Dzikie dzieci - czy ich zagadka pozostanie nierozwiązana?
08.01.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:11
Victor z Aveyron, Kaspar Hauser, Genie z Kalifornii - skąd się biorą takie dzieci?
A starało się wielu. Jednym z pierwszych był król Fryderyk Wielki, władca Prus, którego poza wojną zajmowała również nauka. Swego czasu monarcha podjął temat, jakim językiem będą mówić dzieci, jeśli dorośli nie wypowiedzą do nich od chwili narodzin ani jednego słowa. Król-filozof uważał, że dzieci takie będą mówić po łacinie, gdyż jest to naturalny język ludzkości dany jej bezpośrednio od Boga. By zweryfikować swą teorię, Fryderyk zarządził odosobnienie kilku noworodków, którymi przez długi czas troskliwie się opiekowano, ale do których nie wypowiedziano ani jednego słowa. Jakie było zdziwienie królewskiego majestatu, gdy po latach, z gardeł jego młodych poddanych dobył się jedynie bulgot i charkotanie. W niczym nie przypominało to łaciny...
Victor z Aveyron
Król Fryderyk II, zwany Wielkim, spoczywał już od prawie czternastu lat w krypcie Hohenzollernów w podziemiach berlińskiej katedry, gdy w nieodległej Francji pojawiło się pierwsze dzikie dziecko, o którym zachował się dość dokładny przekaz.
Było to 8 stycznia 1800 roku, gdy w pobliżu francuskiej miejscowości Aveyron znaleziono, jak oceniono później, mniej więcej dwunastoletniego chłopca. Mimo że panowała siarczysta zima, dziecko było nagie, a na jego ciele widać było liczne rany. Ponieważ jakiekolwiek próby nawiązania kontaktu z chłopcem nie przyniosły rezultatu, młodego dzikusa uznano za głuchoniemego.
Wieśniacy z Aveyron byli przekonani, że chłopiec większość życia spędził bez kontaktu z ludźmi, żywiąc się jedynie tym, co dawała mu natura - korzonkami, jagodami, żołędziami i surowymi kartoflami. Przez lata towarzyszami dziecka były tylko dzikie zwierzęta.
Odrażający, brudny, zły
Wkrótce dziecko stało się słynne w całej Francji. Chłopiec trafił do Paryża, gdzie zajął się nim świat ówczesnej nauki. Byli nim jednak zafascynowani nie tylko naukowcy. Młody dzikus stał się ulubionym tematem rozmów w czasie salonowych spotkań. Eleganckie panie i eleganccy panowie, których kontakt z "dziką przyrodą" ograniczał się jedynie do przechadzek po lasku bulońskim, zastanawiali się, czy "życie w dziczy może być wyższą formą egzystencji, niż cywilizacja".
Rozmowy w salonach i badania naukowców szybko się skończyły. Skończyła się też fascynacja "szlachetnym dzikusem". Francuska socjeta uznała, że dziecko jest "odrażające, niechlujne, ma spazmatyczne, przypominające drgawki ruchy, gryzie i drapie wszystkich, którzy staną mu na drodze i nie darzy uczuciem opiekunów". Chłopca uznano za niedorozwiniętego umysłowo i umieszczono w przytułku dla głuchoniemych.
Dwunastolatek trafił w przytułku pod opiekę młodego i pełnego zapału lekarza, Jean-Marca Itarda. Medyk podjął się trudu uczenia młodego dzikusa.
Potrafił powiedzieć "mleko" i "o Boże!"
Po wielu tygodniach wnikliwych obserwacji Itard uznał, że Victor - takie imię mu nadał - nie jest upośledzony psychicznie. Chłopiec nie był też, jego zdaniem, ani głuchy, ani niemy.
Lata spędzone w leśnej głuszy odbiły się jednak na możliwościach intelektualnych chłopca, redukując je bardzo poważnie. Po kilku miesiącach Victor nauczył się jedynie podstawowych zasad czystości. Potrafił także okazywać przywiązanie do pani Guerin, gospodyni młodego lekarza. Nauczył się również kilku słów, których gospodyni często używała, były wśród nich: "mleko" oraz zwrot "O, Boże!".
To jednak wszystko, co udało mu się osiągnąć. Nigdy nie nauczył się ani słowa więcej. Jego naturalne związki ze społeczeństwem zostały zerwane we wczesnym dzieciństwie, a ich braku nie był już w stanie odrobić.
Victor mieszkał w Paryżu pod opieką wiernej pani Guerin, gdzie też zmarł, mając 40 lat, w roku 1828.
Kaspar Hauser - sierota Europy
W roku śmierci Victora na ulicach bawarskiej Norymbergi pojawiło się najsłynniejsze w dziejach świata dzikie dziecko - Kaspar Hauser.
Chłopiec, mający na sobie chłopskie ubranie, miał około 16 lat. Nie potrafił mówić - poza kilkoma słowami. Potrafił też napisać swoje imię i nazwisko: Kaspar Hauser. Nastolatek miał przy sobie dwa listy, z których pierwszy zawierał informacje o dacie jego urodzenia (30 kwietnia 1812 roku), a drugi - zaadresowany do kapitana Wesseniga z królewskiej kawalerii Bawarii - prosił owego oficera o wzięcie chłopca pod opiekę.
Po kilku miesiącach chłopiec nauczył się tyle, że potrafił opowiedzieć swoją historię. Większość życia miał spędzić w ciemnej celi, w której był żywiony wyłącznie chlebem i wodą. Przed pojawieniem się w Norymberdze widział tylko jednego mężczyznę, który nauczył go zdania: "Chcę być kawalerzystą, jak mój ojciec" i pisać nazwisko "Kaspar Hauser".
Zagrażał interesom wpływowych ludzi
Tajemniczym nastolatkiem zainteresowała się cała Europa. Ze względu na podobieństwo fizyczne podejrzewano, że może pochodzić on z rodu wielkich książąt Badenii. Choć badania DNA przeprowadzone w 2002 roku nie potwierdziły tego, i dzisiaj znajdą się zwolennicy tej hipotezy.
Nie udało się ustalić, kim był Hauser, wiadomo jednak, że postać jego zagrażała czyimś interesom, gdyż młodego mężczyznę próbowano dwukrotnie zgładzić. Ktoś był wyraźnie zaniepokojony tym, że Kasper, po nauczeniu się czytać i pisać, myśli o rozpoczęciu spisywania pamiętnika
Zagadka swoich czasów
17 października 1829 roku zakapturzony mężczyzna zaatakował go siekierą. Tym razem skończyło się tylko na powierzchownej ranie głowy.
Druga próba zabójstwa była już udana. 14 grudnia 1833 roku Hausera zwabiono na spotkanie obietnicą wyjawienia mu jego pochodzenia. Nieznajomy mężczyzna ugodził go nożem w pierś, przebijając płuco. Kaspar zmarł trzy dni później.
Na jego nagrobku wyryto słowa: "Tu spoczywa Kaspar Hauser, zagadka swoich czasów. Narodził się w nieznanych okolicznościach, jego śmierć owiana jest tajemnicą".
Genie z Kalifornii
Ta historia nie napisała jeszcze ostatniego słowa. Genie, która do trzynastego roku życia, gdy została odkryta przez władze Los Angeles (4 listopada 1970 roku), była więziona w swoim pokoju bez jakiegokolwiek kontaktu z otoczeniem.
Dziewczynka całe dnie spędzała w ciemnym pokoju, przywiązana do toalety, mogąc poruszać tylko dłońmi i stopami. Nocami ojciec ubierał ją w kaftan bezpieczeństwa i kładł do łóżeczka z metalową siatką. Ojciec nie rozmawiał z nią, jedynie szczekał i warczał w jej obecności. Odpowiedzią na jakikolwiek dźwięk wydany przez dziewczynkę były brutalne razy ze strony rodziciela.
4 listopada 1970 roku matka uciekła wraz z Genie z domu. Kobiety trafiły do pomocy społecznej, a potem na policję. 13-letnia Genie ważyła tylko 26 kilogramów. Dziewczynka cierpiała na zanik mięśni; nie mogła wyprostować rąk i nóg, nie potrafiła przeżuwać i była praktycznie całkowicie niema.
Świat nigdy nie zrozumie
Matce i ojcu dziewczynki postawiono zarzut nadużycia władzy rodzicielskiej. Ojciec Genie nie dożył rozprawy sądowej. W sporządzonym przed popełnieniem samobójstwa liście, ten kat własnej córki napisał: "Świat nigdy nie zrozumie".
Dla Genie rozpoczął się czas terapii. W kolejnych rodzinach zastępczych dziewczynka uczyła się mówić, poznała także język migowy, a na jej twarzy zaczął pojawiać się, po raz pierwszy w życiu, uśmiech.
Obecnie Genie znajduje się w prywatnym ośrodku dla opóźnionych umysłowo dorosłych w Kalifornii.
Witold Chrzanowski