Trwa ładowanie...
Wojciech Lada
05-07-2016 10:08

Ile zarabiali cyngle Armii Krajowej?

Musieli mieć nerwy ze stali i pewną rękę. Ich zawód: płatny zabójca z misją. Egzekutorzy z Armii Krajowej, strzelając do okupantów i zdrajców, walczyli przecież o wolną i niepodległą Polskę. Ale nie robili tego za darmo.

Ile zarabiali cyngle Armii Krajowej?Źródło: Zdjęcie poglądowe z „Wielkiej Księgi Armii Krajowej” (Znak Horyzont 2015). Koloryzacja: Rafał Kuzak
d3wb5c0
d3wb5c0

Logika okupanta była upiornie prosta: podbity naród należało utrzymać w stanie nieustannej walki. Ale nie o wyzwolenie, lecz o całkiem prozaiczny, codzienny byt. Reglamentacja żywności pozwalała zaspokoić nie więcej niż jedną piątą dziennego zapotrzebowania na jedzenie. Jeśli – jak podaje w swojej książce „Okupacja od kuchni” Aleksandra Zaprutko-Janicka – dzienna norma dorosłego człowieka wynosi około 2400 kalorii, to system kartkowy okupowanej Polski gwarantował ich między 400 a 600.

Głodowali wszyscy...

Stefan Korboński, ostatni Delegat Rządu na Kraj, trafił kiedyś na ucztę, której opis dobrze oddaje stan okupacyjnych żołądków Polaków:

Oddałem się całkowicie konsumpcji jakiegoś konia, usmażonego z cebulką, której zapach walczył o lepsze z lekkim odorkiem psującego się mięsa. (…) Po kilkunastu dniach żywienia się już tylko rozgotowaną pszenicą, była to prawdziwa uczta dla wygłodniałego żołądka. Stefan Korboński

Korboński był postacią ważną, mającą stosowny etat przyznany przez Polskie Państwo Podziemne. Podobnie legendarny emisariusz Jan Karski, którego wspomnienia jeszcze lepiej oddają klimat wszechobecnej, okupacyjnej biedy. Biedy, której nie byli w stanie uniknąć nawet ludzie na wysokich pozycjach w konspiracyjnej hierarchii:

Na przykład ja dostawałem sto pięćdziesiąt złotych miesięcznie, choć samo tylko utrzymanie się przy życiu wymagało wydatków rzędu tysiąca złotych. Ceny podstawowych produktów spożywczych, takich jak chleb czy ziemniaki, wzrosły trzydziestokrotnie w porównaniu z cenami z 1939 roku. A kilogram boczku kosztował aż sześćdziesiąt razy więcej niż przed wojną. Poziom życia spadł gwałtownie. Dieta tych, którym wiodło się najgorzej, składała się z czarnego chleba z trocinami. Stefan Korboński
W okupowanej Polsce końskie mięso, nawet już gnijące, było rarytasem. Na fotografii: szkielety koni na ul. Nowy Świat we wrześniu 1939 roku w Warszawie. Mięso już dawno zjedzone… (źródło: domena publiczna).
Źródło: W okupowanej Polsce końskie mięso, nawet już gnijące, było rarytasem. Na fotografii: szkielety koni na ul. Nowy Świat we wrześniu 1939 roku w Warszawie. Mięso już dawno zjedzone… (źródło: domena publiczna).

Prawie wszyscy...

Bodaj jedyną grupą zawodową, która nie tylko nie odczuwała wówczas głodu, ale wręcz była w stanie utrzymać rodziny i pozwolić sobie na lekkie szaleństwa, byli zabójcy z Armii Krajowej – stosunkowo nieliczne grono wykonawców wyroków na zdrajcach, agentach, współpracownikach Gestapo, a często również na samych Niemcach. Otrzymywali dziesięciokrotnie więcej niż Karski – 1500 złotych miesięcznie. Była to ogromna pensja.

d3wb5c0

- Duża. Znacząca. Wystarczało na jedzenie dla mnie i rodziców. Nie oszczędzałem – przyznawał Lucjan Wiśniewski „Sęp”, wówczas siedemnastoletni członek tak zwanego Patrolu Ptaków, elitarnego oddziału 993/W stołecznego Kedywu.

Można zastanawiać się, czy to rzeczywiście dużo czy mało, jak na ludzi, którzy ryzykowali życie praktycznie całą dobę i nie mieli szans, by podejmować legalną pracę zarobkową. Faktem jest jednak, że mogli za swoją pensję kupić 20 kilogramów cukru, podczas gdy przeciętnemu mieszkańcowi Warszawy przysługiwało oficjalnie tegoż cukru miesięcznie 800 gramów.

