Jacek Karpiński – zapomniany polski Bill Gates
30.08.2016 | aktual.: 30.08.2016 16:57
Gdyby nie przyszło mu żyć i pracować w zabijającym inwencję i pomysłowość PRL-u, mógłby dziś uchodzić za pioniera globalnej rewolucji informatycznej, która dała światu „pecety”. W latach 70. Jacek Karpiński stworzył pierwszy polski minikomputer – K-202, maszynę wyprzedzającą epokę i przewyższającą wszystkie ówczesne konstrukcje. Był to jeden z wielu zmarnowanych projektów genialnego inżyniera…
Urodził się 9 kwietnia 1927 r. w Turynie, ponieważ rodzicom nie udało się zrealizować planu powitania syna w chatce na szczycie… Mont Blanc. Zarówno ojciec, Adam Karpiński, wybitny inżynier i konstruktor lotniczy, jak i matka, Wanda Czarnocka-Karpińska, lekarka i specjalistka w dziedzinie medycyny lotniczej, kochali bowiem góry.
W lipcu 1939 r., kilka tygodni po ukończeniu przez syna szkoły powszechnej w Warszawie, Adam Karpiński zginął pod lawiną podczas wyprawy na szczyt Tirsuli w Himalajach. Zdążył jednak nauczyć Jacka patriotyzmu. We wrześniu 12-letni chłopiec służył jako łącznik Obrony Przeciwlotniczej, przenosząc meldunki na terenie warszawskiego Śródmieścia.
ZOBACZ TEŻ:
Nakłamał, by walczyć
W 1941 r. został członkiem konspiracyjnego oddziału porucznika Eugeniusza Weissa „Białego”, a rok później wstąpił do Szarych Szeregów. Pod pseudonimem „Jacek” Karpiński brał udział w akcjach tzw. małego sabotażu. W pracujących dla okupanta kinach pozostawiał materiały żrące i substancje o nieprzyjemnym zapachu albo wsypywał niszczące chemikalia do zbiorników paliwa w niemieckich samochodach.
W listopadzie 1942 r., po utworzeniu Grup Szturmowych Szarych Szeregów, dodał sobie trzy lata (do tej formacji przyjmowano tylko młodzież od 18. roku życia), by na poważnie walczyć z okupantem.
Po wybuchu powstania warszawskiego jego odział, należący do słynnego batalionu „Zośka”, otrzymał rozkaz przebicia się do Śródmieścia. 2 sierpnia Karpiński został postrzelony w kręgosłup. „Byłem kompletnie sparaliżowany. Lekarze wzięli mnie do szpitala, wystawili lipną kartę choroby. Potem przewieziono mnie do Pruszkowa, gdzie spotkałem moją mamę. I tak niestety ominęło mnie powstanie” – wspominał.
Musiał ponownie nauczyć się chodzić. W ramach rehabilitacji przemierzał górskie szlaki w Tatrach, wspierając się na dwóch laskach. Po wojnie wojskowa komisja lekarska uznała go za inwalidę II grupy.
ZOBACZ TEŻ:
"Wróg ludu" w laboratorium
W 1946 r. Karpiński zdał maturę w Radomsku, po czym rozpoczął studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Łódzkiej. Za namową kolegów z konspiracji wstąpił też do ZBoWiD-u, czyli koncesjonowanego przez komunistyczną władzę Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Zrezygnował z członkostwa już w 1949 r., gdy UB aresztowało wielu żołnierzy batalionu „Zośka”. Od razu pozbawiono go uprawnień inwalidzkich.
Karpiński był często szykanowany za wojenną przeszłość. Po obronie pracy dyplomowej na Politechnice Warszawskiej w 1951 r. (przeniósł się do stolicy trzy lata wcześniej) został skierowany do Centralnego Laboratorium Polskiego Radia. „(…) Następnego dnia przylatuje kadrowa z pianą na gębie. I wrzeszczy: Co tu robi ten dywersant! To sabotaż! Wróg ludu się tu zakradł, won mi stąd! Za dwa tygodnie dostałem nowy nakaz do zakładów Kasprzaka. I ta sama historia. Przybiegł kadrowy z wrzaskiem, że jestem sabotażystą. Chodziło o to, że kiedy po wojnie ujawnialiśmy się przed władzami, podałem, że byłem w AK „instruktorem wielkiej dywersji”. Czyli specjalistą od wysadzania mostów i pociągów” – wspominał.
