzielili papierosa na pół, jak to ze "sportem" robił towarzysz Władysław Gomułka. Lubili ekskluzywne alkohole, dobre auta i piękne kobiety. W purytańskim PRL tajemnicą poliszynela były ich liczne (i przeważnie zwycięskie) podboje miłosne.
Dobry czas dla ludzi bez skrupułów
Józef Cyrankiewicz, wywodzący się z bogatej i patriotycznej rodziny, związał się z komunistami z powodów koniunkturalnych w 1945 roku. Uznał, że wprowadzona przez Sowietów nowa władza zadomowi się w Polsce na dobre i na bardzo długo. Włodzimierz Sokorski z kolei komunistą został jeszcze przed wojną. Zapłacił za to czteroletnim więzieniem.
W Polsce Ludowej przed młodymi (Cyrankiewicz miał 34 lata, a Sokorski - 37) i pozbawionymi skrupułów ludźmi otwarły się szerokie perspektywy. Umieli wykorzystać tę okazję.
Sokorski robił początkowo w związkach zawodowych, a potem - w latach 1952-1956 - został ministrem kultury i sztuki, będąc jednym z promotorów socrealizmu. Po przełomie październikowym 1956 roku kierował radiem i telewizją.
Cyrankiewicz robił karierę w sprzyjającej komunistom PPS, a po dwóch latach, w 1947 roku, stanął na czele rządu. Premierem, z krótka przerwą, był aż do grudnia 1970 roku.
Przerwała ciążę mimo próśb męża
Sukcesy w polityce łączyli obaj panowie z dużym powodzeniem u płci pięknej. W lipcu 1947 roku młody szef rządu stanął na ślubnym kobiercu z Niną Andrycz, jedną z najpiękniejszych polskich aktorek. Andrycz była drugą żoną Cyrankiewicza. Z jej poprzedniczką, Joanną Munk (siostrą reżysera Andrzeja Munka) żył sześć lat - od 1940 do 1946 roku.
Pierwsze lata małżeństwa upłynęły młodej parze niczym piękny sen. Zakochany premier słał niemal codziennie gorące listy miłosne do swej wybranki, a ona równie gorąco mu odpowiadała. Szczęście w gniazdku przy alei Róż nie trwało jednak wiecznie. Nina zaszła w ciążę, którą, mimo protestów męża i matki ("Józef tak bardzo pragnie tego dziecka!") przerwała. Cyrankiewicz płakał, gdy się o tym dowiedział, co tak jego już była żona wspominała po latach: "Żaden wyrzut tak by mnie nie zabolał, jak te łzy mężczyzny, który nagle pojął, że żadnego dziecka ja mu już nie dam".
Aborcja zawisła nad małżeństwem niczym miecz Damoklesa. Nie przerwała go natychmiast, ale koniec związku był już tylko kwestią czasu. Pozbawiony dobrych relacji w domu, Cyrankiewicz rozpoczął szukanie szczęścia gdzie indziej. Był przy tym bardzo nieostrożny...
Listę kochanek znalazła w notesie premiera
Po ośmiu latach małżeństwa, w 1955 roku Nina zupełnie przez przypadek znalazła w biurku intymny notes męża. Cyrankiewicz zanotował w nim imiona i nazwiska swoich kochanek. Jeszcze tego samego dnia urażona w swej dumie żona zaproponowała mężowi rozwód. Józef odmówił. Tłumaczył, ze "kochanki są bez znaczenia, a kocha tylko ją - Ninę".
Aktorka uległa. Małżeństwo trwało jeszcze przez trzynaście lat. Nina i Józef rozeszli się ostatecznie w 1968 roku. Premier dość szybko się pocieszył. Jeszcze w tym samym roku stanął po raz trzeci, i ostatni, na ślubnym kobiercu. Wybranką była Krystyna Tempska, doktor medycyny i reumatolog. Podobno małżeństwo z lekarką było tylko formalnym przyklepaniem trwającego już od dłuższego czasu związku.
