Dramat na pokładzie, czyli porwanie statku "Achille Lauro"
Chcieli wymienić zakładników na palestyńskich bojowników
Terroryści chcieli wymienić zakładników na przywódców libańskiego Hezbollahu
Leon Klinghoffer był dla terrorystów wymarzonym celem: amerykański Żyd uosabiał przecież zło, z którym walczyli. Egzekucji nie powstrzymał nawet fakt, że sparaliżowany mężczyzna poruszał się wyłącznie na wózku inwalidzkim. Milioner z Nowego Jorku okazał się jedyną ofiarą porwania wycieczkowego statku "Achille Lauro". Minęło właśnie 30 lat od słynnej akcji bojówkarzy Frontu Wyzwolenia Palestyny.
Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia media poinformowały o przeprowadzonym przez izraelskie lotnictwo nalocie na obiekty znajdujące się na przedmieściach Damaszku. Podczas wojskowej operacji miał zginąć Samir Kantar, jeden z czołowych dowódców libańskiego Hezbollahu - organizacji uznawanej przez władze w Tel-Awiwie za strukturę terrorystyczną. Kantar zyskał "sławę" już pod koniec lat 70., gdy jako 16-latek uczestniczył w ataku bojówki Frontu Wyzwolenia Palestyny w nadmorskim izraelskim mieście Nahririja. Razem z kilkoma innymi towarzyszami dotarł tam z Libanu morzem. Terroryści zastrzelili policjanta, potem wywlekli z domu i zabili zwykłego cywila oraz jego 4-letnią córeczkę. To właśnie Kantar roztrzaskał dziewczynce głowę kolbą karabinu. Niedługo później został ujęty i skazany na dożywocie. W 2008 r. Izrael wymienił jego oraz pięciu innych więźniów na ciała żołnierzy uprowadzonych przez Hezbollah. Po uwolnieniu mężczyzna od razu zasilił szeregi tej organizacji, stając się jednym z najbardziej
poszukiwanych terrorystów.
Jesienią 1985 r. Kantar wciąż jednak przebywał w izraelskim więzieniu. To właśnie jego uwolnienia domagali się palestyńscy bojownicy, którzy porwali statek "Achille Lauro".