Trwa ładowanie...
09-01-2014 14:53

Czy Polacy znowu przerzucą się na jabole?

Czy Polacy znowu przerzucą się na jabole?Źródło: Eastnews
d4cnpar
d4cnpar

"Alpagi łyk i dyskusje po świt, niecierpliwy w nas ciskał się duch" - śpiewa Perfect w kultowej "Autobiografii". Tanie wino, znane też jako jabol, bełt, sikacz czy perszing prowokowało do nocnych rozmów oraz zabaw kilka pokoleń Polaków. Dlatego do dzisiaj jest wspominane z dużym sentymentem, choć jego skład i technologia produkcji pozostawiały sporo do życzenia.

Niewiele produktów alkoholowych odcisnęło takie piętno na polskiej kinematografii jak jabol. To właśnie butelkę po tanim winie odnajdują wędrujący po świecie przyszłości Maks i Albercik z kultowej "Seksmisji". "Hej! Nasi tu byli" - komentuje Maks, po wyciągnięciu flaszki z kalosza. W filmie "Skazany na bluesa", główny bohater bierze udział w zawodach w piciu bełta na czas. Natomiast Tomasz Adamczyk - postać z komedii Juliusza Machulskiego "Pieniądze to nie wszystko", w wyniku zbiegu okoliczności trafia do zbankrutowanego PGR-u i razem z jego mieszkańcami postanawia uruchomić produkcję taniego wina, które szturmem zdobywa serca i żołądki wioskowych smakoszy.

Nie pił? Jest podejrzany!

Choć popularna alpaga lata świetności ma już sobą, wielu Polakom wino wciąż kojarzy się z tego typu produktami. Świadczą o tym wyniki niedawnego badania przeprowadzonego na zlecenie Winnicy Zbrodzice. Blisko 56 proc. ankietowanych przyznało, że polskie wino to dla nich przede wszystkim tani trunek produkowany głównie z jabłek, nazywany często jabolem albo jabcokiem. Co ciekawe, sondaż przeprowadzono wśród osób, które takiego napoju już raczej nie piją, a przeważnie sięgają po wina z Hiszpanii, Włoch i Francji w przedziale cenowym od 30-45 złotych.

Jak widać, siła sentymentu jest ogromna. Alpaga, bełt, mózgotrzep czy sikacz (synonimy można mnożyć) towarzyszyły kilku pokoleniom Polaków i wciąż są chętnie wspominane. - Jak byłem młody, ładowaliśmy perszingi bez opamiętania. To były wspaniałe czasy. Kilka lat temu chciałem z kumplem powtórzyć ten rytuał. Kupiliśmy w sklepie po dwie butelki na głowę i poszliśmy do parku. Otworzyliśmy pierwszą flaszę, wypiliśmy twardo połowę i... pozostałe odnieśliśmy do sklepu. Człowiek jednak z wiekiem nabiera wysublimowanego smaku i zaczyna szanować własną wątrobę - opowiada Artur.

d4cnpar

Miłośnikiem alpagi był nawet Stefan Niesiołowski. - Jeśli ktoś nie pił taniego wina, to dla mnie jest podejrzany. Bo albo był wychowany w jakimś obrzydliwym luksusie i nie zna życia, albo nigdy nie był młody - stwierdził polityk w rozmowie z "Dziennikiem". - W czasach studenckich byliśmy bardzo biedni, więc piliśmy tanie wino. Pamiętam, jak kiedyś prosto z akademika wsiedliśmy do taksówki i powiedzieliśmy: My nie płacimy za kurs, bo paliwo mamy własne. Tak nam się odbijało tym benzenem, tą benzyną z wina - wspomina Niesiołowski.

Owoce na spirytusie

Tanie wino zaczęło zdobywać rynek już w latach 50. XX wieku. To wtedy włodarze PRL postanowili udowodnić, że Polska nie jest tylko krajem "wódką płynącym". W blisko 100 zakładach przetwórczych rozpoczęła się wówczas masowa produkcja napojów alkoholowych na bazie owoców, głównie jabłek, choć wykorzystywano też wiśnie, truskawki czy porzeczki.

