Gdy flagi opuszczone są do połowy...
Flagi opuszczone do połowy, kir na sztandarach, obecna wszędzie czerń, zakaz hucznych imprez, koncertów i zabaw – to oznaki trwającej żałoby narodowej.
Sprawujący obowiązki Prezydenta RP Bronisław Komorowski ogłosił żałobą narodową. Choć dużo i w różnych słowach się o niej mówi, mało kto wie, czym tak naprawdę jest żałoba narodowa i jaka jest jej tradycja.
W dzisiejszych czasach żałoba narodowa jest formalnym stanem prawnym obowiązującym w państwie ustanawianym na mocy rozporządzenia Prezydenta RP.
Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze tak było. Pierwszą oficjalną żałobę narodową wprowadzono decyzją Prymasa Polski w roku 1861 i dotyczyła ona jedynie terytorium Królestwa Polskiego. Działo się to w okresie napięć politycznych poprzedzających wybuch Powstania Styczniowego (krwawo tłumione manifestacje patriotyczne, masowe uczestnictwo w pogrzebach ofiar tych manifestacji, aresztowania działaczy niepodległościowych). Mimo iż ogłoszona przez kościół żałoba narodowa nie miała mocy prawnej, została ona formalnie odwołane przez powstańczy Rząd Tymczasowy.
W pełni formalny, prawny charakter żałoba narodowa uzyskała na mocy konstytucji kwietniowej. Pierwszy raz została uchwalona na cześć zmarłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, uważanego za jednego z ojców polskiej niepodległości Woodrow’a Wilsona. Żałoba narodowa została uchwalona przez Zgromadzenie Narodowe, czyli połączone izby polskiego parlamentu.
W okresie międzywojennym żałobę narodową ogłaszano jeszcze dwukrotnie: w maju 1935 roku po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego, oraz w grudniu 1938 roku po śmierci arcybiskupa lwowskiego obrządku ormiańskiego, dawnego działacza niepodległościowego, ekscelencji Józefa Teodorowicza.
Żałobę narodową ogłoszono także po upadku powstania warszawskiego. Był to pierwszy formalny przypadek, kiedy żałoba została uchwalona ku uczczenia nie tylko jednej osoby jak to miało miejsce dotychczas, ale grupy osób oraz co podano w uzasadnieniu w związku na samą zaistniałą sytuację (tj. fakt, że powstanie nie było zwycięskie). Była to najdłużej trwająca żałoba narodowa w historii naszego kraju.
W okresie PRL-u żałobę narodową uchwalano czterokrotnie: nikogo chyba nie dziwi, że pierwszą osobą uczczoną w ten sposób przez pezetpeerowską wierchuszkę był nie kto inny jak… towarzysz Stalin. Cały naród bolał nad stratą ukochanego „przyjaciela Polaków” i „niestrudzonego sternika bloku państw socjalistycznych”. Pewnie nikogo dziwić nie powinno to, że kolejną osobą po śmierci, której ogłoszono w Polsce żałobę narodową był wierny wykonawca stalinowskich poleceń na terytorium naszego kraju Bolesław Bierut. Z peerelowskich dygnitarzy partyjnych, zaszczyt ten przypadł w udziale jeszcze jednej osobie – następcy Bieruta na stanowisku Przewodniczącego Rady Państwa, Aleksandrowi Zawadzkiemu. Dziwnym może wydawać się fakt, ze żałobę narodową ogłoszono także po śmierci prymasa Stefana Wyszyńskiego. Ówczesne władze podjęły tą decyzję niechętnie na fali liberalizacji i tzw. „karnawału Solidarności”.
W demokratycznej Polsce żałobę narodową wprowadzano 11 razy! (w całym okresie od jej formalnego określenia na mocy konstytucji marcowej miało to miejsce 19 razy). Pięciokrotnie czynił to Aleksander Kwaśniewski, pięć razy przypadło to w udziale Lechowi Kaczyńskiemu.
Wyjątkową sytuacją było ogłoszenie żałoby narodowej po śmierci papieża Jana Pawła II, kiedy to uchwalono ją na mocy rozporządzenia premiera ( z racji, ze nie zostały dopełnione warunki prawne – żałobę narodową może ogłosić jedynie prezydent – formalnie żałoba ta nie miała mocy wiążącej).
Żałoba narodowa została ogłoszona po: „powodzi tysiąclecia” z roku 1997, zamachach terrorystycznych: w Nowym Yorku (2001), Madrycie (2004) i Londynie (2005), katastrofach: podczas targów na Śląsku (2006), górniczej w kopalni Halemba (2006) autokarowej we francuskim Vizille (2007), lotniczej pod Mirosławcem (2008), a także po tsunami, które spustoszyło Południowo-Wschodnią Azję (2005) i pożarze w Kamieniu Pomorskim (2009).
Choć wszystkie sytuacje, które miały miejsce ostatnimi czasy są bez wątpienia tragiczne, dziwić może, że żałoby narodowej nie ogłoszono po odkryciu mordu na polskich oficerach w lasku katyńskim (1943), katastrofie promu Heweliusz (1993), czy pożarze w hali stoczni gdańskiej (1994).
Nie chcemy wnikać dlaczego tak się stało. Być może, te wydarzenia nie były dość wygodne dla włodarzy naszego państwa, aby uczcić ich ofiary.