Dramat w szpitalu. 5‑latek zmarł w ramionach Świętego Mikołaja
13.12.2016 17:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatnim marzeniem śmiertelnie chorego chłopca było spotkanie ze Świętym Mikołajem. Wiedząc, że malcowi nie zostało zbyt wiele czasu, personel szpitala postanowił działać.
60-letni Eric Schmitt-Matzen w okresie przedświątecznym pracuje jako profesjonalny „Święty Mikołaj”. W ciągu roku bierze udział w około 80 firmowych eventach, spotkaniach z najmłodszymi i imprezach w centrach handlowych. Jednak na to, co miało go spotkać w jednym ze szpitali, nie mógł się w żaden sposób przygotować. Swoją historię opowiedział w programie USA Today.
Niedawno Eric odebrał telefon od zdesperowanej pielęgniarki szpitala w Knoxville w stanie Tennessee. Kobieta prosiła, aby przyjechał najszybciej jak to możliwe. Jeden z jej małych pacjentów umierał. Ostatnim marzeniem chłopca było spotkanie z Mikołajem. Nie było nawet czasu, by mężczyzna ubrał się w cały swój strój. Tak jak stał, wsiadł w samochód i pojechał na miejsce. Nie wiedział jeszcze, co go czeka.
Przed wejściem na salę spotkał się z rodzicami maluszka, którzy wręczyli mu przygotowany zawczasu prezent. Oni jednak do środka nie weszli, a całą scenę obserwowali zza szyby. Ich łzy zepsułyby tak wyczekiwaną przez chłopca chwilę.
Malec, mimo terminalnego stadium choroby, ucieszył się na widok świętego. Zaczął mu się żalić, że jest tak ciężko chory, że musi umrzeć. Mimo emocji i wzruszenia Schmitt-Matzen próbował się opanować. Zaczął pocieszać chłopca słowami: „Gdy dotrzesz na drugą stronę, powiedz wszystkim, że jesteś moim ulubionym elfem, a oni wpuszczą cię do środka”. Dziecko przytuliło się do świętego. „Delikatnie wziąłem go w ramiona, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, chłopiec już nie żył. Trzymałem go wciąż jednak i tuliłem”.
Gdy stojący za szybą bliscy dziecka zorientowali się, co się stało, zaczęli płakać i krzyczeć „Nie, jeszcze nie, to za wcześnie!”. Wbiegli do pokoju i pochylili się nad chłopcem. „Podałem matce dziecko i uciekłem stamtąd tak szybko, jak tylko mogłem” – przyznał w rozmowie Schmitt-Matzen. „Spędziłem w wojsku cztery lata, służyłem w Rangersach i widziałem niejedno. Ale to, co spotkało mnie w tym szpitalu, to był zupełnie inny kaliber. Wierzę, że pielęgniarki, obyte ze śmiercią dziecka, umieją sobie jakoś z tym poradzić, ale wciąż nie mam pojęcia, jak to robią” – dodał wstrząśnięty.
Po tym zdarzeniu Eric postanowił przejść na emeryturę. Jednak wspomnienie tylu roześmianych dzieciaków, którym przez lata przynosił radość, a także 5-latka ze szpitala, którego ostatnim marzeniem było spotkanie właśnie z nim, uświadomiło mężczyźnie, że wykonywany przez niego zawód nie jest bezsensowną zabawą. W tym roku także będzie więc kolędował.