HistoriaGajowy - najniebezpieczniejszy zawód II Rzeczpospolitej

Gajowy - najniebezpieczniejszy zawód II Rzeczpospolitej

Gajowy przed wojną był przede wszystkim stróżem prawa. Nie strzegł jednak ludzi, ale lasów...

Gajowy - najniebezpieczniejszy zawód II Rzeczpospolitej
Źródło zdjęć: © Gajowi lasow Dabrowickich, lata 30. XX wieku. Fot. z archiwum Taidy Bialowiejskiej. Reprodukcja: Leszek Kasprzak/FORUM

24.05.2016 | aktual.: 18.06.2016 23:39

Sąsiad sąsiadowi był przed wojną wilkiem. To nie ulega wątpliwości. Jednak najgorzej mieli przedstawiciele jednego konkretnego zawodu. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że był to najniebezpieczniejszy fach w przedwojennej Polsce. O jakim zawodzie mowa? Ano o… gajowych.

Gajowy przed wojną był przede wszystkim stróżem prawa. Nie strzegł jednak ludzi, ale lasów – przed kłusownictwem, kradzieżą drewna, niedozwolonym zbieractwem. Według danych sądowych były to najczęstsze przestępstwa w przedwojennej Polsce. Przykładowo, w „Roczniku statystyki Rzeczypospolitej Polskiej” za rok 1928 odnotowano 62 tysiące przypadków kradzieży z pola i lasu, 1420 kradzieży koni i 1150 kradzieży bydła oraz 8348 przypadków kłusownictwa. Gajowi mieli ręce pełne roboty, a chłopi robili wszystko, by nie dać się złapać. Pomiędzy jednymi i drugimi trwała nieustanna wojna. I to nierówna wojna, bo jej ofiarami padali niemal wyłącznie gajowi.

Z siekierą w głowie

14 lutego 1927 roku leśnik z powiatu grodzieńskiego zginął od uderzenia siekierą w głowę. Miał tego pecha, że przyłapał złodziei drewna na gorącym uczynku:

Aleksy Mikulicz w dniu krytycznym wyszedł do lasu, aby odnaleźć sosny, które zostały ścięte przez złodziei. Szukając tego drzewa, natrafił na Kozłowskiego i Bućko, którzy ścinali czwartą sosnę. Mikulicz padł rażony cięciem siekiery w głowę. Siekierę ze śladami krwi znaleziono przy rewizji. Kozłowskiego i Bućkę aresztowano. Do winy nie przyznali się.

Zawód gajowego w II RP był obarczony wysokim ryzykiem. I wcale nie chodzi tutaj o boreliozę, lecz o kłusowników, którzy byli gotowi nawet zabić, gdy ktoś wchodził im w drogę. Dowodzi tego np. ten artykuł zamieszczony w „Dzienniku Łódzkim” z 26 listopada 1931 r.

Obraz

Zawód gajowego w II RP był obarczony wysokim ryzykiem. I wcale nie chodzi tutaj o boreliozę, lecz o kłusowników którzy byli gotowi nawet zabić, gdy ktoś wchodził im w drogę. Dowodzi tego np. ten artykuł zamieszczony w „Dzienniku Łódzkim” z 26 listopada 1931 r.

Także w 1927 roku zakończył się proces niejakiego Malinowskiego, którego warszawski sąd apelacyjny skazał na dziesięć lat ciężkiego więzienia za zabójstwo gajowego Grabowskiego. Motyw zbrodni? Zemsta. Od dłuższego czasu Malinowski groził Grabowskiemu, że odegra się na nim za zaskarżenie go o kłusownictwo. Pewnego dnia spotkali się w oddaleniu od leśniczówki i wtedy kłusownik zabił wystrzałem z dubeltówki gajowego.

Gajowy myli się tylko raz

Podobnych spraw, relacjonowanych zdawkowo przez gazety, były dziesiątki. W 1926 roku „Dziennik Białostocki” donosił między innymi: o gajowym z Białaszewa, którego podczas obchodu postrzelono z karabinu w podudzie, o gajowym lasów państwowych pracującym w puszczy Białowieskiej, którego postrzelono w lewe ramię, kiedy szukał swych krów w lesie, czy choćby o stróżu lasów pod Stryjem w Małopolsce Wschodniej, którzy zginął trafiony w brzuch kłusowniczą kulą. Na bazie tych i podobnych notatek prasowych można chyba wyciągnąć wniosek, że przeciętny polski gajowy miał gorszy żywot niż saper, członek Korpusu Ochrony Pogranicza i treser lwów… razem wzięci. A przecież to tylko szeregowe przykłady! Niektóre historie miały swój unikalny koloryt.

W lipcu 1923 roku „Dziennik Białostocki” zrelacjonował dwa incydenty o tak nieprawdopodobnych zwrotach akcji, że aż trudno uwierzyć w zupełną rzetelność dziennikarzy. _**Krwawe widmo Szeli wiodło chłopską tłuszczę do zbrodni!**_ – krzyczały litery nagłówka 26 lipca. Chłopi ze wsi Ossów pod Radzyminem ni stąd, ni zowąd postanowili uśmiercić miejscową dziedziczkę panią Reniewiecką oraz gajowego Wiśniewskiego, który tępił niemiłosiernie kradzieże leśne.

Wyjąca tłuszcza ruszyła na dwór i splądrowała go. P. Reniewiecka w porę ostrzeżona uciekła. Schwytano natomiast gajowego Wiśniewskiego i powleczono do lasu. Nieszczęśliwy błagał, aby mu darowano życie, gdyż drobne dzieci zostawi sierotami. Śmiechem i cynicznemi obelgami przyjęto te błagania. Biedną ofiarę przywiązano do drzewa, znęcano się długo, bito, kopano, aż wreszcie postanowiono dokonać mordu.

