Sandor Demjan w dzieciństwie klepał biedę. Dziś jest jednym z najbogatszych Węgrów z majątkiem szacowanym na 140 mld forintów – ok. 2 mld zł
Sandor Demjan w dzieciństwie klepał biedę. Dziś jest jednym z najbogatszych Węgrów z majątkiem szacowanym na 140 mld forintów – ok. 2 mld zł. Ale jego kariera, to nie amerykański sen o pucybucie – inne czasy, inny system, inny kraj.
Jest ateistą, ale wspiera różne wyznania. Politycznie określa się jako socjaldemokrata, ale nie unika Viktora Orbana, z formalnie centroprawicowego Fideszu. Zbudował TriGranit, jedną z największych spółek deweloperskich w Europie. Jego inwestycje obejmują m.in. Węgry, Polskę, Słowację, Rumunię, Słowenię, Serbię, Chorwację i Rosję. Ma prywatną wyspę na Seszelach. Gra w pokera i prowadzi działalność charytatywną. Jest twardym biznesmenem, ale wyraża dość specyficzne poglądy o sytuacji społeczno-ekonomicznej i traktowaniu klasy robotniczej. Jego głównym rywalem w walce o miano najbogatszego jest Sandor Csanyi, szef banku OTP. O ile obu biznesmenów w ogóle obchodzą takie zestawienia.
– Jeśli podzielić średnią długość życia przez liczbę milionerów, każdy człowiek ma osiem sekund na podjęcie decyzji, która prowadzi do bogactwa. To niestety tylko średnia – niektórzy mają tego czasu znacznie więcej, inni nie mają go wcale – przekonuje Sandor Demjan.
Ile miał sam? Przez lata nie miał możliwości – w krajach bloku komunistycznego nie było biznesmenów. Ale już wtedy wykazywał determinację. Może przez dzieciństwo: przyszedł na świat w 1943 r., ojciec zginął na wojnie, a matka nie była w stanie utrzymać trójki dzieci. Przyszły biznesmen żył w skrajnej nędzy, w końcu trafił do rodziny zastępczej. Miał świetną pamięć i szybko pokazał talent biznesowy. Ukończył Wyższą Szkołę Handlu i Gastronomii – w czasach komunizmu zaczął rozwijać karierę.
Związał się z węgierską spółdzielczością, a sławę zyskał tworząc domy towarowe Skala. W 1976 roku był to ewenement w bloku wschodnim – sklepy wzorowane na zachodnich hipermarketach, z parkingami i punktami usługowymi. Zrobiły furorę, do Budapesztu na zakupy przyjeżdżali nawet dygnitarze ze Związku Radzieckiego. Jeszcze przed upadkiem komunizmu został współzałożycielem pierwszego komercyjnego banku na Węgrzech. A w 1988 r. współzakładał z Georgem Sorosem szkołę dla menedżerów wzorowaną na uczelniach zachodnich. Nadszedł czas na pierwszy milion.
Pierwsze miliony prosto z Rosji
Jeśli się ma pomysł, niekoniecznie trzeba kraść. Niebotyczne zyski przyniosła prywatyzacja Kamaza, rosyjskiego producenta ciężarówek – pierwsze takie przedsięwzięcie w Rosji.
Sandor Demjan wraz ze wspólnikami prowadził firmę inwestycyjno-doradczą zajmującą się m.in. restrukturyzacjami firm. Kamaz praktycznie był bankrutem, rząd chciał zmienić formę prawną i ratować produkcję.
Do przedsięwzięcia zaproszono największe międzynarodowe firmy doradcze. – Żądały horrendalnych pieniędzy, oczekiwały 3-letnich kontraktów nie gwarantując sukcesu. Zaproponowałem, że przeprowadzę zmiany w sześć miesięcy za 10 proc. tej kwoty, a w razie porażki zapłacę 3 mln dolarów (wziął pożyczkę pod weksel) – wspomina węgierski biznesmen.
W tym czasie ciężarówki sprzedawano oficjalnie po 25 tys. rubli na przydział. Szczęśliwcy sprzedawali je za 125 tys. rubli. Idea Sandora Demjana była genialnie prosta: zaoferował udziały po 150 tys. rubli i możliwość kupna ciężarówki właśnie po 25 tys. rubli. Cała pula rozeszła się w tydzień i to po wyższych cenach, a po kilku miesiącach fabryka stała się rentowna.
– Zarobiłem wtedy znacznie więcej niż milion dolarów, spłaciłem wspólników i się usamodzielniłem. Zachodnie firmy nie rozumiały specyfiki gospodarki niedoborów, a to był klucz do sukcesu – komentuje.
