CiekawostkiDzieci w kamaszach

Dzieci w kamaszach

* Raz na jakiś czas w europejskich gazetach pojawiają się wstrząsające zdjęcia afrykańskich dzieci trzymających w rękach popularne „kałasznikowy” i z uśmiechem pozujących fotografowi. Wiek tych wyrostków można zazwyczaj ocenić na 11-16 lat.*

Dzieci w kamaszach
Źródło zdjęć: © AFP

26.10.2009 | aktual.: 26.10.2009 13:06

Niemal zawsze po takich publikacjach w mediach toczy się dyskusja, jak „cywilizowany świat” może pozwalać na takie barbarzyństwo. Dowódców odpowiedzialnych za „dziecięce bataliony” słusznie odsądza się od czci i wiary zarzucając im haniebne „zasady rekrutacji” i celowe demoralizowanie „młodych żołnierzy”. Bo czy propagowanie zwierzęcej brutalności i deptanie wszelkich zasad moralnych, potęgowane przez podawanie tym dzieciakom narkotyków na trwałe nie upośledza ich człowieczeństwa? Zgodnie przyznajemy, że wykorzystywanie dzieci podczas działań wojennych jest zbrodnią, na której tolerowanie pozwolić nie możemy!

Mało osób jednak wie, że na frontach II Wojny Światowej także walczyły dzieci. Wspomnieć należy chociażby o młodych, często kilkuletnich powstańcach warszawskich, którzy w 1944 roku oddawali życie za ojczyznę. Faktem jest, że dowódcy Powstania Warszawskiego niechętnie wyposażali dzieci w broń, żeby czynnie walczyły z wrogiem, a raczej zlecali im działania rozpoznawcze i łącznościowe.

Rzecz wyglądała jednak zupełnie inaczej w Związku Radzieckim, gdzie rosyjskie dzieci faktycznie walczyły z regularną armią Wehrmachtu, przy czym nie były to odosobnione przypadki, mimo że nie można mówić o regularnej mobilizacji.

Na terytoriach zajętych przez hitlerowców często dochodziło do przypadków, kiedy podrostki pod wpływem haseł Wielkiej Wojny Ojczyźnianej najzwyczajniej w świecie uciekały z domów, aby czynnie walczyć z „wrogiem pustoszącym Ojczyznę”. No cóż, słowa Stalina często miały wpływ hipnotyczny.

Zazwyczaj owi młodzieńcy, próbujący związać się z partyzantką lub wstąpić do regularnej armii, szybko byli wyłapywani przez oddziały NKWD, SMIERSZ, czy… Gestapo i odstawiani do domu. Jednak nie wszyscy… Część najzwyczajniej w świecie gubiła się lesie, a jeszcze inni byli rozstrzeliwani. Jednak niektórym rzeczywiście udawało się dostać do Armii Czerwonej. Spotkanym oficerom podawali fałszywe dane lub służyli pod nazwiskami poległych wcześniej żołnierzy. Niektórzy dowódcy często przymykali oczy na ewidentnie dziecięcy wygląd i wzrost, łatając w ten sposób niedobory kadrowe.

Bywały także przypadki, że to sama Armia Czerwona „mobilizowała” dzieci. Podczas odpierania inwazji niemieckiej i wycofywania się nazistowskich oddziałów, po wkroczeniu do wioski oczom żołnierzy Armii Czerwonej ukazywał się widok spalonych domów, wymordowanych rodzin oraz grup cudem ocalałych wyrostków i dzieci próbujących żyć w tych zgliszczach.

Większość z nich zazwyczaj odsyłano na tyły i kierowano do domów dziecka, jednak część wcielano do oddziałów, gdzie szyto im na miarę mundury i wyposażano w broń. Bywały przypadki, kiedy w ten sposób rekrutowano nawet dziewięciolatków.

Wielu z nich przeszło z Armią Czerwoną cały marsz, aż do Berlina i w wieku trzynastu lat wróciło do kraju odznaczonych orderami za zasługi i poświęcenie. Jaki był ich późniejszy los? Zapewne często nie różnił się od losu wielu dorosłych żołnierzy, którzy po powrocie do kraju natychmiast zostawali aresztowani i wysyłani do przerażających łagrów Kołymy. Nie ma to jak wdzięczność po radziecku…

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (128)