Czar "Tulipana", czyli prawdziwa historia Jerzego Kalibabki
27.03.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:19
Był najsłynniejszym uwodzicielem PRL-u, złamał serce 3 tysiącom kobiet, jest ponoć ojcem 30 dzieci
Niedawno znów zrobiło się głośno o Jerzym Kalibabce, pierwowzorze bohatera bardzo popularnego w latach 80. serialu "Tulipan". Media odkryły bowiem, że słynny oszust i uwodziciel znalazł nowe zajęcie - pomaga nieśmiałym mężczyznom przełamywać opory w kontaktach z płcią piękną. "Jest to jedyna okazja, aby dowiedzieć się, jak mieć codziennie seks z kilkoma nowo poznanymi kobietami. Nie przesłyszałeś się, z kilkoma nowo poznanymi kobietami dziennie. Nie z jedną na rok, ale z kilkoma dziennie" - głosi reklama szkoły uwodzenia, w której Kalibabka został konsultantem.
Kiedyś skandalista, dziś "mentor"
"Każdą kobietę można uwieść. Należy tylko umiejętnie odczytywać jej fantazje, potrzeby i dzięki empatii stajemy się jakby lustrem" - tłumaczył słuchaczom Kalibabka podczas spotkania cytowanego przez "Fakt".
Jednak cenne porady mistrza kosztują. Półroczny kurs uwodzenia to wydatek rzędu 1,2 tys. zł. Jeśli kogoś nie stać, może odnaleźć w internecie 10 zasad podrywu przygotowanych przez Kalibabkę. Pierwsza z nich głosi, że mężczyzna powinien poczuć się "królem życia". "Musi uwierzyć, że wszystkie kobiety świata należą do niego" - przekonuje słynny "Tulipan", który od wczesnej młodości sam wcielał w życie tę regułę.
Jak rybak został Casanovą
Urodził się w 1956 roku w nadmorskim Dziwnowie. Jego ojciec był rybakiem, dlatego Jurka od najmłodszych lat przysposabiano do pracy na kutrze. Do 20. roku życia Kalibabka zajmował się głównie łowieniem ryb, ale nie miał zamiłowania do ciężkiej pracy. Znajomi i sąsiedzi z tamtych lat wspominają, że był raczej leserem, za to potrafił przyciągać dziewczyny.
W końcu postanowił wyrwać się z rodzinnej osady. Około 1978 roku wyjechał do Międzyzdrojów, gdzie poznał starszą od siebie kobietę, która pracowała jako kelnerka w jednej z tamtejszych restauracji. Oczarowana Kalibabką, utrzymywała kochanka, ale ten szybko się nią znudził i uciekł, zabierając wszystkie oszczędności gospodyni.
Takie działanie miało stać się odtąd znakiem rozpoznawczym młodego uwodziciela. Niedługo później w Świnoujściu poderwał dwie siostry z Niemiec, które chętnie płaciły ogromne rachunki za wspólne libacje w restauracjach i dyskotekach. Jednak pewnego dnia uwielbiany Jurek zniknął, oczywiście razem z ich pieniędzmi.
Rozzuchwalony Kalibabka przeniósł się do Szczecina, gdzie zatopił się w świat nocnych lokali, marynarzy i dziewczyn do wynajęcia. Przyznał później dziennikarzom, że miejscowym prostytutkom zawdzięcza znajomość podstaw języków obcych oraz modnego ubierania, co bardzo pomogło mu w kolejnych miłosnych podbojach i oszustwach.
Rozkochiwał i okradał
W pierwszej połowie lat 80. Jerzy Kalibabka stał się najsłynniejszym uwodzicielem PRL-u. Rozkochiwał w sobie bogate kobiety, zdobywał ich zaufanie, a w końcu ograbiał z kosztowności czy futer. "Po dwóch tysiącach przestałem je liczyć" - chwalił się później w wywiadach.
Latem działał zwykle na Wybrzeżu, zimą - w górskich kurortach. Szastał pieniędzmi, bawił się w najmodniejszych lokalach i ubierał w Peweksie. Przedstawiał się zazwyczaj jako złotnik z bogatej rodziny, marynarz lub sportowiec. Bardzo szybko wyznawał partnerkom miłość i dla uśpienia czujności obdarowywał je drogimi prezentami. Gorące romanse trwały jednak zwykle kilka dni.
Pieniądz i erotyka
"Pieniądz i erotyka tworzyły jego system wartości. W przebiegły i pomysłowy sposób uwodził kobiety, najczęściej młode, naiwne dziewczyny w wieku 15-17 lat, pochodzące z zamożnych domów. Oferował im wielką miłość, a następnie, wykorzystując zdobyte zaufanie, okradał z kosztowności i porzucał" - opisywały gazety w latach 80.
