Na egzekucję trzeba było go ciągnąć
Zwyrodniały zbrodniarz do ostatniej chwili miał nadzieję, że Rada Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, do której zwrócił się z prośbą o litość, skorzysta z prawa łaski.
Tak się jednak nie stało. Skutego, wyjącego i bluźniącego skazańca strażnicy ciągnęli na miejsce egzekucji. Tam czekali już na niego dwaj kaci. Zgodnie z przepisami byli ubrani w czarne, dwurzędowe garnitury, czarne buty, czarne skarpetki, białe koszule z czarnymi krawatami i białe, skórzane rękawiczki. Na twarzach mieli maski.
Była godzina 17:30. Pierwszy z katów założył Stanisławowi Czabańskiemu pętlę na szyję, a drugi, po naciągnięciu liny kołowrotkiem, nacisnął dźwignię zapadni...
Ciało mordercy wisiało na sznurze przez dwadzieścia minut. Po tym czasie lekarz więzienny stwierdził zgon skazańca.