Trwa ładowanie...
05-03-2008 11:25

Herminator

HerminatorŹródło: KiF
dmozkfx
dmozkfx

W gmatwaninie nazwisk zapełniających olimpijskie „listy obecności” można znaleźć diament. Przekonuje nas o tym niezwykła historia Hermanna Maiera, niedoszłego murarza z Flachau, który sławę zdobył jako „król nart”. Jego sportowa kariera może być znakomitym przykładem dla wszystkich, którzy w pewnym momencie załamali się, zwątpili w siebie i odpuścili. Tak upartego, twardego i konsekwentnie dążącego do celu zawodnika trudno znaleźć we współczesnym sportowym panteonie i dlatego warto przyjrzeć się komuś, kto oparł się przeciwnościom losu.

Na bocznym torze

Jest piątek, trzynasty lutego 1998 roku. Kibiców ogarnia podniecenie, bo oto na trasie olimpijskiego zjazdu pojawia się sylwetka faworyta. Czy i tym razem pokona wszystkich przeciwników? Hermann Maier śmiga jak błyskawica, widać, że gotów jest pokonać wiatr. Nagle dzieje się coś niezwykłego. Po kilkunastu sekundach narta zawodnika zawadza o grudkę lodu, której nie dostrzegli organizatorzy przygotowujący trasę. Narciarz próbuje skorygować błąd, lecz przy prędkości ponad 100 kilometrów na godzinę, na tak śliskim stoku, jest to niemożliwe. Maier nie tylko nie mieści się w bramkę, ale też nie wyrabia zakrętu i jak z katapulty wylatuje w powietrze. Przelatuje 20 metrów nad stokiem, po czym uderza w pierwszą barierkę ochronną. Siła uderzenia jest tak duża, że nie zatrzymuje stukilogramowego ciała alpejczyka, działa natomiast jak wyrzutnia. Maier odbija się, leci dalej i upada w końcu na ośnieżony stok, daleko poza trasą olimpijskiego zjazdu. Ludzie wstrzymują oddech. Wielu kibiców w wyobraźni widzi już nieruchome
ciało sportowca i słyszy pękające kości. Horror!

Tymczasem dzieje się coś przeciwnego, przeczącego prawom fizyki. Austriak, niczym niezniszczalny cyborg, podnosi się, pokazuje ręką do kamery znak, że nic się nie stało, po czym otrzepuje śnieg i zjeżdża w dół po stoku.

dmozkfx

Co będzie dalej? Wydawać by się mogło, że jego dalszy udział w olimpijskich zawodach stanie pod znakiem zapytania.

Na przekór losowi

Hermann Maier jako nastolatek nawet nie marzył, że kiedyś będzie reprezentował Austrię, swój kraj ojczysty, w poważnej międzynarodowej imprezie. Mimo że jego rodzice we Flachau prowadzili szkółkę narciarską, a on sam po raz pierwszy zjechał ze stoku mając trzy lata, poważna choroba, hamująca wzrost i atakująca kości, uniemożliwiła mu kontynuowanie treningów, gdy poszedł do szkoły. Nie nadawał się do sportu i nic na to nie mógł poradzić.

Dopiero w wieku 17 lat problemy ustąpiły, a młody Hermann w ciągu jednego roku urósł o 20 cm! Obowiązkowy pobyt w wojsku spowodował, że przybrał też na masie, jednak wszystko wskazywało na to, że na zrobienie sportowej kariery było już za późno. W 1991 roku, gdy dziewiętnastolatek z Flachau uczył się, jak kłaść cegły, starszy od niego ledwie o dwa lata Stephen Eberharter zdobywał w Fukuoce swój pierwszy tytuł mistrza świata w narciarstwie alpejskim. Niestety, młodemu murarzowi wielka sława wydawała się nie być pisana.

