Co się wtedy nosiło
"Nie ma żurnali, nie ma materiałów, nie ma nastroju, a my dalej chodzimy modnie ubrani" - pisała Barbara Hoff w "Przekroju" z 1982 r. W czasach kryzysu i opustoszałych sklepów Polki musiały wykazywać się ogromną kreatywnością, żeby dobrze wyglądać. Na potęgę przerabiano ubrania albo szyto je samemu, korzystając z wykrojów publikowanych w niemieckim czasopiśmie "Burda", które rozchodziło się jak ciepłe bułeczki. Niemal każda nastolatka potrafiła haftować czy dziergać na drutach i szydełku.
"Lata 80. to także czas noszenia zbyt dużych ubrań. Kobiety tonęły w obszernych grubych swetrach, potężnych marynarkach i szerokich płaszczach, które koniecznie musiały mieć wielkie poduszki wszyte w ramiona. Obowiązującym trendem była litera V. Im szerzej w ramionach, tym lepiej. W rozmiarach XXL zupełnie gubiła się sylwetka i kobiece kształty" - pisze Beata Tadla w książce "Niedziela bez Teleranka".
Dużo było także kiczu: plastikowych klipsów, jaskrawych makijaży czy tapirowanych fryzur. Symbolem dekady stała się dżinsowa odzież przywożona z Turcji. Z dekatyzowanego materiału zwanego marmurkiem produkowano przede wszystkim spodnie oraz kurtki z odczepianymi rękawami, dzięki czemu mogły pełnić rolę kamizelek. Nosiły je zarówno kobiety, jak i mężczyźni.