Gdy w końcu otrzymał etat w Zakładach Wytwórczych Urządzeń Radiotechnicznych, co dwa miesiące był przesłuchiwany przez UB. Później pracował w Biurze Konstrukcyjnym Przemysłu Motoryzacyjnego, Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN i Pracowni Maszyn Cyfrowych, gdzie skonstruował m.in. prognozującą pogodę maszynę matematyczną AAH oraz urządzenie do rozwiązywania równań różniczkowych AKAT-1, pierwszą tego typu maszynę na świecie.
ZOBACZ TEŻ:
Praca dla Polski
W 1960 r. Jacek Karpiński został finalistą międzynarodowego konkursu UNESCO. Mógł sam wybrać, gdzie chce wyjechać na 2-letni staż. Zdecydował się na Computation Laboratory na Harvardzie oraz w Massachusetts Institute of Technology.
„Przyjmowano mnie jak króla. Byłem tym zresztą bardzo onieśmielony. Miałem zaledwie trzydzieści kilka lat. Po studiach poprosiłem o możliwość odwiedzenia całej długiej listy firm i uczelni. UNESCO zgodziło się. W Caltechu (California Institute of Technology) witał mnie rektor ze wszystkimi dziekanami, w Dallas – burmistrz miasta. I wszyscy chcieli, żebym dla nich pracował, począwszy od IBM, a skończywszy na uniwersytecie w Berkeley. W San Francisco proponowano mi nawet stworzenie własnego instytutu” – opowiadał po latach.
Zdecydował się jednak wrócić do ojczyzny. „Nie wiem, czy można to nazwać patriotyzmem, ale ja po prostu chciałem pracować dla Polski. Zawsze wierzyłem, że Ruscy kiedyś sobie pójdą. A technologia zostanie” – twierdził Karpiński.
W 1962 r. został kierownikiem pracowni sztucznej inteligencji w Instytucie Automatyki PAN, gdzie stworzył PERCEPTRON – samouczącą się maszynę, która rozpoznawała dowolne symbole graficzne. To była druga taka konstrukcja na świecie, jednak przełożeni Karpińskiego nie byli nią specjalnie zachwyceni, przede wszystkim z zazdrości o sukcesy młodego inżyniera. Wynalazca miał coraz większe problemy z finansowaniem kolejnych badań, w końcu powiedział „dość” i przeniósł się do Instytutu Fizyki Doświadczalnej Uniwersytetu Warszawskiego.
ZOBACZ TEŻ:
Komputery, których zazdrościł Zachód
W 1968 r. Karpiński ukończył pracę nad KAR-65, uniwersalnym komputerem do obliczeń, który przez kolejne dwadzieścia lat służył naukowcom do analizy eksperymentów. „(…) Pracował z prędkością 100 tysięcy operacji na sekundę. To było wtedy strasznie dużo. Odry [komputery produkowane w Zakładach Elektronicznych Elwro we Wrocławiu – przyp. red.] pracowały parę razy wolniej i były przeszło trzydziestokrotnie droższe. KAR-65 kosztował 6 milionów złotych, a każda Odra – 200 milionów!” – wspominał Karpiński.
Rok później zaprojektował minikomputer K-202, jednostkę centralną wyposażoną w pamięć stałą i operacyjną, do której można było „doczepić” 65 tysięcy modułów sterowania. Wykonująca milion operacji na sekundę maszyna stanowiła pierwowzór współczesnego komputera osobistego. Nic dziwnego, że wzbudziła ogromne zainteresowanie na Zachodzie.
ZOBACZ TEŻ:
Gierek nie pomógł
Według angielskich ekspertów, była to najlepsza wówczas tego typu konstrukcja na świecie, a jedna z brytyjskich firm sfinansowała nawet budowę prototypu (nikt w Polsce nie chciał się tego podjąć), który został zaprezentowany na wystawie w Londynie i Międzynarodowych Targach w Poznaniu w 1971 r., zbierając entuzjastyczne oceny.
Podczas drugiej z tych imprez stoisko Karpińskiego odwiedził Edward Gierek, który przez kwadrans rozmawiał z wynalazcą, a później zapytał w swoim stylu: „No to jak? Zrobicie?”. „Zrobimy, ale czy pomożecie?” – odpowiedział inżynier. „Pomożemy!” – zadeklarował I sekretarz PZPR.
Były to jednak tylko czcze obietnice. Już w listopadzie 1971 r. Karpiński pisał w liście do Gierka: „Muszę Wam zameldować, że borykam się ciągle z licznymi trudnościami pozamerytorycznymi, które opóźniają pracę i wykańczają psychicznie mnie i wszystkich, którym rozwój naszej gospodarki naprawdę leży na sercu!”.
