Hermaszewski - władza próbowała zabronić mu latać
05.10.2016 | aktual.: 05.10.2016 14:28
„W kosmos latali buddyści, żydzi, niewierzący i poganie. Każdy wracał troszeczkę odmieniony” – mówi Mirosław Hermaszewski, pierwszy i wciąż jedyny Polak, który znalazł się na orbicie Ziemi, ustanawiając przy okazji kilka niepobitych do dzisiaj rekordów kraju. Choć od tamtego wydarzenia minęło już 38 lat, wciąż bezskutecznie czekamy na kolejnego kosmonautę znad Wisły…
15 września Mirosław Hermaszewski skończył 75 lat, choć niewiele brakowało, a nie doczekałby nawet drugich urodzin. W nocy z 26 na 27 marca 1943 r. wołyńska wieś Lipniki, w której przyszedł na świat przyszły kosmonauta, została bowiem zaatakowana przez oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii dowodzony przez Iwana Łytwynczuka. Doszło do prawdziwej rzezi polskich mieszkańców osady – bestialsko zamordowano blisko 200 niewinnych osób.
Kamila, matka Hermaszewskiego, cudem uniknęła śmierci, jeden z napastników strzelił w głowę uciekającej z małym Mirosławem kobiecie, ale na szczęście spudłował. Gdy odzyskała przytomność, zaczęła znów biec przez pola, jednak w pewnym momencie uświadomiła sobie, że dziecko, które niosła na plecach wypadło jej po drodze. Zawiniątko leżące w ośnieżonych zaroślach odnalazł dopiero po kilku godzinach ojciec, który niedługo później zginął zastrzelony przez banderowców.
W czasie rzezi wołyńskiej śmierć poniosło 18 członków rodziny Hermaszewskiego, w której od zawsze pielęgnowano wartości patriotyczne. Stryj Mirosława, Antoni, w 1920 r. walczył z bolszewikami, a w czasie II wojny światowej znalazł się w armii Andersa. Drugi stryj, Tadeusz, służył na niszczycielach „Burza” i „Ślązak”, a trzeci, Zygmunt, był oficerem rezerwy Korpusu Ochrony Pogranicza, uwięzionym przez Niemców w obozie Auschwitz. Wujek zginął w Katyniu, a jego żonę władze sowieckie zesłały do Kazachstanu.
Z takim pochodzeniem Hermaszewski teoretycznie nie mógł liczyć na karierę w PRL-u, a jednak dzięki talentowi i determinacji wzniósł się wysoko. Bardzo wysoko.
ZOBACZ TEŻ:
Prymus ze "Szkoły Orląt"
W 1945 r. rodzinę Hermaszewskich spotkał los tysięcy mieszkańców polskich kresów, które decyzją wielkich mocarstw znalazły się w granicach Związku Radzieckiego. Czteroletni Mirosław wraz z bliskimi został przesiedlony do Wołowa, niewielkiej miejscowości pod Wrocławiem, gdzie ukończył szkołę podstawową i liceum.
Zawsze marzył o lataniu, dlatego w 1960 r. zapisał się do Aeroklubu Wrocławskiego. Szybko okazało się, że ma predyspozycje do tego sportu. Już w 1961 r. Hermaszewski mógł pochwalić się licencją pilota szybowcowego.
Postanowił kontynuować karierę w dęblińskiej „Szkole Orląt”, ale komisja wojskowa uznała, że jest… za szczupły i przyznała mu kategorię „C”, teoretycznie wykluczającą służbę w jednostkach lotniczych. Jednak ambitny 20-latek nie zamierzał się poddać. Pojechał do Dęblina i celująco zdał wszystkie egzaminy, w tym surowe testy sprawnościowe.
Szybko okazał się najlepszym uczniem w swojej grupie. Jako pierwszy zdobył uprawnienia pilota myśliwców, a „Szkołę Orląt” ukończył z opinią prymusa. Przydzielono go wówczas do pułku obrony powietrznej w Poznaniu, gdzie został przeszkolony w pilotażu samolotów ponaddźwiękowych MiG-21. Potem ukończył z wyróżnieniem Akademię Sztabu Generalnego w Warszawie i podjął służbę w pułkach myśliwskich w Słupsku, Gdyni i we Wrocławiu.
ZOBACZ TEŻ:
Jaruzelski pomógł (a przynajmniej nie przeszkodził)
W 1976 r. podczas spotkania przedstawicieli utworzonego przez ZSRR międzynarodowego programu Interkosmos ogłoszono, że w następnych latach planowane są loty w kosmos z udziałem przedstawicieli państw bloku socjalistycznego. Władze w Moskwie zdecydowały, że jako pierwsi mają wystartować reprezentanci Polski i Czechosłowacji.
Hermaszewski znalazł się gronie 300 kandydatów znad Wisły. Dopiero gdy w wyniku eliminacji zostało ich szesnastu, piloci dowiedzieli się, że chodzi o lot w kosmos. Po wielotygodniowych morderczych testach wyłoniono czterech najlepszych, którzy wyruszyli na szkolenie do „gwiezdnego miasteczka” pod Moskwą. Na kilka dni przed wyjazdem akta z niezbyt poprawnym ideologicznie życiorysem Hermaszewskiego trafiły na biurko ówczesnego ministra obrony narodowej, gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który jednak schował dokumenty głęboko do sejfu i nie zgłosił sprzeciwu co do kandydatury majora.
