Igor Kostin - napromieniowany świadek katastrofy w Czarnobylu
Gdy w 1986 roku przelatywał helikopterem nad płonącym reaktorem nr 4 w Czarnobylu, miał 50 lat. Igor Kostin był jednym z zaledwie kilku fotoreporterów, którzy robili zdjęcia podczas katastrofy w ukraińskiej elektrowni jądrowej. To on jest autorem najsłynniejszej klatki dokumentującej to wydarzenie. Do końca życia zmagał się z chorobą popromienną. Zmarł 8 czerwca 2015 roku w wyniku wypadku samochodowego.
09.06.2016 | aktual.: 10.06.2016 10:29
W 1986 roku Kostin pracował jako fotograf dla kijowskiego oddziału agencji Novosti. Od pilota helikoptera, z którym współpracował, dostał informację o dymie i ogniu nad czarnobylską elektrownią. Ten były inżynier, który znudził się pracą w fabryce i zaczął robić zdjęcia, miał reporterski instynkt. Krótko po tym, jak dostał „cynk”, wraz z kolegami po fachu krążył nad miejscem katastrofy na pokładzie helikoptera i naciskał spust migawki. Zrobił zaledwie 20 klatek, a większość z nich okazała się potem prześwietlona. Aparat szybko zaczął szwankować, a Kostin poczuł zawroty głowy i mdłości.
Jedno zdjęcie ocalało przed promieniowaniem. Wysłał je do moskiewskiej agencji, ale na kilka dni zablokowano publikację tego materiału. Władze próbowały ukryć skalę katastrofy. On sam wrócił wtedy do zony i dokumentował jeszcze między innymi grupy likwidatorów oczyszczających skażoną strefę. Wielokrotnie wracał do Czarnobyla, mimo że tę pracę, a potem również misję w pokazywaniu prawdy o skutkach katastrofy, o rodzących się w zonie zdeformowanych zwierzętach, dzieciach bez kończyn, sam przypłacił chorobą popromienną.
- Wielu likwidatorów nie ma dzisiaj pieniędzy na leki - mówił w 2010 roku w wywiadzie dla "Süddeutsche Zeitung". - W tych wszystkich akcjach brało udział łącznie około 800 tysięcy ludzi. Nie istnieje żadna oficjalna statystyka, ale według mojej oceny jakieś 30 procent spośród nich już nie żyje. Obrzydzenie budzi we mnie fakt, że nasz kraj nie traktuje po ludzku tych, którzy jeszcze pozostali przy życiu. To przecież ludzie, którzy własnymi rękami uratowali tyle narodów - dodał.
Odwiedzał ofiary choroby popromiennej w szpitalach, m.in. w Moskwie, dokumentował ich cierpienie, by nikt nie zapomniał o rozmiarach tej tragedii. To stało się jego obsesją. W jego archiwum są też zdjęcia gigantycznych roślin i zmutowanych zwierząt. Odwiedzał starszych ludzi, którzy odmówili opuszczenia skażonej strefy (30 km o najwyższym stopniu skażenia), fotografował opuszczony Prypeć.
Wracał tam przez kolejnych 20 lat. Promieniowanie, na które był narażony podczas swojej pracy, kilkukrotnie przekroczyło dopuszczalne normy, jednak nie zniechęciło go to do pracy. Wykonał ok. pięciu tysięcy zdjęć – dowodów na skalę zniszczenia środowiska i nie tylko. Słynny okazał się jego cykl „Likwidatorzy”.
Dodajmy, że katastrofa w Czarnobylu jest zaliczana do największych w historii energetyki jądrowej.
- Dobry wieczór towarzysze. Jak wszyscy wiecie, niedawno spotkało nas nieszczęście. Awaria w czarnobylskiej elektrowni atomowej. Dotknęła ona boleśnie obywateli radzieckich. Poruszyła społeczność międzynarodową. Po raz pierwszy w praktyce zetknęliśmy się z tak niebezpieczną siłą, jaką jest energia nuklearna, która wymknęła się z pod kontroli - mówił po katastrofie Michaił Gorbaczow.
W wyniku awarii skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar niemal 200 tys. km kwadratowych terenu na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji, a wyemitowana z uszkodzonego reaktora chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie. W efekcie skażenia ewakuowano i przesiedlono ponad 350 000 osób. Do dziś trwa spór o liczbę ofiar. Wiele osób otrzymało duże dawki promieniowania, co doprowadziło do poważnych chorób, głównie nowotworowych.
Tekst: Katarzyna Gruszczyńska