Wkrótce okazało się, że K-202 nie ma szans na masowe zaistnienie, ponieważ władze Związku Radzieckiego postanowiły stworzyć jeden typ komputera dla całego Układu Warszawskiego. Nazwali go RIAD – Jednolity System Maszyn Matematycznych. „Zerżnęli projekt z IBM-a 360, który wtedy nadawał się już do muzeum” – opowiadał Karpiński.
ZOBACZ TEŻ:
Wynalazca hoduje prosiaki
Władze zabroniły prasie informowania o działalności Karpińskiego, dlatego Polacy nie dowiedzieli się o sukcesie, jakim okazała się prezentacja K-202 na najważniejszej światowej wystawie sprzętu informatyki i automatyki, w londyńskiej „Olimpii” czy entuzjastycznym przyjęciu maszyny na targach w Lipsku i Pradze.
„K-202 dosłownie skreślono i kazano zapomnieć. Kiedy pracowało już kilkadziesiąt sztuk K-202, niejaki towarzysz Werewka z Wydziału Przemysłu Komitetu Centralnego zapewniał mnie, że nie ma takiego komputera. Ja mówię: Towarzyszu Werewka, siądźmy do samochodu, pojedziecie do miejsc, gdzie ten komputer pracuje. – Nie, nie ma takiego komputera! – krzyczał Werewka. – Mówię wam, towarzyszu Bratkowski, takiego komputera po prostu nie ma! Zapamiętajcie to sobie!” – opowiada Stefan Bratkowski w reportażu „Polski Bill Gates i świnie”, który ukazał się w „Dużym Formacie”.
Wynalazca został przeniesiony do Instytutu Maszyn Matematycznych, z którego go niebawem także zwolniono. W 1974 r. otrzymał propozycję ze znanej amerykańskiej firmy komputerowej, by objął tam stanowisko konsultanta. Władze odmówiły jednak Karpińskiemu wydania paszportu.
Cztery lata później inżynier na znak protestu wyjechał na wieś pod Olsztynem, gdzie wydzierżawił ziemię i zajął się hodowlą zwierząt. „Zaiste, bogatym niezmiernie jesteśmy krajem, jeżeli możemy sobie pozwolić na takie marnotrawstwo talentów i wiedzy technicznej. Żadnego innego kraju nie stać na zatrudnienie wybitnego konstruktora elektronika przy hodowli kurcząt i prosiąt” – stwierdził lektor Polskiej Kroniki Filmowej w materiale poświęconym Karpińskiemu.
ZOBACZ TEŻ:
Na emigracji
W 1980 r. Karpiński tworzył struktury „Solidarności” na Politechnice Warszawskiej. Na początku 1981 r. miał objąć stanowisko dyrektora Instytutu Maszyn Matematycznych i Zakładu Minikomputerów, ale jego kandydatura nie otrzymała akceptacji resortu przemysłu. Kilka miesięcy później wyjechał do Szwajcarii.
Pracował jako konsultant w Zakładach Nagra-Kudelski, szwajcarskiego wynalazcy pochodzenia polskiego (znanego z opracowania serii magnetofonów Nagra), a później został zatrudniony przez znaną firmę Logitech, gdzie m.in. tworzył systemy sterowania robotem za pomocą mowy. „Problem był ten sam, co zawsze – nigdy nie potrafił się dogadać z tymi, którzy to sponsorowali. Pomysły były dobre, prototypy były dobre, ale nic z tego nie wychodziło” – opowiada syn wynalazcy Daniel Karpiński.
ZOBACZ TEŻ:
Projekt za projektem
Do Polski wrócił w 1990 r. Założył firmę JK Computers International, a następnie JK Elektronics. Rozpoczął produkcję wymyślonych przez siebie małych skanerów do rozpoznawania pisma Pen-Reader. Następnie opracował serię komputerowych kas fiskalnych KF-202, K-102, K-3. Pomimo udanych prototypów, wobec braku funduszy nie mógł jednak rozwinąć produkcji.
Przez półtora roku Jacek Karpiński pełnił też funkcję doradcy do spraw informatyki przy urzędzie ministra finansów Leszka Balcerowicza.
W ostatnich latach życia zafascynowała go energia wiatrowa i próbował stworzyć projekt tanich wiatraków. „Robił różne doświadczenia, miał kilku sponsorów, ale zaczął coraz bardziej chorować i nie mógł dokończyć tych pomysłów. Do końca próbował robić różne rysunki, później nie miał już siły nawet rysować…” – wspomina syn.
Jacek Karpiński zmarł we Wrocławiu 21 lutego 2010 r.
Wypowiedzi Jacka Karpińskiego pochodzą z wywiadu zatytułowanego „Martwię się tylko wtedy, jeśli mogę coś zmienić...”, który ukazał się w „Magazynie CRN”