dmozkfx

W styczniu 1996 roku zdarzyło się coś, co odwróciło dotychczasowy porządek rzeczy. Akurat wtedy najlepsi alpejczycy przyjechali na kolejne zawody Pucharu Świata do rodzinnej miejscowości Maiera. Organizatorzy konkursu poprosili go, by został przedstarterem, którego zadaniem będzie przecieranie trasy dla pozostałych zawodników. Hermann nie odmówił. Miał przecież robić to, co lubił. I właśnie wówczas wydarzyła się rzecz bez precedensu. Kiedy po zawodach Maierowi zmierzono czas przejazdu, okazało się, że gdyby tego dnia oficjalnie rywalizował ze światową czołówką, zająłby 12 lokatę, tylko o jedno „oczko” gorszą od ówczesnego lidera Pucharu Świata, Alberta Tomby!

„Przeterminowany” debiutant

W świadomości Hermanna dokonała się rewolucja. Chłopak nagle uwierzył w siebie i postanowił sprawdzić się już na najbliższych zawodach krajowych.

dmozkfx

Od tego momentu jego sportowe życie nabiera niesamowitego rozpędu. W ciągu kilku kolejnych tygodni wygrywa Puchar Europy. Rok później jedzie na swoje pierwsze oficjalne zawody Pucharu Świata do francuskiego Chamonix, a cały sezon kończy na dwudziestej pierwszej pozycji. Okrasza to zdobyciem nagrody dla najlepszego debiutanta, mimo skończonych 24 lat. Specjaliści zaczynają coraz dokładniej przyglądać się alpejczykowi z Flachau. Pojawiają się pytania, co tkwi u podstaw sukcesu. W tym sporcie rzadko zdarza się taki późny debiut. Kolejny sezon przynosi eksplozję talentu Maiera. Wygrywa 11 z rzędu zawodów w cyklu Pucharu Świata, małe kryształowe kule za zwycięstwo w supergigancie i slalomie gigancie oraz dużą kryształową kulę dla najlepszego alpejczyka świata!

Upór mistrza

Szczyt jego formy przypada na Igrzyska Olimpijskie w Nagano w 1998 roku. Jedzie tam jako główny pretendent do trzech złotych medali. Mowy nie ma, żeby przypadły one komu innemu, skoro na trasie ma się pojawić sam mistrz z Austrii.

dmozkfx

Los nie okazał się łaskawy. To właśnie wtedy doszło do wydarzenia, które w pamięci kibiców z całego świata utrwaliło się jako makabryczny „odlot” z trasy zjazdu, zakończony prawie cudownym uniknięciem śmierci lub kalectwa.

Rozsądek przemawiał za tym, aby darować sobie dalszy udział w olimpijskich zmaganiach. Hermann wprawdzie wyszedł cało z opresji i to na własnych nogach, ale nie dało się ukryć, że poobijany był okropnie.

Maier nie miał jednak żadnych rozterek. Dla niego każdy następny start znaczył więcej niż ból po upadku.

dmozkfx

Ku zaskoczeniu sympatyków, w kilka dni później ambitny Austriak pojawia się na starcie supergiganta i… wygrywa go! To jeszcze nie wszystko. Na drugi dzień dorzuca jeszcze jedno złoto za slalom gigant. Świat sportów zimowych ma nowego bohatera.

Spektakularny upadek z Nagano w zgodnej opinii fachowców zapewnił Maierowi status legendy i zrobił dla jego sławy więcej niż wszystkie medale i pucharowe zwycięstwa. Po olimpiadzie prasa zaczęła prześcigać się w szukaniu odpowiednich przydomków dla nowo kreowanego mistrza nart: Bestia, Potwór, Obcy – to tylko niektóre z nich. Narzeczona Maiera, Petra Wechselberger, która zna Hermanna od 9 lat stwierdza: „On jest maszyną, rodzajem istoty pozaziemskiej”. Pojawiają się także opisy negatywne, od „samotnego wilka” począwszy, na nieprzyjaznym nastawieniu do ludzi skończywszy. Niektórzy porównują Maiera do robota, uważając, że nie stać go na ludzkie odruchy: „On nie wita się z innymi alpejczykami. Nawet nie machnie do nas ręką” – mówią z niechęcią.

