Dlaczego bycie dzieckiem w latach 90. było super?
07.08.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:00
Wspomnień czar! Aż się łezka w oku kręci...
*My, dzieci lat 80. i 90., dorastaliśmy w czasach, w których po lekcjach gnało się na podwórko, żeby grać z kumplami w nogę, zbijaka, w "krowa daje mleko" albo w wywoływanie wojen w "państwach-miastach". Zbierało się komiksy z gum do żucia, szklane kulki i karteczki, miało się pozdzierane kolana. Podwórka pustoszały tylko wtedy, kiedy na Polonii 1 puszczane były japońskie kreskówki, albo kiedy nasze mamy zaczynały krzyczeć przez okna, że już jest całkiem ciemno i mamy wracać. * I choć nie mieliśmy telefonów komórkowych, internetu (a często nawet i komputera), zamiast rolek były wrotki, a na wakacje nie jeździliśmy za zagraniczne obozy językowe, tylko na marne kolonie, lata 90. wspominamy z wielkim sentymentem. Wy też? To zapraszamy w sentymentalną podróż! Aż się łezka w oku kręci...
Oto kilka dowodów, że choć żyliśmy w "szalenie niebezpiecznych" czasach, nasze dzieciństwo miało niepowtarzalny smak.
Wszystko mogło być zabawką
Dziś każda zabawka musi mieć milion atestów instytutów matki i dziecka czy unijnych, musi być sprawdzona, czy nie zagraża dziecku, czy jest pomalowana nieszkodliwą dla zdrowia szkrabów farbą.
A kiedyś? Kiedyś całymi dniami bawiliśmy się byle patykiem, tworzyliśmy "dzieła sztuki" za pomocą znalezionych na podwórku potłuczonych butelek, strugaliśmy ludziki pożyczonym od brata scyzorykiem. I nawet jeśli się czasem zraniliśmy, uczyło nas to tylko ostrożniejszego obchodzenia się z niebezpiecznymi przedmiotami.
Uczyliśmy się na błędach
Ręka w górę, kto miał w mieszkaniu specjalne silikonowe lub gumowe ochraniacze na rogi stołów! W czyim domu trzeba było montować specjalne blokady na szafki z chemią albo bramki chroniące przed upadkiem ze schodów? Nikt się nie zgłasza?
My po prostu wiedzieliśmy, że "kreta" nie można jeść, a przebiegając koło regału, warto zwolnić, bo jak się walniemy, to będzie bolało, że hej!
Foteliki w samochodach?
Podczas wycieczki samochodowej łaziło się po aucie albo siedziało się między oparciami foteli rodziców, bo tam najlepiej było wszystko widać. Kiedy tata pozwalał nam siedzieć na przednim siedzeniu, rozpierała nas duma. Nikt z nas nie słyszał jeszcze o specjalnych fotelikach, bez który żaden współcześnie maluch nie może pojechać autem.
Cukier krzepił!
Nie znaliśmy gum bez cukru ani bezcukrowych ciasteczek. Słodycze nie były aż tak reglamentowane przez rodziców (raz w tygodniu? Ale jak to?!). Jedliśmy lody, przysmakiem był chleb posypany cukrem, lizaki z gumą w środku były hitem! A mimo to nie byliśmy grubi. Pewnie dlatego, że co się zjadło, to zaraz spalało się podczas zabawy na podwórku.
Bakterie? A co to?
A skoro jesteśmy już przy jedzeniu. Pamiętacie wcinanie jabłek prosto z drzewa albo objadanie się mirabelkami? Jeśli leżały na ziemi, wystarczyło wytrzeć o spodnie i już! Brzuch bolał tylko wtedy, kiedy zatraciliśmy umiar. W piciu wody z kranu też nie było nic złego. O kupowaniu niegazowanej mineralnej chyba nikt z nas nawet by nie pomyślał...
Psze pani, a może Marcin wyjść na dwór?
Zabawy na podwórku to był nasz żywioł! Piłka, zbijak, król, chowanego. Robienie sobie bazy i zakładanie bandy. Nawet na głupim trzepaku można było przesiedzieć pół dnia. Wszystko, byle tylko wyjść z domu.
A dziś? Rodzice dwoją się troją, byle tylko wypchnąć jakoś swoje dzieci sprzed komputera na świeże powietrze...
To moja dzielnica i znam tu wszystkich!
To może być odpowiedź na pytanie, czemu kiedyś dzieciaki chętniej bawiły się na podwórku: bo miały tam masę kolegów! My przecież znaliśmy każdego dzieciaka w okolicy, a większość z nich była naszymi kumplami. Dziś często nie wiemy nawet, jak nazywa się sąsiad mieszkający obok...
Siniaki i zadrapania
O tym, że na podwórku bawiliśmy się świetnie, świadczyły wszystkie siniaki i zadrapania zdobiące nasze ręce i nogi. Zdarte kolana? Tym już nikt nawet się nie przejmował. Guz na czole? No cóż, bywa. W końcu nikt z nas nie słyszał jeszcze o kaskach i ochraniaczach - współcześnie podstawowym wyposażeniu każdego małego rowerzysty. Bez nich dziś ani rusz!
Jaaaaceeek, do dooomu!
Dziś trudno nam sobie wyobrazić czy przypomnieć, w jaki sposób przed nadejściem ery telefonów komórkowych rodzice sprawowali nadzór nad swoimi pociechami i skąd wiedzieli, gdzie się bawimy. Wystarczyło jednak, żeby mama przez okno zawołała nasze imię, a od razu wiedzieliśmy, że trzeba się stawić w domu: bo obiad na stole albo pora na "Dobranockę", czyli czas iść do łóżka.
Rozwiązywanie konfliktów
Aż ciarki przechodzą po plecach, kiedy czyta się dziś o tym całym "hejcie" w internecie, o komentarzach na profilach społecznościowych, przez które dzieciaki wpadają w depresje albo próbują sobie zrobić krzywdę. Kiedyś chyba było łatwiej. Jak się miało z kimś problem, to rozwiązywało się go na podwórku za garażami, szarpanina trwała trzy minuty i kończyła się zazwyczaj podaniem ręki "na zgodę". Tak, to jednak były wspaniałe czasy...
(ali)