ZOBACZ TEŻ:
Lot ku gwiazdom
Na szkoleniu w ZSRR Hermaszewski okazał się znacznie lepszy od konkurenta z Czechosłowacji, ale ostatecznie to właśnie Czech poleciał w 1977 r. w kosmos. Tak postanowili bowiem radzieccy decydenci, którzy ulegli namowom Gustawa Husaka, przywódcy Komunistycznej Partii Czechosłowacji, nalegającego, aby w ramach rekompensaty za Praską Wiosnę wybrać jego rodaka.
Mirosław Hermaszewski musiał poczekać jeszcze rok. 27 czerwca 1978 r. o godz. 17.27 wystartował na pokładzie statku Sojuz 30 z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Dowódcą dwuosobowej załogi był Rosjanin Piotr Klimuk. Polak zabrał ze sobą m.in. flagę i godło państwowe PRL, ziemię z pól Lenino i Warszawy, a także… fotografie Edwarda Gierka i Leonida Breżniewa oraz miniaturowe wydania „Manifestu Komunistycznego” i „Pana Tadeusza”. Drugą z tych książeczek podarował kilka lat później Janowi Pawłowi II.
ZOBACZ TEŻ:
"Co ty, człowieku, tutaj robisz?"
„Oprócz radości czuliśmy wielką i ogromną odpowiedzialność tego zadania, które na nas spoczywa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że spełniamy nadzieję naszego narodu, nadzieję polskiej nauki” – wspominał później Hermaszewski.
Dzień po starcie załoga połączyła się ze stacją orbitalną Salut 6 – Sojuz 29. Pobyt Polaka w kosmosie trwał 8 dni, w czasie których statek 126 razy okrążył Ziemię oraz ustanowiono kilka niepobitych do dziś rekordów kraju, m.in. wysokości lotu (363 km), prędkości (28 000 km/godz.) czy przebytej odległości (ponad 5,2 mln km).
Lot był niezwykłym przeżyciem dla Hermaszewskiego. „(…) I wszystko jest tak fantastycznie kolorowe, że zapada w pamięć na całe życie. A ty, zawieszony gdzieś w przestrzeni, patrzysz z góry na te 6 miliardów ludzi, których nawet nie widać. Myślisz: co ty, człowieku, tutaj robisz? Kim jesteś w tym bezmiarze przestrzeni ze swoimi dokonaniami, problemami, marzeniami i dążeniami? A potem patrzysz dalej, w głąb kosmosu, który trochę rozumiesz, bo przeczytałeś kilka książek o astronomii. Błyszczą tam miliony gwiazd. Widzisz kolejne galaktyki i zastanawiasz się, czy te trudne do objęcia umysłem doskonałości powstały samoistnie, czy była jakaś siła sprawcza. Kto ten Wszechświat stworzył, kto wprawił go w ruch i kto nim kieruje?” – opowiadał niedawno kosmonauta w rozmowie z „Polityką”.
Czy był to Bóg? „Zawsze o nim myślałem. Podobnie myśleli też inni kosmonauci. Bardzo wielu niewierzących powróciło z kosmosu jako ludzie odmienieni duchowo” – przyznaje Hermaszewski.
Oczywiście w ówczesnej rzeczywistości nie mógł poruszać kwestii religijnych, ale chętnie dzielił się innymi wrażeniami z niezwykłej podróży. Nie brakowało zresztą tych, którzy chcieli go słuchać – od uczniów szkół po przywódców partyjnych. „Syn ojczyzny Kopernika przebywał w kosmosie, to jest wspaniałe, tym można się szczycić” – przekonywał sowiecki gensek Leonid Breżniew, odznaczając Polaka tytułem Bohatera Związku Radzieckiego, Orderem Lenina oraz medalem Złotej Gwiazdy.
ZOBACZ TEŻ:
Chciano go pobawić generalskiej emerytury
Na początku lat 80. Hermaszewski studiował w Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie. 13 grudnia 1981 r. dowiedział się z telewizji o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego i utworzeniu wspierającej władze Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, której został członkiem, podobno ku swojemu zaskoczeniu. „Żadnych decyzji nie podejmowałem, zresztą rada nie podejmowała żadnych decyzji” – przekonywał po latach kosmonauta, oskarżany o współpracę z reżimem komunistycznym.
Po ukończeniu studiów pełnił służbę w Sztabie Generalnym WP, a później także w dowództwie Wojsk Obrony Powietrznej Kraju. Został komendantem „Szkoły Orląt” i w 1988 roku otrzymał nominację generalską. Do 2000 roku był przewodniczącym Krajowej Rady Lotnictwa. Dwukrotnie (lecz bez powodzenia) startował w wyborach do Senatu z listy SLD.
Za komuny władze wydały mu zakaz odbywania samodzielnych lotów w obawie o jego zdrowie życie (dla partii był zbyt cenny, aby mógł się narażać na wypadek), jednak Hermaszewski bardzo ostro się temu sprzeciwił. Przez całą swoją karierę latał na równych typach szybowców, ale przede wszystkim na samolotach odrzutowych. Jego pożegnalny lot odbył się 5 października 2005 roku na pokładzie myśliwca MiG-29UB.
Ze względu na jego „związki z partą”, w 1989 r. pojawiły się pomysły odebrania mu stopnia wojskowego i pozbawienia generalskiej emerytury. „Gdyby Hermaszewskiego na orbitę wyniosła rakieta francuska czy amerykańska, to na pewno mielibyście do niego więcej sympatii” – pisał wówczas Stanisław Lem.