Halo 3 (XBOX360)
Halo to gra fenomen. Uwielbiana przez miliony konsolowych graczy i traktowana dosyć chłodno przez rzesze użytkowników PC. W sumie, nie ma się czemu dziwić. Polityka Microsoftu i Bungie mogła poczciwych posiadaczy blaszaka doprowadzić do szewskiej pasji. To chyba najważniejszy powód, dla którego kultowa i - nie ukrywajmy – jedna z najbardziej kasowych seria przygód Masterchiefa na poczciwych piecykach nie zyskała sobie nawet procenta konsolowej popularności.
19.10.2007 14:38
Trzecia odsłona Halo wydana w tym roku była oczekiwana niczym Święty Grall. Miała sprawić to samo co ponad rok temu dla konsoli Microsoftu uczynił świetny Gears of War. Halo 3 miał być mega systemsellerem. Tajną bronią wymierzoną w konkurencyjne konsole. To dla Masterchiefa i Cortany tabuny rozhisteryzowanych posiadaczy Xboxa 360 miały szturmować sklepy. Trzeba uczciwie przyznać, że gra spełniła swoje zadanie. Poparta doskonałymi działaniami marketingowymi oraz pomysłową kampanią reklamową wdrapała się na szczyty rankingów sprzedaży. Ale... czy jest tego warta?
Na Halo 3 należy patrzeć z dwu perspektyw. Pierwsza to kampania singleplayer. Oto mamy rok 2552, rodzaj ludzki nadal toczy krwawą międzyplanetarną wojnę z konglomeratem ras obcych skupionych we frakcji zwanej Przymierze. Kosmici uważają Ziemian za paskudnych bluźnierców, niegodnych i w ogóle parszywców z piekła rodem. Ludzie zasługują tylko na holokaust. Ot, tacy galaktyczni fanatycy, którzy w imię religii dopuszczają się najgorszych zbrodni. Kluczem do zwycięstwa kosmitów są pradawne instalacje militarne znane jako pierścienie Halo. Ich aktywacja doprowadzić ma do supremacji Przymierza i poprowadzenia jego zwolenników ku świetlanej przyszłości. A klucz do owej aktywacji pierścieni został pogrzebany na naszej rodzimej planecie. Dokładnie mówiąc - na Czarnym Lądzie.
Tutaj właśnie na arenie pojawia się tytułowy bohater. Nasz protagonista Spartan – 117 – Masterchief powraca na Ziemię dzięki pomocy nowych sprzymierzeńców (Weteranów). Musi uratować wszechświat przed zakusami religijnych fanatyków, odnaleźć Cortanę oraz zmierzyć się z przerażającym inteligentnym pasożytem zwanym Zarazą.
Jak widać wycieczka do Afryki nie będzie miłym safari, lecz totalną wojną, która zadecyduje o losach wszechświata. Jakżeby inaczej...
Nie muszę chyba dodawać, że Masterchief to jednoosobowa armia zakuta w nowoczesny pancerz. Spartan 117 kulom się nie kłania, ma ponad 2 metry wzrostu. Inni żołnierze marines otaczają go wręcz kultem, a przełożeni darzą wielką estymą. To powoduje, że nasz biedaczek w zielonym pokracznym pancerzu robi wszystko i jest wszędzie. Masterchief to primus inter pares wśród ziemskich sił zbrojnych. Implikacją tego nimbu bohaterstwa otaczającego naszego protagonistę jest smutna sytuacja doskonale obrazowana przez znany slogan: "Zrób to sam". Po prostu bez Spartanina 117 Ziemia już dawno ległaby w gruzach. Trochę to za dużo jak na jednego prostego, genetycznie podkręconego wojaka. Ale cóż, takie jest życie.
W kampanii singleplayer ratujemy tyłki naszym marines. Odpieramy atak Brutali (Brutes) na bazę wojskową nieopodal Mombasy. Szalejemy w zwrotnych buggy i innych pojazdach (w tym także latającym – Hornet), przeprowadzamy dziki rajd czołgiem na pozycje przeciwnika i własnoręcznie niszczymy gigantyczne Scarab Tanki. Ostatecznie rozprawiamy się także z Prorokiem Prawdy - Religijnym przywódcą Przymierza. Oczywiście w większości potyczek towarzyszą nam żołnierze marines oraz Arbiter, ale nie ma co liczyć, że sprzymierzeńcy zrobią za nas całą brudną robotę.