Po drodze wyszedł z niego ideowy socjalista – część zysków przeznaczył na budowę mieszkań, szpitali i sierocińców. Ufundował też kilka świątyń – od meczetu po cerkiew.
Nie tylko nieruchomości
W pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku Sandor Demjan działał poza Węgrami, głównie w Kanadzie.
Po powrocie wszedł na rynek nieruchomości – stworzył firmę deweloperską, która po kilku przekształceniach przybrała postać TriGranitu. Biura, mieszkania i centra handlowe – to podstawowa działalność i to prowadzona z rozmachem.
Tylko w Polsce firma wybudowała Silesia City Center, Bonarka City Center i buduje dworzec kolejowy w Poznaniu. Łącznie zainwestowała nad Wisłą ok. 500 mln euro. Wszystkie inwestycje przekroczyły 2 mld euro. – Określenie City Center nie jest przypadkowe: tworzymy nowe centra miast, jak zadaszone rynki, miejsca spotkań towarzyskich i życia kulturalnego.
Zapewniamy więcej przestrzeni dla ludzi. 60 proc. powierzchni handlowych przeznaczamy dla małych i średnich sklepów, gdzie klienci łatwiej nawiązują kontakty ze sprzedawcami – tłumaczy biznesmen.
Ale nieruchomości to nie wszystko. Sandor Demjan poprzez spółkę Euroinvest kontroluje ponad 50 firm działających w różnych sektorach, od energetyki po rolnictwo. Jest właścicielem elektrowni. – To ostatnia w węgierskich rękach – komentuje.
Ma winnice – częściowo to hobby, ale wina z Badacsonyi można kupić w węgierskich sklepach. Kupił od Gazpromu rosyjskiego totolotka – Gosloto (operatorem loterii jest spółka Orglot).
Biznes, piłka, światopogląd
Sandor Demjan, kiedyś niezły bramkarz, chętnie porównuje zarządzanie firmą do piłki nożnej.
– Menedżer musi mieć dobry zespół i – tak jak trener – dobrać właściwych ludzi na odpowiednie pozycje. Zespół trzeba odnawiać – potrzebna jest świeża krew; kto gra za długo traci motywację. Każdy biznesmen, który wierzy, że jego kadra jest niezastąpiona, powinien sprzedać firmę. Niezastąpionych nie ma – tu jest konkurencja jak w futbolu – przekonuje szef TriGranitu.
Sam jest wytrawnym graczem – świetny szachista, niezły pokerzysta. Potrafi ingerować w najdrobniejsze szczegóły prowadzonych inwestycji – łącznie z doborem kolorów ścian czy w ostatniej chwili zadecydować o zmianie płytek podłogowych.
Z drugiej strony – prowadzi szeroko zakrojoną działalność charytatywną: od wsparcia zaniedbanych dzieci po tysiące stypendiów dla studentów. W Polsce współpracuje z Siemachą (otrzymał tytuł Filantropa Krakowa).
A biznesowe sukcesy nie kolidują u niego z nietuzinkowym światopoglądem.
– Podstawą gospodarki jest szacunek do pracy fizycznej. Na Zachodzie nikt jej nie chce wykonywać, dlatego rola Europy Środkowo-Wschodniej będzie rosła. Mamy mnóstwo wykształconych ludzi, którzy chcą pracować, możemy przegonić Europę Zachodnią – uważa biznesmen.
Podkreśla rolę różnych wyznań w tworzeniu zasad moralnych, choć sam do żadnego kościoła nie należy. Kondycję Europy porównuje do upadającego Cesarstwa Rzymskiego. Przywiązuje ogromną rolę do klasy robotniczej, niejako uznając że produkcja towarów materialnych jest najważniejsza. Narzeka na spadek liczby urodzin i roli rodziny.
Broni wolności biznesu, nalega na niskie podatki od działalności gospodarczej, sprzeciwia się szybkiemu wejściu do strefy euro. Ta nieco dziwna mieszanka poglądów umożliwia odnalezienie się w każdej rzeczywistości politycznej.
Socjalista, ale chętny do współpracy z rządem Viktora Orbana.
Sandor Demjan zbliża się do siedemdziesiątki – formalnie przekroczył już wiek emerytalny. Jak długo pozostanie w biznesie?
– Kiedy moi współpracownicy znajdą w komputerach informacje o naszych przedsięwzięciach szybciej niż ja w głowie, wtedy zakończę działalność – odpowiada. Na razie się na to nie zanosi.
Rozmawiał Wojciech Kwinta