HistoriaGeniusz w służbie chciwości, czyli tajemnice fałszerzy pieniędzy

Geniusz w służbie chciwości, czyli tajemnice fałszerzy pieniędzy

Pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy chce sprawdzić to osobiście - pisał Stefan Kisielewski. Nic dziwnego, że od początku istnienia "środków płatniczych" nie brakuje osób, które próbują je podrobić. Genialni fałszerze potrafią przez wiele lat produkować wspaniałe falsyfikaty i oszukiwać nawet najlepszych specjalistów.

Geniusz w służbie chciwości, czyli tajemnice fałszerzy pieniędzy
Źródło zdjęć: © fotochannels.com

Historia fałszerstw jest tak stara jak sam pieniądz. Proceder kwitł już w VI wieku przed naszą erą, kiedy Polikartes - władca wyspy Samos zapłacił wynajętym wojownikom ze Sparty monetami, które - jak się okazało - nie były złote, a tylko pokryte cienką blaszką z tego kruszcu i przybite dla niepoznaki stemplem.

Do naszych czasów przetrwał, wydany za czasów Solona, ateński edykt, skazujący fałszerzy pieniędzy na karę śmierci. Takie konsekwencje groziły im przez stulecia, aż do XVIII wieku. Przed spotkaniem z katem osoby podrabiające monety były często poddawane straszliwym torturom - gotowano ich w oleju, obcinano ręce, wyrywano język, wlewano w gardło roztopiony ołów.

Nie powstrzymywało to fałszerzy, jednak skala przestępstwa była z przyczyn technologicznych mocno ograniczona. Dukaty czy denary trudno było podrabiać w dużych ilościach. "Rozkwit" nastąpił wraz z pojawieniem się papierowego pieniądza. Już w 1810 r. Napoleon Bonaparte polecił fałszować rosyjskie ruble we francuskich państwowych wytwórniach. Chciał w ten sposób zdezorganizować ekonomicznie Rosję przed planowaną inwazją.

Podróbka doskonała

W Europie najsłynniejsi, indywidualni fałszerze pojawili się dopiero w XX wieku. Należał do nich Włoch Paolo Ciulli. Na cieszącej się wielkim zainteresowaniem wystawie "trefnych" banknotów, która niedawno objeżdżała Italię, można było podziwiać jego dzieło - 500 lirów z lat 20. Według specjalistów jest to podróbka doskonała. Z tego, że banknot nie jest prawdziwy, policjanci zdali sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy aresztowali jego autora.

Innym utalentowanym fałszerzem był rosyjski Żyd Salomon Smolinoff. Przed II wojną światową wsławił się tym, że jako pierwszy wyprodukował banknoty 100-dolarowe, nadające się do puszczania w obieg. Później stał się filarem tajnej "operacji Bernhard", którą SS prowadziło w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. W ciągu kilku lat działalności komando fałszerzy wydrukowało banknoty na sumę około 134 mln funtów brytyjskich. Dużą część tych pieniędzy wprowadzono do obiegu; w efekcie waluta Zjednoczonego Królestwa straciła 75 proc. wartości.

Zespół doszedł do perfekcji w wytwarzaniu podróbek, choć oryginałów strzegło ponad 150 sekretnych zabezpieczeń (mikroskopijne kropki, różne cieniowanie morza i... malutka, nie będąca na środku, kropka nad "i" w podpisie głównego kasjera Bank of England). Fałszywe funty umożliwiły wielu nazistom ucieczkę z Europy po upadku III Rzeszy. Banknoty, których nie udało się wywieźć lub ukryć, zostały zatopione w jeziorach Toplitz i Traven. Salomon Smolianoff złożył w 1945 r. zeznania przed aliantami i ślad po nim zaginął. W 2008 r. Oscara zdobył film "Fałszerze" opowiadający historię "operacji Bernhard".

Fałszerz-celebryta

Za najlepszego, współczesnego fałszerza dolarów uchodzi Jürgen Kuhl. Rok temu niemiecki artysta-malarz opuścił mury więzienia, w którym spędził cztery lata za zorganizowanie profesjonalnej wytwórni banknotów. Początkowo chciał podrabiać znaczki pocztowe, ale okazało się, że wymaga to zbyt kosztownej farby. Później zainteresował się banknotami o nominale 50 euro, jednak złamanie ich zabezpieczeń przerosło możliwości fałszerza. Pozostały dolary. "Wyprodukowane" przez Kuhla banknoty specjaliści ocenili jako "przerażająco doskonałe". Niemiec wymyślił genialny sposób na podrabianie amerykańskiej waluty - dolary wydrukowane najpierw na offsecie przepuszczał przez sitodruk.

Przestępca wpadł w 2007 roku i po trwającym zaledwie jeden dzień procesie został skazany na sześć lat więzienia. Karę odbywał w ośrodku otwartym, więc mógł udzielać wywiadów, przez co zyskał zaskakującą popularność. Fałszerz stał się w Niemczech celebrytą. Doczekał się nawet książki i komedii kryminalnej, opowiadających o jego działalności.

Walka z tandetą?

Polacy od wieków mają bardzo silną pozycję w świecie fałszerzy pieniędzy. Za pierwszą podrobioną monetę w naszym kraju uchodzi denar krzyżowy z IX wieku, wykonany z miedzianej płytki pokrytej tylko cienką srebrną blaszką. Pod koniec XIV wieku głośno było o pewnym warsztacie w Szaflarach na Podhalu. W wydzierżawionym od cystersów zameczku pewien Żyd bił na wielką skalę fałszywe monety. Wiele wskazuje na to, że proceder prowadził on w porozumieniu z klasztorem, z którym dzielił się zyskami.