Krew w budżecie

Armia Krajowa obracała olbrzymimi kwotami, jakie płynęły do jej kasy głównie z zagranicy. Między styczniem 1942 a kwietniem 1943 roku było to na przykład 10 milionów dolarów i 2 miliony marek niemieckich, zaś między sierpniem 1943 a wybuchem powstania warszawskiego – 11 milionów dolarów i milion marek.

Istniała także rezerwa w kwocie około 40 milionów złotych. W praktyce jednak na sam dół skapywały sumy bardzo niewielkie, nawet jeśli tak zwane koszty personalne stanowiły najpoważniejszy wydatek w bilansach poszczególnych oddziałów.

Ogólnie biorąc była bieda – wspominał Józef Rybicki „Andrzej”, szef warszawskiego Kedywu. – Żołnierze nasi nie otrzymywali nic, nie byli oni zajęci cały dzień, pracowali, a tylko na wypady chodzili. Jedynie pewna grupa, tzw. oddział dyspozycyjny, brała subwencje na to, by ci, którzy nie pracowali, a stale byli w pogotowiu, mieli za co żyć. Józef Rybicki

Jeśli tak, to ów oddział dyspozycyjny, czyli egzekutorzy właśnie, byli największym obciążeniem finansowym dla budżetu Kedywu – choć trzeba przyznać, że stanowili oni jego sens istnienia. Przykładowo: w rozliczeniu Kedywu za październik 1943 z ogólnej kwoty, którą obracano, a więc 96 tysięcy złotych, koszty personalne wyniosły 32400 złotych i suma ta stale rosła. Na początku 1944 wynosiła już 37500 złotych, by najwyższy pułap – 40 tysięcy złotych – osiągnąć w marcu tegoż roku.

d3wb5c0

To spore sumy, zwłaszcza jeśli zważyć, że – jak przyznawał Rybicki – miał do dyspozycji jedynie kilkanaście etatów. Dla porównania można podać, że w rachunkach Kedywu średni koszt jednej akcji likwidacyjnej to wydatek rzędu 2 tysięcy złotych.

Na zdjęciu żołnierze Kolegium A – jednostki Kedywu Okręgu Warszawskiego AK (źródło: domena publiczna).
Źródło: Na zdjęciu żołnierze Kolegium A – jednostki Kedywu Okręgu Warszawskiego AK (źródło: domena publiczna).

Czy dowództwo AK przesadzało z wynagrodzeniem dla swoich cyngli? Otóż prawdopodobnie nie i nie chodziło tu bynajmniej o uznanie dla ich zasług bojowych, bo te nagradzano Krzyżami Walecznych, a nie gotówką. Sekret ich zarobków krył się w prostej psychologii.

d3wb5c0

Stanisław Aronson przytaczał kiedyś fragment pogadanki, jaką uraczył swoich podkomendnych Rybicki: "Jesteście pół kroku od bandyctwa. Co wy robicie, przejść z tego na to drugie jest bardzo łatwo" – miał uświadamiać młodym likwidatorom ich dowódca.

I nie mówił tego bez podstaw. W atmosferze powszechnej biedy, człowiek posiadający pistolet i używający go niemal na co dzień, nie będzie miał oporów w skorzystaniu z niego również w celach rabunkowych – zwłaszcza, gdy wmówi sobie, że rabuje towar wroga. W psychice młodych rabunek taki stawał się czynem wręcz patriotycznym. I nie brakowało na to przykładów.

Bohaterzy i bandyci

Jedna z barwniejszych i niezwykłych postaci warszawskiej dywersji Tadeusz Towarnicki „Naprawa”, właśnie za rabunek sklepu został skazany przez Wojskowy Sąd Specjalny na karę śmierci, przed wykonaniem której obroniły go jedynie rzeczywiście wybitne zasługi bojowe. Dużym echem w podziemiu odbiła się też głośna bandycka sprawa – jak określił ją Rybicki – Cezarego Ketlinga-Szemleya „Janusza”.

d3wb5c0

Będąc oficerem Kedywu, wraz ze swoim przełożonym „Ryżym” zorganizował ze swoich podkomendnych swoisty gang, który koniec końców miał na sumieniu jedenaście napadów rabunkowych i pięć morderstw. Skazując ich na karę śmierci Wojskowy Sąd Specjalny nie miał wątpliwości:

Wina obydwu oskarżonych >Janusza< i >Ryżego< nie budzi wątpliwości w świetle zebranych w toku dochodzenia organizacyjnego tak przekonywujących dowodów, jak zeznań przełożonych i podkomendnych >Ryżego< i >Janusza<, oświadczenia jednego z poszkodowanych KS (zasłużonego dla naszej sprawy obywatela), jak i wyznaczonych wywiadów. Zarówno >Ryżego< jak i >Janusza< z całym naciskiem charakteryzować należy, że są to już, niestety, zawodowi bandyci i mordercy. Szybka ich likwidacja jest wskazana. Wyrok Wojskowego Sądu Wojskowego

Aż tak wielkich słów nigdy nie użyto na temat legendarnego patrolu braci Bąków, wchodzącego w skład 993/W i podlegającego „Naprawie”, bo też skala ich win była nieporównywalnie mniejsza. Nie zmienia to faktu, że charakterni chłopcy nie mieli oporów przed ratowaniem budżetu napadami.

Grupką wchodzili do sklepu Meinla i wybierali – tego kilogram, tego dwa i tak dalej. I jak mieli już wychodzić, to wyjmowali pistolety i mówili: >Nie mamy pieniędzy, jesteśmy z podziemia i nie zapłacimy, prosimy dopiero za pół godziny zawiadomić dyrekcję i policję, bo inaczej będą wyciągnięte konsekwencje<. Lucjan Wiśniewski
Na zdjęciu kenkarta Rybickiego wydana w lutym 1942 roku (źródło: domena publiczna).
Źródło: Na zdjęciu kenkarta Rybickiego wydana w lutym 1942 roku (źródło: domena publiczna).

Tego rodzaju sytuacje zdarzały się w podziemiu dość często, choć fakt, że przynajmniej w elitarnych, miejskich oddziałach dywersji AK nigdy nie były powszechne. Być może dzięki bliskości dowództwa i konspiracyjnego wymiaru sprawiedliwości.

d3wb5c0

Wpływ mogła mieć też twarda moralnie postawa dowódców pokroju Józefa Rybickiego. A może jednak dzięki okazałej pensji, jaka co miesiąc spływała z kasy Armii Krajowej wprost do kieszeni egzekutorów. Wiśniewski nie ma wątpliwości: "I dzięki takim numerom (jak napady braci Bąków – przyp. aut.) zaczęli nam płacić żołd, żeby nikt do sklepów, nawet niemieckich, bez pieniędzy nie chodził."

Ciekawostki Historyczne
Źródło: Ciekawostki Historyczne

Tekst opublikowany we współpracy z serwisem CiekawotkiHistoryczne.pl. Przeczytaj także: Stawka większa niż życie. Ile kosztowało przetrwanie wojny?

d3wb5c0

Inspiracja:

Inspiracją do napisania tego artykułu była najnowsza powieść Artura Baniewicza pod tytułem „Pięć dni ze swastyką”, wydana właśnie przez Znak Horyzont.

Bibliografia:

R. Bielecki, J. Kulesza, Przeciw konfidentom i czołgom: Oddział 993/W Kontrwywiadu KG AK i batalion „Pięść” w konspiracji i powstaniu warszawskim, Warszawa 1996
J. Karski, Tajne państwo: opowieść o polskim podziemiu, Kraków 2014
S. Korboński, W imieniu Rzeczpospolitej…, Warszawa 2009
Kedyw Okręgu Warszawa AK: dokumenty, rok 1943, opr. H. Rybicka, Warszawa 2006
Kedyw Okręgu Warszawa AK: dokumenty, rok 1944, opr. H. Rybicka, Warszawa 2009
E. Marat, M. Wójcik, Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora kontrwywiadu AK, Kraków 2016
J. Rybicki, Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2001
T. Szarota, Okupowanej Warszawy dzień powszedni, Warszawa 2010
A. Zaprutko-Janicka, Okupacja od kuchni, Kraków 2015

Wojciech Lada - Dziennikarz. Zajmuje się historią, muzyką i literaturą. Najdłużej związany był z dziennikiem "Życie Warszawy", ale regularnie pisywał też do tygodników opinii, pism i portali muzycznych, a także miesięczników historycznych i do "Ciekawostek historycznych". W 2010 r. opublikował książkę "Wielkie ucieczki", opowiadającą o nielegalnym przekraczaniu granic PRL-u, a w 2014 „Polskich terrorystów” - poświęconych kontrowersyjnym epizodom z walk o polską niepodległość.

d3wb5c0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3wb5c0