Z tradycyjnym winem ten trunek miał niewiele wspólnego. Ogromny popyt powodował, że produktowi brakowało czasu na leżakowanie. W późniejszych latach proces technologiczny ograniczał się do zmieszania spirytusu z sokiem owocowym, co miało miejsce zwłaszcza w latach 80., gdy komunistyczny kraj cierpiał na permanentny deficyt cukru.

Nieodłącznym składnikiem jabola był oczywiście dwutlenek siarki, któremu konsumenci przypisywali charakterystyczny "aromat" napoju. Jednak zdaniem fachowców kwaśny smak miał inną przyczynę - niechlujność producentów, zbyt wcześnie lub zbyt późno kończących fermentację, czego efektem było ogromne stężenie kwasu octowego i aldehydów w alpadze. Trunek sprzedawano w butelkach zamykanych tradycyjnym kapslem lub plastikowym korkiem, dzięki czemu konsumenci nie mieli problemów z otwarciem napoju, który - chyba jako jedyne wino na świecie - miał także określony termin przydatności do spożycia. Jabole różniły się składem i smakiem, ale łączyła je niska cena. "Tanie wino jest dobre, bo jest tanie i dobre" - głosiło znane w PRL-u powiedzenie. Cena rosła jednak razem z inflacją - w latach 60. butelka alpagi kosztowała 20 zł, w 1981 r. już 100 zł, a w 1989 - 6200 zł.

d4cnpar

Atak na zakład

Jabola pili wszyscy. "Wino trafiło pod strzechy i na ulice. Do biur i szkół. Pił je murarz, tokarz, cieśla, zdun, inżynier wykuwając swój szczęśliwy los. Było tanie, ogólnie dostępne. I niezawodne w działaniu" - czytamy w artykule "Historia pisana patykiem", który ukazał się w "Polityce".

Owocowy trunek można było kupić wszędzie. W małych, wiejskich sklepach "zestaw obowiązkowy" stanowiły: nafta, musztarda, ceres (rodzaj margaryny) oraz tanie wino. O popularności jabola świadczą statystyki. W 1950 r. przeciętny Polak wypijał niespełna litr tego napoju rocznie, dwadzieścia lat później już ponad 5 litrów, natomiast na początku lat 80. - blisko 8,5 l.

W czasach stanu wojennego kryzys gospodarczy spowodował problemy z dostępnością taniego wina. "Entuzjaści płynnego owocu podejmowali trudne i niebezpieczne akcje, by zdobyć choć łyk ulubionego trunku. Czasem zbierali się w grupy i niczym współcześni Argonauci udawali się przez płoty po swoje Złote Runo. W Warsowinie przy ul. Żelaznej nie odstraszała ich nawet milicja i ogrodzenie posypane roztłuczonym szkłem.(...) W Warce wojsko zainstalowało specjalne zasieki, sprowadzono psy z Sułkowic. - Tu były takie sceny, że w głowie się nie mieści - zapewnia kierownik Stoczkiewicz. - Zbierały się trzydziestoosobowe grupy i atakowały zakład. Plan mieli prosty: dolecieć do tanku, otworzyć go, nalać do wiaderka lub worka foliowego i wynieść, upijając ile się da po drodze" - czytamy w "Polityce".

d4cnpar

Dzisiaj producenci taniego wina mogą tylko pomarzyć o takiej "popularności". Konsumpcja tego trunku systematycznie spada. "Za 10 lat w ogóle zniknie z rynku lub zostanie zmarginalizowane" - spekuluje "Puls Biznesu". Jeszcze na początku lat 90. w Polsce sprzedawano 300 mln litrów różnego rodzaju wyrobów winiarskich. Pod koniec ubiegłej dekady już o jedną trzecią mniej. Obecnie jest to jedynie 125 mln litrów.

Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl

d4cnpar
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4cnpar