CiekawostkiCzy tak (paskudnie) wygląda "jedzenie przyszłości"?

Czy tak (paskudnie) wygląda "jedzenie przyszłości"?

Na pytanie, jak będzie wyglądało jedzenie przyszłości, od lat starają się odpowiedzieć twórcy filmów science fiction. W jednej ze scen kultowego filmu Stanleya Kubricka "2001: Odyseja kosmiczna" załoga promu kosmicznego Discovery pożywia się syntetycznymi paćkami przypominającymi rozgotowany mus owocowy. Wygląda na to, że rzeczywistość zaczyna doganiać wizję ekscentrycznego reżysera.

Na rynku od lat dostępne są różnego rodzaju liofilizaty - wysokoenergetyczne posiłki poddane obróbce termicznej (polegającej na suszeniu zamrożonych i uprzednio odwodnionych produktów), o przedłużonej przydatności do spożycia oraz zmniejszonej objętości i wadze. Zapewnienie z ich pomocą pełnej suplementacji organizmu jest jednak niestety (a może na szczęście) niemożliwe. Dlatego ich przeznaczenie jest raczej ograniczone - z liofilizatów korzystają głównie survivalowcy, sportowcy uprawiający ekstremalne dyscypliny, w których niezbędne jest ograniczenie ciężaru bagażu przy jednoczesnym zmaksymalizowaniu wartości energetycznej posiadanego prowiantu (np. himalaiści) oraz żołnierze podczas wykonywania operacji (w bazach, jak dotąd, je się względnie normalnie).

Czy tak (paskudnie) wygląda "jedzenie przyszłości"?
Źródło zdjęć: © wikimedia commons

22.01.2016 | aktual.: 28.01.2016 17:20

Eksperyment na ludziach

To właśnie dla tej ostatniej grupy dedykowany jest nowy produkt roboczo nazwany "Meal, Ready-to-Eat" (MREs - "posiłki gotowe do zjedzenia"). Jego przygotowaniem zajęły się laboratoria U.S. Army Research Institute of Environmental Medicine (USARIEM - Amerykański Wojskowy Instytut Badawczy Medycyny Środowiskowej)
. Testy nad "uniwersalnym posiłkiem" weszły właśnie w ostatnią fazę, a o tym, czy produkt trafi na wyposażenie amerykańskiej armii, zdecyduje... eksperyment przeprowadzony na ludziach.

Obraz

(fot. wikimedia commons)

Niedawno amerykańska armia ogłosiła nabór na "testerów", którzy przez trzy tygodnie są gotowi żywić się wyłącznie MREs. Za uczestnictwo w badaniach przysługuje gratyfikacja w wysokości 200 dolarów, jednak nie każdy chętny może zostać "wolontariuszem". Skąd tak daleko idąca rezerwa?

Kryteria dla kandydatów są dość wyśrubowane. Aby zostać testerem, należy mieć skończone 18 lat i nieprzekroczone 62 lata, być gotowym przez 21 dni jeść i pić wyłącznie MREs (przez pozostałe 21 dni testów obowiązuje normalna dieta, przygotowana przez specjalistów z Instytutu), 3 dni w każdym tygodniu stawiać się na badania laboratoryjne (analiza krwi, moczu, kału). Osoby chcące wziąć udział w eksperymencie muszą pochwalić się brakiem poważniejszych problemów żołądkowych i gastrycznych w przeszłości oraz nie mogą traktować testów jako sposobu na pożegnanie z nadprogramowymi kilogramami. Ponadto mają spełniać enigmatyczne "dodatkowe kryteria przesiewowe".

Co tak właściwie będą testować ochotnicy?

Kierownik badania dr J. Philip Karl zapewnia, że podawane "nowoczesne jedzenie" jest w 100 procentach bezpieczne i korzystne dla zdrowia. Podkreśla jednak, że dłuższe stosowanie tego typu diety może w negatywny sposób odbić się na florze bakteryjnej koniecznej do prawidłowego funkcjonowania układu pokarmowego. Istotny jest również niedobór błonnika. Stąd należy ustalić, jak długo można pozostawać na diecie składającej się wyłącznie z MREs.

Obraz

(fot. wikimedia commons)

Jedna porcja amerykańskiego wynalazku to ekwiwalent 1250 kalorii (13 proc. białek, 36 proc. tłuszczów i 51 proc. węglowodanów) i 1/3 zalecanej dziennej porcji wszelkich witamin i soli mineralnych. Uczestnicy badania przez 3 tygodnie będą spożywać 3 porcje dziennie: wedle upodobania na zimno, po rozcieńczeniu z wodą lub po podgrzaniu - naukowcy zapewniają, że w tej ostatniej postaci MRE smakuje najlepiej. Każdy posiłek ma inny smak i walory oraz składa się z dania i napoju. Niektóre MRE mają smak spaghetti, ryżu, wegańskiego burgera, gumy do żucia, masła orzechowego, smażonego sera, czy meksykańskiej kukurydzy. Napoje mają smak m. in. kawy irish cream lub herbaty z cytryną.

Choć brzmi to trochę przerażająco, jeżeli produkt się przyjmie, niebawem trafi do amerykańskiej armii. A stamtąd - jak zresztą zawsze - do sklepów ze ekwipunkiem turystycznym i suplementami dla sportowców. Można przypuszczać, że za kilka lat porcję MRE będzie mógł kupić sobie każdy. Z pewnością będzie to spore udogodnienie dla wyczynowców, ale zakładamy, że o ile cena pozwoli, nie omieszkają skorzystać z niej starzy kawalerowie oraz miłośnicy zupek chińskich i "gorących kubków".

KP

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)