Częste mycie jest niezdrowe?
Coraz więcej współczesnych mężczyzn wykazuje obsesję na punkcie higieny osobistesadsad
Częste mycie skraca życie?
O panującym kulcie czystości świadczą sensacyjne artykuły dotyczące gwiazdorów, którzy nie zamierzają się poddawać obowiązującym trendom. Jednym z nich jest Brad Pitt, który bardzo rzadko stosuje kosmetyki. "Uważa, że używanie antybakteryjnych mydeł i czy antyperspirantów jest szkodliwe dla naszej planety, ale przyspiesza także procesy starzenia organizmu. Dzieci nazywają go "śmierdzącym tatusiem", a Angelina Jolie powiedziała mu, że może się nie myć tylko wtedy, kiedy przebywają na innych kontynentach. Dodała, że śmierdzi jak pies pasterski" - opowiadał znajomy słynnej pary w magazynie "National Enquirer".
Wrogiem obsesyjnej higieny jest także Leonardo DiCaprio. Aktor w trosce o planetę oszczędza wodę i myje się co kilka dni. Nie używa również dezodorantów, ponieważ uważa, że są szkodliwe. Takich nawyków nie tolerowała była dziewczyna gwiazdora - supermodelka Erin Heatherton. "Bardzo go kocha, jednak powoli zaczyna sądzić, że Leo bardziej kocha środowisko niż ją. Już go ostrzegła, by zaczął dbać o higienę, bo inaczej straci kobietę swoich marzeń" - donosił "National Enquirer". DiCaprio wybrał jednak naturę i rozstał się z Erin, a obecnie spotyka się z inną modelką, Kelly Rohrbach, która na razie nie skarży się na higieniczne zwyczaje aktora.
Mydłem we florę
Nie da się ukryć, że żyjemy w czasach przesadnej dbałości o higienę osobistą, choć trudno to racjonalnie wytłumaczyć. "Dzisiaj nie musimy się już tak myć, jak wtedy, gdy byliśmy farmerami. Od czasu, gdy pojawiły się samochody i maszyny oszczędzające ludziom wysiłku fizycznego, nigdy nie potrzebowaliśmy mniej mycia, i nigdy nie myliśmy się więcej" - twierdzi Katherine Ashenburg, dziennikarka i autorka książki "Historia brudu".
Jednak naukowcy nie pozostawiają wątpliwości - przesadna troska o czystość może przynieść więcej szkody niż pożytku. Warto pamiętać, że jesteśmy wyposażeni w naturalną florę bakteryjną. Niektóre z blisko tysiąca żyjących tam mikroorganizmów mogą wprawdzie powodować infekcje, ale większość współżyje z nami bez zarzutu, chroniąc przed atakami niebezpiecznych bakterii, grzybów czy wirusów spoza organizmu. Zbyt częste mycie powoduje, że niszczymy powłokę ochronną i stwarzamy warunki do rozwoju groźniejszych drobnoustrojów.
Szczególnie poważne konsekwencje ma wymuszanie przesadnej higieny osobistej u małych dzieci, które tracą wówczas szansę na zbudowanie systemu odpornościowego. Brak mechanizmów obronnych skutkuje np. skłonnością do alergii i uczuleń.
Według naukowców z Uniwersytetu Kolorado brud może też dawać sporo... przyjemności. Na przykład podczas wykopków na działce, na naszym ciele pojawiają się mieszkające w glebie bakterie Mycobacterium vaccae, które aktywują w mózgu wydzielanie hormonu szczęścia - serotoniny.
Niebezpieczne związki
Osoby przesadnie dbające o higienę osobistą narażone są również na częsty kontakt z niebezpiecznymi substancjami, które znajdują się w składzie past do zębów czy mydeł antybakteryjnych. Jedną z nich jest popularny wśród producentów kosmetyków triklosan.
Już w 1998 r. dr Stuart Levy opublikował w prestiżowym czasopiśmie "Nature" artykuł, w którym ostrzegał, że nadużywanie tego związku może niekorzystnie wpływać na florę bakteryjną na skórze, w jamie ustnej, a nawet w jelitach (jeśli związek dostanie się do organizmu droga pokarmową). Naturalna ochrona organizmu ulega wówczas osłabieniu, natomiast drobnoustroje, z którymi staramy się walczyć - nabierają odporności nie tylko na triklosan, ale także na antybiotyki, obniżając skuteczność działania wielu leków.
Inne eksperymenty, m.in. przeprowadzone na Uniwersytecie Kalifornii wykazały, że duże stężenie triklosanu w organizmie zakłóca funkcje mięśnia sercowego. Badania prowadzono na myszach i małych rybach. Gryzoniom podawano dawki, zbliżone do stosowanych przez człowieka w codziennym życiu. Odkryto, że mysie mięśnie (także serca) kurczyły się z większą trudnością. U rybek testy wykazały znaczne zmniejszenie ich zdolności do pływania po siedmiu dniach ekspozycji na działanie triklosanu. Badania przeprowadzane na myszach wykazały też, że związek chemiczny poprzez interferencje z hormonami tarczycy, powoduje hipotermię, która objawia się obniżeniem temperatury ciała i stanem depresyjnym.
Uff, jak gorąco...
Niewskazane są także zbyt częste gorące kąpiele. Potrafią wprawdzie nie tylko oczyścić z brudu, ale także świetnie odprężyć, zrelaksować i uspokoić, ale jednocześnie niosą sporo zagrożeń. Pluskanie w wodzie o wysokiej temperaturze jest dość wyczerpujące dla organizmu. Gdy jest przegrzany, podwyższenie temperatury o jeden stopień powoduje przyspieszenie pracy serca o 20 uderzeń na minutę oraz podwyższenie ciśnienia krwi. Przebywanie w gorącej wodzie może także powodować zawroty głowy, a także wywoływać omdlenia, szczególnie u osób, które cierpią na problemy z układem krążenia czy nadciśnieniem. Dlatego powinny one bardzo umiarkowanie korzystać z takich kąpieli.
Z tych samych powodów nie zaleca się ich także chorym z zaburzeniami krzepnięcia krwi i czucia powierzchniowego, nadczynnością tarczycy oraz cukrzycą. Zbyt częstego przebywania w gorącej wodzie powinni także unikać młodzi mężczyźni. Regularne przegrzewanie jąder obniża bowiem jakość nasienia, zmniejszając ilość oraz ruchliwość plemników. W efekcie miłośnik kąpieli osłabia swoje zdolności prokreacyjne. Nieprzypadkowo w średniowieczu faceci specjalnie pławili się w gorącej wodzie, żeby uzyskać czasową niepłodność.
Rafał Natorski