Sołtys z piekła rodem

Niczym w dobrym thrillerze policja wpadła na polanę w ostatniej chwili – kiedy chłopskie siekiery już uniosły się ponad głową Wiśniewskiego. Stróże prawa rzucili się na podburzony tłum, a ten jednomyślnie postanowił stawić opór przy aresztowaniu. Kiedy kurzawa już opadła, a najbardziej krewcy wieśniacy trafili do aresztu, okazało się, że prowodyrem całego zajścia był… miejscowy sołtys!

Już dzień później ta sama gazeta doniosła o nawet brutalniejszym chłopskim samosądzie. Raz jeszcze ofiarą był gajowy – wróg publiczny numer jeden dla każdej polskiej wsi.

Do kłusowników strzelali nie tylko gajowi. Również policjanci sięgali po broń. Czasami jednak nadużywali swoich uprawnień i trafiali do więzienia. Fragment artykułu zamieszczonego w „Ilustrowanej Republice” 8 marca 1935 r.

Obraz

Do kłusowników strzelali nie tylko gajowi. Również policjanci sięgali po broń. Czasami jednak nadużywali swoich uprawnień i trafiali do więzienia. Fragment artykułu zamieszczonego w „Ilustrowanej Republice”, 8 marca 1935 r.

W osadzie Bagno pod Wołominem kością niezgody był kanał, a konkretnie rów melioracyjny na granicy majątku miejscowej dziedziczki, pani Hryniewickiej. Przed paru laty dziedziczka wyjechała, a chłopi bezprawnie zasypali cały kanał, przez co woda podtopiła jej ziemię. Po powrocie wściekła Hryniewiecka uzyskała od starosty nakaz, na mocy którego mieszkańcy wioski mieli naprawić poczynione szkody. Sołtys zwołał ich w końcu na któryś dzień, na godzinę ósmą rano. Wszyscy przyszli z łopatami, ale sołtys wcale nie zapędził ich do roboty. Wręcz przeciwnie – wystąpił nagle z płomienną przemową:

Dziedzicka, jaśnie pani cholera zatracona, z pola nas będzie spędzać, jakieś „Reich” rowy zakopywać. Nie dajta się, chłopy!

Tłum nie potrzebował dalszej zachęty, a mówca poczuł się w roli przywódcy chłopskiego powstania jak ryba w wodzie. Nie minął kwadrans, a już zawyrokował: zamordować dziedziczkę!

Rozbestwiona tłuszcza ruszyła do dworu, groźnie potrząsając łopatami i siekierami. Wprawdzie w porę uprzedzona dziedziczka uciekła gdzie pieprz rośnie, ale chłopi byli nieustępliwi. Za wszelką cenę chcieli kogoś zabić tego pięknego poranka. Akurat napatoczył się gajowy, pan Wiśniewski. Jako że był on „prawą ręką” Hryniewieckiej i do pewnego stopnia administrował majątkiem, zaraz wywlekli go z dworu:

– Utopić go w kanale! padła komenda. Próżno opierał się nieszczęśliwy, próżno błagał o litość. Któryś z mężczyzn, były żołnierz wojska rosyjskiego, wydarł teraz sołtysowi władzę nad tłuszczą. – Wiązać go! rozkazał (…). Skrępowanego nieszczęśliwca powleczono do lasu, nad kanał. (…) Skazany na śmierć rzucił się na kolana i szlochającym głosem błagał o litość. Tłumaczył przytem, że jest to czarną niewdzięcznością płacić mu śmiercią za tyle dobroci, jaką okazał chłopom.

Leśniczy o złotym sercu

– Kto wam pozwolił kraść drzewo z lasu, gdy dziedziczka wyjechała? Tak mi teraz płacicie niewdzięcznicy? – pytał, zalewając się łzami.

Chłopi mieli najwyraźniej zupełnie dziurawą pamięć, bo żadnego nie ruszyło w tym momencie sumienie. Znowu w dosłownie ostatniej chwili na polanę wpadła policja. Dumni mieszkańcy Bagna nie zamierzali jednak tanio sprzedać skóry i zaraz posłali… po posiłki do sąsiedniej wsi. Dopiero z użyciem broni udało się poskromić niedoszłych morderców i odstawić ich do aresztu. Zresztą żaden nie został na dłużej za kratami. Wszyscy wyszli zaraz za kaucją. Ciekawe, czy poszli raz jeszcze rozmówić się z gajowym…

Obraz
© WP.PL | Ciekawostki Historyczne

Tekst opublikowany we współpracy z serwisem Ciekawostkihistoryczne.pl Przeczytaj również artykuł: Przedwojenna wieś. Siedlisko zbrodni i patologii?

Źródło: Artykuł powstał w oparciu o materiały źródłowe oraz literaturę zebraną w trakcie prac nad książką „Upadłe damy II Rzeczpospolitej”.

Informacja o autorze: Kamil Janicki - redaktor naczelny "Ciekawostek historycznych". Historyk, publicysta i pisarz. Autor książek wydanych w łącznym nakładzie prawie 150 000 egzemplarzy, w tym bestsellerowych “Pierwszych dam II Rzeczpospolitej”, “Upadłych dam II Rzeczpospolitej”, "Dam złotego wieku" i "Epoki hipokryzji". W listopadzie 2015 roku ukazała się jego najnowsza książka: "Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę".

Źródło artykułu:ciekawostkihistoryczne.pl
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (27)