Czeka nas wielki powrót sterowców!
Pierwsze projekty pojawiły się już w drugiej połowie XIX wieku, ale czas, gdy zachwycały najbardziej to lata 30. ubiegłego wieku, kiedy to, zdawałoby się, na stałe wpisały się w podniebny krajobraz Stanów Zjednoczonych i Europy.
07.01.2013 | aktual.: 07.01.2013 16:44
Ich popularność znacząco spadła wraz z pierwszymi poważnymi katastrofami. Nie bez znaczenia okazały się też kwestie techniczne i nieubłagana ekonomia. Teraz znowu mają szanse wrócić na światowe niebo, jednak w wersji godnej XXI stulecia. Mowa o sterowcach.
Orzeł wylądował - Pelican wystartuje?
Projekt o nazwie Pelican opracowywany w amerykańskich biurach konstrukcyjnych pod kierownictwem Igora Pasternaka to nic innego, jak wypełniony gorącym powietrzem, długi prawie na 70 metrów sterowiec. Na pierwszy rzut jest niezwykle podobny do swoich dwudziestowiecznych "przodków". Nawet z zewnątrz prezentuje się jednak dużo bardziej profesjonalnie - o ile w przeszłości tego typu powietrzne maszyny raczej przypominały monstrualne podłużne balony, Pelican wygląda niczym środek lokomocji któregoś z bohaterów "Gwiezdnych wojen".
Wysokie loty? Co to, to nie.
Podstawowym problemem, jeśli chodzi o "sterowanie sterowcami, jest... sterowność" - rozmyślnie używamy tu dość paradoksalnego "masła maślanego". Rzecz w tym, że mieszanki lżejsze od powietrza używane jako paliwo, dzięki któremu sterowiec unosi się, stwarzają również szereg problemów związanych z możliwością kontrolowania wysokości statku powietrznego. Wraz z ubytkiem paliwa masa maszyny spada i on sam w niekontrolowany sposób zaczyna "odlatywać" w coraz wyższe partie atmosfery.
Za lekki, za drogi?
Jak dotąd, by zapobiec niekontrolowanym wzlotom współczesnych zeppelinów, załoga była zmuszona drogą spalania lub wypuszczania do atmosfery, pozbywać się kłopotliwego gazu - choć na skutek tych działań masa sterowca była jeszcze niższa, mniejsza ilość lżejszego od powietrza paliwa sprawiała, że siła wyporu spadała, a wysokość pozostawała stabilna. Takie postępowanie w sposób oczywisty generowało jednak dodatkowe koszty.
Transformers
By temu zapobiec, w konstrukcji Pelicana użyto specjalnego systemu odpowiadającego za kompresję gazowego paliwa zwanego w skrócie COSH (Control of Static Heaviness). To jednak nie jedyne rewolucyjne rozwiązania, jakie znalazły zastosowanie w projekcie - Pelican może być łatwo przetransformowany w maszynę o ładowności i zasięgu podobnym do ciężkiego samolotu transportowego Boeing C-17 o specjalnym systemie pionowego startu i lądowania.
Łakomy kąsek
Nic dziwnego, że na Pelicana już ostrzy sobie zęby amerykańska armia. Kluczowym kryterium będzie z pewnością seria testów, które mają się odbyć na początku tego roku. Tym bardziej, że kierownik projektu Igor Pasternak zapowiada kolejne prace i modyfikacje, które być może pozwolą sterowcom znowu zawojować nasze niebo.
KP/PFi, facet.wp.pl