Kalibabka często wyszukiwał ofiary w dyskotekach, a - co ciekawe - w przestępczym procederze pomagały mu inne kobiety, oczywiście śmiertelnie zakochane w "Tulipanie".
Milicja przez wiele miesięcy tropiła oszusta, który wielokrotnie trafiał w ręce stróżów prawa, ale równie często (podobno blisko 30 razy) uciekał. Nawet wtedy, gdy był skuty kajdankami czy zmuszony do przepłynięcia zimą Dunajca.
Oskarżony o gwałty, wyłudzenia, pobicia
Dobra passa Kalibabki skończyła się w kwietniu 1982 roku. W towarzystwie jednej ze swoich kobiet spożywał śniadanie w restauracji w Szczawnicy, gdy poznał go miejscowy milicjant, kojarzący twarz uwodziciela z listu gończego. Tym razem "Tulipanowi" nie udało się uciec.
Stanął przed sądem w Nowym Sączu, oskarżony o ponad 100 przestępstw (gwałtów, wyłudzeń, pobić czy uwodzeń nieletnich) dokonanych na terenie całej Polski. Wartość skradzionych przez niego przedmiotów oszacowano na blisko 15 mln zł.
Choć Kalibabka tłumaczył, że były to podarunki od zakochanych niewiast, nie przekonał przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. W Dzień Kobiet 1984 roku usłyszał wyrok: 15 lat więzienia i blisko milion złotych grzywny.
"To jakiś maślak"
Był już wówczas bardzo popularny, do czego przyczynił się wyemitowany przez telewizję reportaż, w którym wypowiadał się m.in. sam Kalibabka. Nic dziwnego, że do więzienia w Barczewie, gdzie uwodziciel odsiadywał wyrok, niemal codziennie przychodziły listy miłosne od kobiet z całej Polski. Niektóre dołączały do nich nawet własną bieliznę.
W 1986 roku odbyła się premiera serialu telewizyjnego "Tulipan". Kalibabka został jego konsultantem, dzięki czemu zdobył fundusze na zasądzoną grzywnę. Jednak szybko wycofał się z tego projektu, ponieważ nie przypadł mu do gustu Jan Monczka, odtwórca głównej roli. "To jakiś maślak, facet bez jaj. Ja taki rozlazły nie jestem. I nigdy nie miałem tak drętwych i prostackich tekstów, jak te filmowe dialogi" - żalił się w wywiadach. "W pewnym momencie to, co oni kręcili, przestało mi odpowiadać. I się rozstaliśmy, nie chciałem brać w tym udziału. Wtedy za karę Barciś wbił mi w filmie gwóźdź w stopę. Choć nigdy takiego zdarzenia nie było i ja nie dałbym się tak złapać" - przekonywał Kalibabka.
Inny świat
Dzięki amnestii wyszedł z więzienia po 9 latach. Był rok 1993. "Wszystko było dla mnie inne. Jak trafiłem za kraty, panował inny ustrój. Granice były zamknięte" - opowiadał w wywiadzie Kalibabka, który postanowił wówczas wrócić do rodzinnego Dziwnowa.
Postanowił zainwestować we własny interes i otworzył "Cafe Andżelika" - nazwa lokalu pochodziła od imienia 16-letniej dziewczyny, z którą związał się słynny uwodziciel. Rodzice dziewczyny nie byli z tego zadowoleni i zawiadomili prokuraturę, że Kalibabka ubezwłasnowolnił ich córkę. O "Tulipanie" znów zrobiło się głośno. Zdecyował się więc zrobić to, co najlepiej umiał, czyli... ulotnić się.
Domek z ogródkiem
Przez kilka lat ukrywał się w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie poznał kolejną partnerkę, modelkę Karinę. "W tym czasie żyłem w związku z dwiema kobietami. Obie kochanki były w ciąży. Wiedziałem jednak, że muszę ją zdobyć i to za wszelką cenę. I zdobyłem, ale musiałem sprzedać pralnię chemiczną i kupić całą agencję modelek" - opowiadał Kalibabka w rozmowie z "Super Expressem".
Para wróciła do Dziwnowa i tam na świat przyszła piątka ich dzieci. Rodzina utrzymywała się z małego zieleniaka, ale słynny "Tulipan" nie był do końca szczęśliwy. "Jestem stworzony do innego życia" - przyznawał w rozmowie z dziennikarzami.
Czy wykłady w szkole uwodzenia będą spełnieniem jego aspiracji? Czas pokaże...
Rafał Natorski