Polub nas na Facebooku:

Złotym czasem dla fałszerzy był okres panowania Jana Kazimierza. Pamiętnikarze zapisywali, że z każdego lasu dobiegał łomot młotów kujących podrabiane monety. Co dziesiąty szeląg w obiegu był wówczas sfałszowany. Pojawienie się papierowych pieniędzy spowodowało wzrost aktywności utalentowanych fałszerzy. W XIX wieku za najlepszego uchodził Ignacy Ceyzik, który był także wyjątkowo utalentowanym rzeźbiarzem. Przemierzał setki kilometrów i poszukiwał ludzi, którzy mieli kłopoty z odróżnianiem rubli od "kolorowych obrazków reklamowych". Rosyjskie Ministerstwo Finansów, zaniepokojone wzrostem ilości papierów wartościowych na rynku, rozpoczęło poszukiwania sprawcy tego cudu gospodarczego. Ceyzik został w końcu aresztowany. Sądu nie przekonały argumenty, że fałszerz próbował w ten sposób walczyć z tandetą, bo jego banknoty miały lepszą jakość niż oryginały. Trafił na Syberię, gdzie przeżył blisko 30 lat. Poświęcił się pracy artystycznej. Obecnie jest uznawany za jednego z najlepszych tamtejszych rzeźbiarzy.

Przekręt w mennicy

W XIX wieku działał również najwybitniejszy polski fałszerz monet zabytkowych - Józef Majnert. Był cenionym medalierem warszawskiej mennicy państwowej. "Po pracy" parał się jednak mniej legalną działalnością. Zasłynął m.in. skopiowaniem talara Zygmunta Starego i kilkudziesięciu innych monet, które rozprowadził w całej Europie. Podrabiał je genialnie, korzystając z urządzeń warszawskiej mennicy. Wyprowadził w pole najlepszych numizmatyków. W XIX wieku podróbki polskich talarów nazywano w Niemczech po prostu majnertami.

Fałszerz miał fantazję - stworzył kilka starych polskich monet, które... nigdy nie istniały. Jedną z nich jest talar koronny Zygmunta Augusta z 1547 roku. Niechlubna działalność Majnerta została zdemaskowana przez wybitnego numizmatyka Karola Bayera. Fałszerz stracił pracę w mennicy i skończył "karierę".

Grzywka Napoleona

Najsłynniejszym polskim fałszerzem banknotów XX wieku jest bez wątpienia . Urodzony w Częstochowie inżynier budowlany, w czasie wojny uciekł z niemieckiego transportu robotników. Po 1945 r. został we Francji, ale nie mógł się tam odnaleźć. Z braku pieniędzy postanowił zająć się ich... produkcją. Przygotowywał się do tego bardzo skrupulatnie. Przez dwa lata analizował wygląd franków, tworzył własne metody i urządzenia. W 1949 r. wprowadził do obiegu pierwsze podróbki. Były tak dobre, że przez trzy lata nikt nie wykrył żadnego fałszywego banknotu.

Dotarcie do Bojarskiego zajęło policji kilkanaście lat. Przyczynił się do tego kuzyn fałszerza, który wbrew ostrzeżeniom "mistrza", wymienił sporo podróbek na inną walutę w Banku Państwowym. Zaalarmowana policja odnalazła w domu Bojarskiego wytwórnię banknotów. Polak sam produkował w podziemiach doskonały papier, z bibułki papierosowej i bielonej chlorkami kalki maszynowej. Idealnie podrobił matrycę "stufrankówki" z Napoleonem - po długich analizach okazało się, że podróbkę różni od oryginału tylko jeden włos mniej w grzywce cesarza.

Bojarski wyprodukował fałszywych banknotów na sumę około miliona franków. Skazano go na 20 lat, wyszedł po 13 za dobre sprawowanie. Francuski bank centralny, nie potrafiąc wyłapać z obiegu fantastycznych fałszywek Polaka, zdecydował się wycofać banknot z Napoleonem i wprowadzić nowy - z wizerunkiem Corneille'a.

"Matejko" w więzieniu

Choć w dzisiejszych czasach banknoty są znakomicie zabezpieczone, nadal nie brakuje chętnych, którzy próbują je podrabiać. Na początku tego roku policjanci z Olkusza aresztowali 68-letniego Zdzisława N., nie bez przyczyny zwanego "Matejką". Ten utalentowany malarz pół życia spędził w więzieniu. Początkowo był zwykłym złodziejem, później wyspecjalizował się w podrabianiu banknotów, przede wszystkim 100-złotowych. Najpierw je skanował i drukował. Później specjalnym pędzelkiem domalowywał zabezpieczenia. Robił to tak dobrze, że nawet specjaliści mieli problem z odróżnieniem kopii od oryginału. Potrafił wyprodukować tysiąc banknotów w ciągu pięciu dni. Do ich rozprowadzania zatrudniał młode dziewczyny, które płaciły fałszywymi banknotami w galeriach handlowych.

Za kratkami oddaje się swojej pasji i maluje obrazy. "Matejko" wykonał polichromię kaplicy Miłosierdzia Bożego w areszcie śledczym na ul. Montelupich, poświęconą przez kardynała Stanisława Dziwisza.

Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl

Polub nas na Facebooku:

Źródło artykułu:WP Facet

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (13)