Czy można żyć, nie produkując śmieci?
10.01.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:11
Ten facet pokazał, że to możliwe
W większości społeczeństw cały czas wzrasta świadomość ekologiczna. Spora część jej aspektów dotyczy gospodarki śmieciami. Już małe dzieci uczą się sortowania odpadów; rośnie też odsetek ludzi, którzy są przekonani co do słuszności inwestowania w recykling czy ekologiczne formy utylizacji śmieci. Są też ludzie tacy jak Darshan Karwat, którzy swoją postawą próbują udowodnić, że troszcząc się o Ziemię, można pójść o krok dalej.
3 kg śmieci przez cały rok
O mieszkającym w Stanach Zjednoczonych Karwacie pisano w prasie i mówiono w telewizji. Pochodzący z Indii mężczyzna stał się bohaterem mediów za sprawą przeprowadzonego przez siebie eksperymentu. Zdobywający obecnie habilitację na Uniwersytecie Michigan naukowiec rozpoczął doświadczenie jeszcze w czasie studiów. W sumie trwało ono przez dwa i pół roku. W tym czasie mężczyzna przestał korzystać z oferty fast foodów i skończył z kupowaniem nowych ubrań. Ba! Zrezygnował nawet z papieru toaletowego. Efekty okazały się zadziwiające. W pierwszym roku eksperymentu ilość produkowanych odpadów udało mu się zredukować do 3,4 kilograma - tak, jedynie tyle wytworzył przez cały rok. W następnym jeszcze wyśrubował ten wynik, wytwarzając 2,7 kilograma śmieci. To zaledwie 0,4 procent tego, co wyrzuca na śmietnik w ciągu roku przeciętny Amerykanin. Dodajmy, że w całej Europie średnia roczna produkcja śmieci na mieszkańca wynosi ponad 500 kg, zaś Polacy są w tej kwestii dość oszczędni - wytwarzamy "zaledwie" 315 kg odpadków.
Przy tych liczbach wynik Amerykanina wydaje się niemożliwy do osągnięcia. A jednak!
Chciał być lepszy od Brytyjczyków
Jego pomysł nie był oryginalny. Jak przyznał w wywiadzie, zainspirowała go pewna para z Wielkiej Brytanii, która w jednej z audycji radiowych chwaliła się, w jaki sposób do minimum ograniczyła produkcję śmieci. On potraktował ich relację jak wyzwanie. Stwierdził, że może zajść pod tym względem jeszcze dalej i niemal w ogóle przestać produkować odpady.
- Szedłem do domu z laboratorium na Uniwersytecie Michigan i powiedziałem do swojego współlokatora: "Tim, myślę, że mogę to zrobić jeszcze lepiej" - wyjaśnił Karwat na łamach "The Washington Post". - I tak po prostu rozpocząłem eksperyment będący elementem indywidualnego aktywizmu w świetle wielkich problemów środowiskowych.
Minimalizm w każdym calu
Darshan Karwat, decydując się na test, musiał zaprowadzić małą rewolucję w swoim życiu. Większość produkowanych przez niego śmieci stanowiły opakowania po mleku, chipsach czy paczkowanych serach. Po starcie eksperymentu zaczął kupować mleko w butelce, którą mógł powtórnie wykorzystać, a jego wybór padał tylko na jedzenie sprzedawane bez zbędnych opakowań. Przestał też kupować do domu nowe przedmioty, przez co stare nie musiały trafiać do kosza na śmieci. To oznaczało koniec nabywania wszelkiego rodzaju gadżetów. Zrezygnował także z kupowania ubrań.
Nowe przyzwyczajenia
Mężczyzna przyznał, że musiał odmienić nie tylko swoje przyzwyczajenia konsumenckie, ale właściwie całkowicie zmienić swój styl życia. Wiele osób przypatrujących się z zewnątrz jego nowym nawykom mogło go nawet wziąć za dziwaka. Karwat zaczął zabierać np. na przyjęcia swoje naczynia oraz sztućce, by nie używać plastikowych i jednorazowych, które potem trafiłyby na śmietnik. Kiedy szedł do baru, prosił obsługę, by nie spinała burgera wykałaczką. Kiedy zaś w restauracji podawano mu sztućce owinięte w jednorazową serwetkę, prosił o powtórne ich podanie, tym razem już bez papieru. Resztki jedzenia naukowiec zaczął przerabiać na kompost, a bilety z koncertów czy innych wydarzeń kulturalnych, które niegdyś powędrowałyby do śmieci, zaczął kolekcjonować.
Czy tak się naprawdę da?
Zdarzały się jednak sytuacje, wobec których był bezradny. Nie był w stanie zapobiec temu, by ulotki reklamowe nie lądowały w jego skrzynce pocztowej. Karwat przyznał, że nie wliczał ich w poczet wyprodukowanych przez siebie śmieci. Zmuszony był też oddzielić zasady, jakie wprowadził do swojego życia, od standardów panujących w jego laboratorium, gdzie stosowanie jednorazowych narzędzi jest często koniecznością. Nie unikał też kupowania środków higieny - mydła czy pasty do zębów. Na początku doświadczenia zaopatrywał się też w papier toaletowy, ale z tego "dobrodziejstwa" zdecydował się zrezygnować po pięciu miesiącach. Na początku miał pewne opory, ale - jak twierdzi - odrobina wody oraz... ręka załatwiły sprawę. Dziś twierdzi, że to nawet lepsza metoda niż stosowanie papieru toaletowego. Oczywiście pod warunkiem, że potem dokładnie umyje się dłonie.
Czy znajdzie naśladowców?
Autor eksperymentu przyznał podczas wywiadu, że w pewnych wyjątkowych sytuacjach, nie chcąc wyjść na gbura, musiał chwilowo zapominać o swoim nowym stylu życia. Tak było, kiedy ktoś wręczał mu ładnie zapakowany prezent. W takich sytuacjach, nie chcąc sprawiać przykrości drugiej osobie, przyjmował podarunek.
Eksperyment, jak ocenił Karwat, zakończył się sukcesem. Niespełna 3 kilogramy śmieci, które wyprodukował w czasie drugiego roku doświadczenia, to imponujący rezultat. Dodał, że jeśli mu się udało, to każdy jest w stanie zrobić krok we właściwą stronę. Według niego, wszystko to jest dużo łatwiejsze, niż może się wydawać.
RC