Jak alkohol wpływa na wzrost wagi?
Co jest główną przyczyną otyłości? Na zadane w ten sposób pytanie większość osób odpowie, że nieprawidłowe odżywanie i brak ruchu. Niewiele ludzi zdaje sobie jednak sprawę z tego, że za nadprogramowe kilogramy może też odpowiadać alkohol.
Wiele pań dbających o swoją linię i przeliczających na kalorie każdy zjedzony kawałek ciasta, jednocześnie nie baczy na to, co pije. Podobnie jest z mężczyznami, którzy troszczą się o sylwetkę. Tymczasem nadmierna ilość wina albo piwa mogą zniweczyć wszelkie wysiłki tych, którzy chcą wyglądać dobrze, a mają skłonności do nadwagi.
Choć mało kto się nad tym zastanawia, nawet niewielkie ilości alkoholu to kalorie, które mogą prowadzić do otyłości. Na potrzeby zrealizowanych niedawno badań stworzono profil przeciętnego konsumenta alkoholu. Jest to osoba, która nie stroni od napojów wyskokowych, ale też nie przesadza z ich spożywaniem. Uznano, że kobieta odpowiadająca takiemu określeniu spożywa maksymalnie jednego drinka dziennie, a mężczyzna ogranicza się do dwóch. Co kryje się pod pojęciem „drink”? Oznacza ono jedną lampkę wina (ok. 150 mililitrów), małe piwo (ok. 0,3 l) bądź kieliszek mocniejszego alkoholu (50 ml).
Z przeprowadzonych wyliczeń wynika, że osoby, które deklarują się jako przeciętni konsumenci alkoholu przyjmują przeciętnie nawet 2 tysiące kalorii miesięcznie. Wydaje się, że to niewiele. Ale w skali roku jest to liczba, która odpowiada średnio 141 zjedzonym lodom. Dla osoby, która odmawia sobie łakoci, tłumacząc to dbałością o linię, to już całkiem sporo.
Wiele osób, także tych, którzy dość restrykcyjnie podchodzą do kwestii diety, przekonuje, że alkohol nie tuczy. To jednak całkowicie błędne przekonanie, a z mitem tym postanowili się rozprawić eksperci, którzy oszacowali, że wypicie lampki wina to mniej więcej tyle, co zjedzenie kawałka ciasta. Amatorzy dobrego piwa, którzy do tej pory wyrażali pogląd, że chmielowy napitek nie tuczy, też nie będą pocieszeni. Dwa małe piwa to tyle co spory kawałek pizzy, a przecież takie przekąski postrzegane są zazwyczaj jako idealny kompan złocistego trunku, który w dodatku znacznie zaostrza apetyt.
Inne porównania, jakie udało się stworzyć specjalistom zajmującym się kwestiami żywienia, to pina colada (popularny koktajl na bazie soku ananasowego i śmietanki kokosowej), który odpowiada jednemu pączkowi czy margarita (tequila, likier pomarańczowy i sok z limonki) odpowiadająca cheeseburgerowi.
Zdaniem ekspertów, szczególnie zdradliwe jest spożywanie napojów alkoholowych, które zawierają cukier. Np. shot tequili (50 ml) zawiera 100 kalorii, ale jeśli zostanie wymieszany z innymi składnikami, które zamienią go w margaritę, to nagle tych kalorii będzie 500.
Pewnym problemem, z którego niektóre osoby marzące o szczupłej sylwetce nie zdają sobie sprawy, to wpływ alkoholu na procesy metaboliczne w organizmie. Wiele osób nie zna swoich możliwości bądź zapomina, czym jest picie „z umiarem”. Efekt? Procesy związane z przemianą materii w pierwszej kolejności dotyczą rozkładu alkoholu. W tym samym czasie zaburzeniu lub zahamowaniu ulega metabolizm tłuszczów i cukrów.
- Organizm nie może przechowywać alkoholu, więc natychmiast go metabolizuje – wyjaśnia cytowany przez dziennik „Daily Mail” Lucas James, który jest trenerem osobistym. – Odkąd alkohol staje się priorytetem procesów metabolicznych, twoje ciało nie będzie metabolizować innych tłuszczów oraz cukrów tak wydajnie. Z czasem twój metabolizm ulegnie spowolnieniu.
Jak mówi jednak sławne porzekadło, „człowiek nie wielbłąd, pić musi”. Co i jak pić, by nie odbiło się to na naszej sylwetce i kondycji? Specjaliści zalecają przede wszystkim picie z umiarem. Kiedy już sięgamy po napoje z procentami, niech to będzie wódka z wodą i cytryną, a nie ze słodzonym sztucznie napojem. Wśród innych trunków, które w mniejszym stopniu będą rzutować na naszą sylwetkę, znajdują się także: gin z tonikiem czy czerwone wino. Zanim zaczniemy spożywać alkohol, warto też pamiętać o zdrowym posiłku, a pomiędzy kolejnymi drinkami dobrze jest sięgać po wodę.
RC/dm,facet.wp.pl