Wygląda to atrakcyjnie? Z pozoru jak najbardziej! Problem pojawia się, kiedy zdziwiony gracz uświadomi sobie, że przejście całego wątku fabularnego zajmuje góra siedem do maksymalnie dziesięciu godzin grania non stop. To naprawdę skandalicznie krótki czas rozgrywki. Nawet jak na grę, która z założenia ma bronić się trybem dla wielu graczy.
Ano właśnie. Halo 3 to przede wszystkim zabawa w sieci poprzez usługę Xbox Live! Podstawowe 11 map (kolejne w drodze) zadowolą każdego gracza. Osobiście uwielbiam mapę Sand Trap. Tryby rozgrywki sieciowej są raczej standardowe. Z wyjątkiem jednej, bardzo nagłaśnianej opcji. Mowa rzecz jasna o Forge. W "Kuźni" gracz może zmieniać i edytować dowolną mapę. Dodać broń, punkty kontrolne itp. Potem może razem z innymi graczami bawić się na zmodyfikowanej przez siebie planszy. Ukłonem w stronę zjawiska zwanego Machinima (kojarzycie kultowe filmiki na silniku Halo Blue versus Red?) jest opcja Theatre. "Teatr" pozwala graczowi wcielić się w filmowego reżysera. Mamy możliwość edycji opcji, nagrywania i dzielenia się filmikami z innymi graczami. Istnieje także szansa wspólnej zabawy w kampanię fabularną. Wtedy drugi gracz wciela się w postać Arbitra, naszego kosmicznego kompana.
Trzeba uczciwie przyznać, że Multiplayer w trzeciej odsłonie Halo wzbudza szacunek. Jest po prostu świetny. Doskonale zaprojektowany i przemyślany. Daje posiadaczom konta GOLD w Xbox Live! masę zabawy. Mówiąc wprost. Królem konsolowej, sieciowej rozgrywki na najbliższe lata będzie bezapelacyjnie Halo 3. Przyznam się, że dla sieciowej rozgrywki w H3 rzuciłem w kąt Enemy Territory: Quake Wars i szczerze mówiąc, nie mam na razie ochoty wracać do komputera.
Od strony wizualnej mam dość mieszane uczucia. Kiedy pierwszy raz odpaliłem Halo 3 zobaczyłem orgię kolorów i niemiłosiernie cukierkowaty HDR. Grafika jest diametralnie odmienna od tej prezentowanej np. w Gears of War. GOW operował pastelami, światłocieniem i mrokiem. Halo 3 to pełna kolorowych eksplozji rozwałka w soczystej dżungli. Prawdę mówiąc, graficznie przygody Masterchiefa nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Tak, grafika jest bardzo ładna. Animacja postaci, twarzy bohaterów i pojazdów jest jak najbardziej poprawna. Nie widzę jednak niczego, co wzbudziłoby we mnie niekłamany zachwyt.
Co innego oprawa muzyczna! Motyw przewodni w Halo 3 to pełen dramatyzmu utwór na smyczki i fortepian. Można powiedzieć, że oprawa muzyczna tej gry to piękno w absolutnie klasycznym wydaniu. Melodie rozbrzmiewające podczas rozgrywki doskonale komponują się z akcją dziejącą się na ekranie. Dość powiedzieć, że trzecia odsłona Halo ma jedną z najlepszych opraw audio w historii elektronicznej rozrywki. Głosom bohaterów też nie można nic zarzucić. Ciekawostką może być fakt, że Prorokowi Prawdy, głównemu adwersarzowi z trybu single (no, prawie głównemu, ale więcej nie zdradzę!) głosu użyczył Terence Stamp. Aktora tego mogliśmy podziwiać np. w Gwiezdnych Wojnach George’a Lucasa czy Czerwonej Planecie Cóż mogę dodać na koniec? Halo 3 to gra nieco kontrowersyjna. Doskonały multiplayer miesza się z niedopracowanym, krótkim trybem rozgrywki dla pojedynczego gracza. Mimo że fabularnie trzecia odsłona przygód Masterchiefa całkiem udanie wieńczy całą trylogię to pod względem budowania suspensu, poprowadzenia fabuły i
przedstawienia bohaterów jest po prostu źle. Te kilka godzin rozgrywki w singlu to jest naprawdę skandal. Nic nie tłumaczy twórców. Nawet doskonały i rozbudowany tryb sieciowy. Czy warto wcielić się w Spartana 117 i zakupić grę? Raczej tak. Należy jednak pamiętać, że siła tego tytułu drzemie w trybie wieloosobowym. Wtedy wszystko jest w porządku. Jeśli szukasz dobrej, singlowej gry FPS, to Halo 3 nie jest po prostu propozycją dla Ciebie.