W końcu pojawia się określenie, które przylgnie do Austriaka już na zawsze: Herminator. Przydomek powstały ze skrzyżowania imienia narciarza z nazwą niezniszczalnej, śmiercionośnej maszyny ze słynnego cyklu filmów Jamesa Camerona – Terminator.

dmozkfx

Po powrocie z Nagano mistrza wita się w domu jak bohatera. Zostaje zorganizowane okolicznościowe spotkanie z Arnoldem Schwarzeneggerem, innym słynnym Austriakiem, odgrywającym postać Terminatora w kinie. Jednak nowo kreowany mistrz nie przepada za światłami reflektorów i szumem kamer. Oświadcza, że docenia fakt, iż każdy stara się być jego dobrym wujkiem i opiekunem, jednak jemu najbardziej pomaga cisza, bo wtedy najlepiej może się skupić podczas treningu.

Kolejny pech

Kolejne lata przynoszą lawinę sukcesów. Sezon 1998/99 kończy Hermann co prawda na trzecim miejscu w Pucharze Świata, ale za to okrasza go dwoma złotymi medalami Mistrzostw Świata z Veil.

Następny rok okazuje się najlepszym w karierze Herminatora. Zdobywa Puchar Świata, wygrywa rekordową liczbę 13 zawodów w sezonie i zwycięża w plebiscycie na Króla Nart. Pucharowy sukces powtarza w roku kolejnym, dodając medale Mistrzostw Świata z St. Anton.

Zbliża się czas kolejnych igrzysk olimpijskich, tym razem w Salt Lake City. Hermann Maier trenuje cały czas ostro. Wydaje się, że znowu nic nie powstrzyma go od obrony olimpijskich tytułów i pobicia kolejnych rekordów. W życiu jednak niczego nie można przewidzieć.

W piątek, 24 sierpnia 2001 roku, w okolicy Salzburga, czas dla Herminatora zatrzymuje się. Po wyczerpującym treningu narciarz wsiada na swój ulubiony motocykl i pędzi, by dołączyć do grupy austriackich sportowców przygotowujących się do igrzysk w specjalnym ośrodku. Nagle naprzeciw niego wyrasta ciężarówka prowadzona przez emeryta z Niemiec, który zapomniał dać sygnał podczas zmiany pasa. Aby uniknąć zderzenia przy prędkości grubo przekraczającej setkę, Maier kładzie rozpędzony motocykl na drodze. W konsekwencji doznaje skomplikowanego otwartego złamania z przemieszczeniem w prawej nodze. Zanosi się na klęskę i koniec sportowych marzeń. Wśód lekarzy dochodzi do ostrych nieporozumień. Jedni uważają, że kończynę należy natychmiast amputować, inni na siłę obstają przy leczeniu, mając na względzie fakt, że zagrożony jest mistrz świata. Są świadomi, że ucięcie nogi olimpijczykowi to prawie śmierć. Oczywiście, powrót Maiera na stok nie wchodzi już w rachubę, ale... zostawcie mu tę nogę, leczcie ją!

Słabość zamieniona w siłę

Rozpoczyna się rekonwalescencja, a wraz z nią szaleńcze „machinacje” sportowca, by powrócić do sprawności i pojechać na igrzyska.

Lekarze pukają się w głowy. Dla nich kariera Maiera jest już przeszłością. Dla większości kibiców również. Narciarz ze stalowym prętem w udzie nie będzie w stanie wykonać nawet jednego skrętu. Herminator nie poddaje się. 21 grudnia 2001 roku we Flachau odbywa pierwszy trening na stoku. Trenuje w specjalnym bucie, chroniącym złamaną w wypadku nogę. Utyka, ale jednocześnie tryska optymizmem. „Jestem zaskoczony tym, jak dobrze mi poszło. Przekonałem się, że mogę znowu jeździć na nartach, nie obawiając się urazu. To dla mnie bardzo ważne” – mówi. Zaraz potem dodaje: „Igrzyska prawdopodobnie przypadają dla mnie za wcześnie. Dlatego muszą pozostać jedynie marzeniem na Boże Narodzenie.”