Czy małżeństwo ustatkowało pierwszego playboya PRL? Wątpliwe. W latach 60. mówiono o jego związkach z Ireną Dziedzic, gwiazdą ówczesnej telewizji (prowadziła słynne Tele Echo, pierwszy talk show w dziejach TVP). Im goręcej Cyrankiewicz temu zaprzeczał, tym więcej ludzi, także tych bardzo wpływowych, uważało, że "coś musi być na rzeczy".
Lubił kobiety, kobiety lubiły jego
Znano bowiem słabość premiera do gwiazd małego i dużego ekranu. W pierwszych powojennych latach miał być zauroczony Danutą Szaflarską.
Cyrankiewicz lubił jednak także zwykłe kobiety. Takie, które można spotkać na ulicy, w sklepie, czy w kawiarni. Premier był stałym klientem sklepu z kwiatami na rogu Marszałkowskiej i al. Jerozolimskich. Pracowała tam bardzo ładna i młoda blondynka.
Józef Cyrankiewicz podobał się płci pięknej. Gdy został premierem, miał bardzo szczupłą, wysportowaną sylwetkę i niebanalną męską urodę. Golił głowę, wiedząc, że ma ładny kształt czaszki. Taki zabieg rozjaśniał regularne rysy twarzy, wydobywając z niej żywe, ciemne oczy i zmysłowe usta.
Cyrankiewicz zdawał sobie sprawę z podobieństwa do Yula Brynnera (amerykańskiego aktora radzieckiego pochodzenia), mówiąc z uśmiechem, że wygląda jak "Yul Brynner dla niezamożnych". Był w tym stwierdzeniu zdecydowanie zbyt skromny.
"Przeważnie żenię się z kobietami, z którymi sypiam"
Styl Yula Brynnera preferował także Włodzimierz Sokorski. Podobnie jak wielki amerykański aktor, i on miał także w swej karierze cztery żony. Wszystkie były bardzo młode. Zazwyczaj nie miały więcej niż osiemnaście lat.
W jednym z ostatnich wywiadów, udzielonych już w wolnej Polsce, Sokorski stwierdził: "Miałem absolutne szczęście do kobiet! Nie zdarzyło się, by kobieta mi odmówiła, a także - odmówiła odejść ode mnie, jeżeli ja ją o to prosiłem. Muszę się pochwalić, że wszystkie byłe żony i kochanki dobrze wydałem za mąż. A one miło mnie wspominają, wzajemnie się lubią, a nawet przyjaźnią. Pozostaję z nimi w wielkiej komitywie".
Miłosne podboje i kolejne małżeństwa Włodzimierza Sokorskiego spotykały się z niezadowoleniem, by nie powiedzieć - potępieniem, wśród bardziej purytańskich towarzyszy.
Gdy, a było to w latach 60., Sokorski przedstawił Władysławowi Gomułce swoją oblubienicę, która dopiero co skończyła 18 lat, I sekretarz dostał szału. Sokorski spokojnie wytłumaczył pryncypałowi, że jest człowiekiem z zasadami i "przeważnie żeni się z kobietami, z którymi sypia".
Żona urosła mu w łóżku
Niewyparzony język szefa Komitetu do spraw Radia i Telewizji był w elicie partyjnej dość dobrze znany. Chwaląc się młodym wiekiem swoich kolejnych żon, zauważył kiedyś, że jedna z nich "urosła w jego łóżku o dwa centymetry".
Gdy, mając już 60 lat, ożenił się kolejny raz z bardzo młodą dziewoją, ktoś ze znajomych zapytał go po uroczystości, co zrobi za 20 lat. Sokorski z właściwym mu specyficznym poczuciem humoru odparł: "A co ma być? Rozwiodę się i wezmę młodszą". Włodzimierz Sokorski przyznawał też, że lubi kobiety mądre, gdyż "głupich ciężko byłoby mu się pozbyć".
Stefan Kisielewski, słynny felietonista i kronikarz obyczajów w PRL, znany z niezależności sądów, na imprezie kończącej któryś z karnawałów w klubie dziennikarzy na Foksal, gdy już wniesiono śledzia i wezwano do "posypania głów popiołem", podniósł popielniczkę pełną niedopałków i wysypał na głowę Sokorskiego. "Panu się należy najwięcej, bo pan najciężej nagrzeszył" - wytłumaczył.