Czym są tzw. "feromonowe przyjęcia"?
Może najwyższy czas zamiast wysłużonych już oczu, do poszukiwania prawdziwej miłości skorzystać raczej z... nieomylnego nosa?
26.06.2012 | aktual.: 26.06.2012 15:08
Szybkie randki to przeżytek, i jest to wiadomość oficjalna. Obecnie do mainstreamu przebijają się tzw. feromonowe przyjęcia, na których to właśnie nos jest miłosnym przewodnikiem. Jak to działa? Wyobraź sobie, że dostajesz zaproszenie na jedną z takich imprez. Naturalnie, nie można zjawić się z gołą ręką. Wcześniej musisz udać się do sklepu po nowy t-shirt, w którym przyjdzie ci spać przez kolejne trzy noce - to warunek konieczny! Po tym nietypowym cyklu zamykasz koszulkę w szczelnej, plastikowej torbie na suwak, ubierasz się ładnie i idziesz na feromonowe party.
Kiedy wchodzisz do środka, twoim oczom ukazuje się 20-, czy 30-osobowa grupa ludzi, a wszyscy oni krążą wokół stolików na których leżą plastikowe torby podobne do twojej. Te, w których spały dziewczyny oznaczone są różowym kartonikiem, te które za pidżamy służyły facetom, niebieskim. na każdym kartoniku widnieje numerek. Celem przyjęcia jest wywąchanie sobie miłości. W praktyce, na pierwszy rzut oka, może to wyglądać odrobinę komicznie - bo o to wszyscy zgromadzeni brodzą od worka do worka i starannie wąchają ich zawartości. W którym jest miłość?
Geneza feromonowych przyjęć...
Pomysłodawczynią tych nietypowych schadzek jest 25-letnia Judith Prays, która, jak twierdzi, zjadła zęby na bezskutecznych randkach on-line. Jak podaje "USA Today", dziewczyna korzystała z nich miesiącami, tylko po to, by zaliczać wpadkę po wpadce. Raz zdarzył się ktoś, z kim została na dłużej, bo na dwa lata, ale ostatecznie okazało się, że to również nie był "ten jedyny". Chociaż miał w sobie coś, co pociągało ją bezgranicznie. "Nawet kiedy pachniał obiektywnie źle, mnie wydawało się, że jego zapach był naprawdę dobry. I wtedy właśnie pomyślałam, a co gdyby stworzyć usługę randkową opartą właśnie na zapachu?" - wspomina Judith. Tak też zrobiła.
Pierwsze tego typu party odbyło się w niewielkiej galerii sztuki w Nowym Jorku. Z 40 jej znajomych, między szóstką zaiskrzyło, natomiast jedna para przetrwała do dzisiaj. A do tego wszystkim się bardzo podobało - feromonowe imprezy to było coś nowego, świeżego, z jajem, a do tego, taki wieczór to kupa śmiechu. Plus zasady są naprawdę proste: jeśli nos podpowiada ci, że to właśnie "to", zapisujesz numerek i czekasz na koniec czasu. Jeśli numerki pokryją się, mamy sukces. Od tego czasu podobne imprezy odbywały się już kilka razy, m.in. w Nowym Jorku i Los Angeles, natomiast Prays planuje zaszczepić modę na feromonowe przyjęcia również mieszkańcom innych wielkich miast.
Co na to nauka?
O dziwo, pomysł Judith Prays nie jest taki szalony, jak mogłoby się wydawać. Już na łamach Faceta pisaliśmy o potędze zapachu i jego niebagatelnym wpływie, jaki wywiera na ludzi w toku procesu dobierania się w pary. Dla przykładu, dr Martha McClintock z Institute for Mind and Biology przy University of Chicago wykazała, że ludzie (szczególnie kobiety) są w stanie wyczuć takie niuanse w zapachu potencjalnego partnera, które nieświadomie podpowiadają im, czy warto wiązać się z tym osobnikiem. Wedle badań, kobiety szukają tych mężczyzn, których układ odpornościowy jest nastrojony inaczej, niż ich własny, bo to gwarantuje silne potomstwo (ponoć panie są w stanie to wyczuć z męskiej woni, oczywiście bezwiednie). Mężczyźni natomiast także są wrażliwi na feromony.
Niewykluczone zatem, że feromonowe przyjęcia wyprą wkrótce szybkie randki. Bo najwyraźniej minuta wąchania cenniejsza jest niż pięć rozmowy...