Stephen Eberharter, jeden z bohaterów sezonu olimpijskiego i igrzysk w Salt Lake City powiedział, że rekonwalescenta próbowano zmusić do treningu, by pojechał na igrzyska i zapewnił im przynajmniej medialną promocję swoją obecnością. Zdaniem Eberhartera Maier nie ma jednak szans na powrót do profesjonalnego sportu. Ból, który odczuwa podczas obciążenia obu kończyn dolnych na zjeździe, jest przecież nie do zniesienia. Eberharter nie wie, że Hermanna bolą także plecy, a czasami zdarza mu się nie czuć własnych nóg!

A jednak Stephen się mylił. Czas olimpiady rzeczywiście nadszedł za szybko, lecz pomimo ogromnego bólu Maier konsekwentnie pracował nad powrotem na stok. Jego ambicje sa niemałe. Zdaje sobie sprawę, że w przypadku niepowodzenia ucierpi jego legenda, ale nie dba o to. Jest sportowcem z krwi i kości, zamierza pokonać przede wszystkim własną słabość.

W styczniu 2003 roku powraca do zawodów o Puchar Świata, ale pierwszy przejazd slalomu giganta kończy na 31 miejscu. Zabrakło 0,05 sekundy, by awansować do finałowej trzydziestki. Tydzień później Maier jedzie do Kitzbuehel i… wygrywa w wielkim stylu supergigant! Po sukcesie powie: „To jedno z najwspanialszych zwycięstw w moim życiu, porównywalne ze zdobyciem złotych medali olimpijskich i w mistrzostwach świata. Nie wiem co powiedzieć.”

Dopełnieniem bajkowego powrotu do wielkiego sportu stało się wicemistrzostwo świata w supergigancie w St. Moritz w lutym 2003 r. Maier w zgodnej opinii fachowców dokonał największego powrotu w historii sportu!

Sukces goni sukces

Kolejny sezon potwierdził wielki come back króla. Herminator po raz czwarty w karierze zdobył dużą kryształową kulę za zwycięstwo w Pucharze Świata. Rok później był trzeci, ale w lutym 2005 roku w Borgio wywalczył trzeci w swojej karierze tytuł mistrza świata. To nie koniec wspaniałej odysei. 23 października 2005 roku alpejczyk z Flachau wygrał w austriackim Soelden slalom gigant zaliczany do punktacji Pucharu Świata. Nie byłoby to nic wielkiego, gdyby nie fakt, że w ten sposób Maier odniósł 51. zwycięstwo w zawodach tego cyklu, wychodząc na drugie miejsce w zestawieniu wszechczasów (I miejsce zajmuje Ingmar Stenmark – 86 zwycięstw). 33-letni alpejczyk być może już nie pobije tego rekordu, ale – jak sam mówi – gdyby nie wypadek, to kto wie…

Kolejne igrzyska. Turyn 2006 rok. Hermann Maier znowu na topie! Srebro w supergigancie, brąz w gigancie i piąte miejsce w zjeździe to dla sportowca, który cudem uniknął amputacji nogi oznacza ogromny sukces.

Wiadomo jednak było, że uparty Terminator celował w złoto, stąd można przypuszczać, że nie powiedział jeszcze w sporcie ostatniego słowa i spróbuje nas czymś zaskoczyć. Za rok zaczyna się przecież kolejny sezon. Hermann nie odpuści zbyt szybko, bo w jego charakterze leży przełamywanie słabości i to właśnie wtedy, gdy wszystko sprzysięga się przeciw niemu.

Przemysław Nowakowski

dmozkfx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmozkfx