Edmund Fetting – kobiety za nim szalały, on nie zwracał na nie uwagi
10.11.2016 | aktual.: 07.04.2017 12:25
Jego ciepły, aksamitny, ale i zdecydowanie męski głos, przystojna twarz oraz nienaganne maniery zawróciły w głowie niejednej kobiecie. Zauroczone nim panie gotowe były na wiele. Niektóre groziły nawet samobójstwem, kiedy nie odwzajemniał ich awansów. Jedna z takich sytuacji zdarzyła się po zakończonym występie w gdańskim Teatrze Wybrzeże. Fanka Fettinga miała zamiar pchnąć się nożem, jednak gwiazdor podszedł do niej, wyjął ostry przedmiot z jej dłoni i zapytał: „Nie żal pani niszczyć tak cudownej zastawy stołowej?”. Dama odeszła jak niepyszna.
Urodził się 10 listopada 1927 roku. Od dzieciństwa chciał grać. Karierę sceniczną rozpoczął jako 22-latek w Teatrze Ziemi Opolskiej. Nie miał wówczas nawet dyplomu. Egzamin aktorski zdał zresztą eksternistycznie, gdyż słynny profesor Aleksander Zelwerowicz odmówił przyjęcia go do szkoły teatralnej, uznając, że młody człowiek „nie ma talentu”, a dodatkowo posiada „zbyt smutną twarz”.
„Był rozrabiaką nie z tej ziemi”
Jak bardzo mylił się genialny skądinąd Zelwer, można było przekonać się, gdy po zdaniu egzaminu eksternistycznego Fetting zaczął odnosić sukcesy w Gdańsku, gdzie pracował w sezonach 1957-1960.
Dla rozwijającego skrzydła artysty był to bardzo dobry czas. Miał okazję zagrać w sztukach dwóch wybitnych polskich reżyserów: Zygmunta Hübnera oraz Andrzeja Wajdy. Poznał tu także Zbigniewa Cybulskiego, Bogumiła Kobielę i Kalinę Jędrusik, z którymi później często występował na scenie.
Trójmiasto znało go jednak nie tylko z ról teatralnych. Mimo nobliwego wyglądu angielskiego arystokraty, był człowiekiem nader imprezowym. „Mundeczek to był rozrabiaka nie z tej ziemi” - tak wspominał go po latach Stanisław Michalski, aktor z Teatru Wybrzeże, też już niestety nieżyjący.
Nie tylko aktor, ale i piosenkarz
Znany był także jako piosenkarz. W kultowym gdańskim klubie „Rudy Kot” zobaczyła go po raz pierwszy Agnieszka Osiecka. Zachwycona głosem artysty i nim samym jako mężczyzną po latach właśnie z myślą o nim napisała słowa piosenki do muzyki Krzysztofa Komedy „Nim wstanie dzień”. Gdy dzisiaj myślimy o filmie „Prawo i pięść”, myślimy przede wszystkim o tym, zaśpiewanym przez Fettinga, utworze.
Nie był to jego jedyny przebój muzyczny. Podobnym, o ile nie większym rozgłosem cieszyły się i cieszą nadal ponadczasowe „przeboje” „Nim wstanie dzień” czy „Deszcze niespokojne” z serialu telewizyjnego „Czterej pancerni i pies”.
Gdy kręcono ten serial, Fetting występował już w Warszawie. Grał tu na najbardziej renomowanych scenach – w Ateneum, Teatrze Współczesnym i Powszechnym. Szersza, pozawarszawska publiczność mogła oglądać go w Teatrze Telewizji (w tym w bardzo popularnej w owych czasach „Kobrze”) oraz w filmach, między innymi w „Sprawie Gorgonowej”, obrazie „Zazdrość i medycyna” czy w „Lokisie”.
Zobacz także
Panowie palili cygara, panie oglądały pościel
Reżyserem tego ostatniego filmu był Janusz Majewski, z którego rodziną aktor bardzo się zaprzyjaźnił.
„Kiedyś (Fetting) zaprosił parę osób na kolację do swojej willi na Mokotowie, odziedziczonej po rodzicach. Rolę gospodarza odgrywał młody przyjaciel Mundzia, który z nim mieszkał. Było dziesięć osób, cztery małżeństwa i oni dwaj. Po kolacji panowie zostali w salonie przy koniaku i cygarach, a panie poszły na górę z przyjacielem Mundzia, który chciał im coś pokazać. Kiedy po dłuższej chwili tam zajrzałem, żeby wywołać po coś żonę, zastałem panie w sypialni (…) otaczające młodego człowieka, który (…) z dumą wyciągał z szuflad komody i pokazywał im haftowaną pościel i koronkowe obrusy, kupione za drogie pieniądze gdzieś w Belgii czy w Anglii.
Okazał się nie gospodarzem, lecz gospodynią domu, której Mundzio zwoził ze świata te fatałaszki” - wspominał po latach reżyser.
Na zawsze pozostał dżentelmenem
Związek nie przetrwał próby czasu. Przyjaciel Fettinga opuścił go i wyjechał za granicę. Aktor miał to bardzo mocno przeżyć. Podobno właśnie wtedy zaczęły się jego problemy z sercem, które w końcu stały się przyczyną śmierci wybitnego aktora.
Do samego końca był jednak arbiter elegantiarum, elegancko ubranym i dyskretnie pachnącym dobrą wodą kolońską. Wśród przyjaciół znane było jego wręcz przesadne dbanie o higienę i czystość. W teatralnej garderobie czekało na niego zawsze kilka zapasowych koszul i kompletów bielizny. Tak było aż do ostatniego występu.
Edmund Fetting zmarł 30 stycznia 2001 roku. Spoczął na warszawskich Powązkach.