Jak bić ludzi, żeby nie zostawiać śladów? Lekarze podpowiadają
Na Ukrainie zawrzało: opozycja upubliczniła wiadomość, że funkcjonariusze tamtejszej milicji przechodzą specjalne szkolenia, podczas których specjaliści traumatolodzy uczą ich, jak efektywnie katować protestujących w taki sposób, by nie pozostawić przy tym żadnych fizycznych oznak przemocy.
W jednym ze swoich artykułów, opublikowanym na łamach "Creators.com", publicysta Paul Craig Roberts wysnuł tezę, że "policjanci, to przestępcy z odznakami", po czym podał przykłady zbrodni wygenerowanych przez amerykańskich mundurowych. Wiadomo, że tego typu odważne i kontrowersyjne stwierdzenia to w istocie stąpanie po cienkim lodzie - choć wielu się z nimi zgadza. Jeśli jednak mielibyśmy się pokusić o to, by na chwilę pójść tym tropem i zbadać, w którym europejskim kraju "łotrzyki w mundurach" najśmielej sobie poczynają, statystyki wskazują, że do przodowników na tym polu, z powodzeniem, można by zaliczyć stróżów prawa z Ukrainy. Wystarczy przyjrzeć się niepokojącym doniesieniom prasowym...
10.11.2011 | aktual.: 10.11.2011 17:03
W lutym tego roku, "Radio Free Europe" opublikowało list aktywistów na rzecz praw człowieka, zaadresowany do prezydenta Ukrainy, Wiktora Janukowicza, w którym proszą go o zajęcie stanowiska w kwestii brutalności policji. Publikacja została nagłośniona, z uwagi na szereg "dziwnych wypadków", jakie spotykały podejrzanych podczas przesłuchań. Najpierw w prasie pojawiła się informacja o tym, że pewien mężczyzna wyskoczył z czwartego piętra siedziby policji w Charkowie i zmarł w wyniku poniesionych obrażeń - jego matka twierdziła, że syn został bestialsko skatowany, a potem z okna wypchnięty, po czym tydzień później, kobieta oskarżona o kradzież worka ziemniaków skoczyła z tego samego budynku, tyle że z piętra niżej. Ona również zmarła w szpitalu niedługo po "próbie samobójczej". A to jedynie czubek góry lodowej
Z kolei, miesiąc temu w "Huffington Post" ukazał się obszerny artykuł o stale rosnącej brutalności ukraińskiej milicji, mimo licznych upomnień ze strony "Amnesty International". Gazeta również podała szereg przykładów bezwzględności mundurowych, sięgających wiele lat wstecz. Szereg organizacji działających na rzecz praw człowieka zauważa, że u naszych wschodnich sąsiadów wciąż dominuje archaiczne założenie mówiące, że policja służyć ma przede wszystkim aparatowi rządzącemu, a nie obywatelom, przez co w istocie przypomina bardziej regularne bojówki, niż oddziały mające strzec bezpieczeństwa Ukraińców. I, niestety, trudno się z tym nie zgodzić, zwłaszcza w świetle najnowszych informacji.
"Rzeczpospolita" donosi, że na Krymie trwają właśnie szkolenia milicjantów, podczas których mundurowi uczą się technik rozpędzania protestów i sposobów "dezaktywowania" najbardziej aktywnych manifestantów. "Zwrócę się w tej sprawie do prokuratora generalnego. Na Krymie istnieje terytorialne dowództwo wojsk wewnętrznych. Od kilku miesięcy trwają tam intensywne ćwiczenia dotyczące tłumienia protestów ulicznych. Od kilku tygodni przebywają tam także lekarze, którzy podpowiadają, jak zadawać ciosy, by nie zostawiać śladów i nie powodować widocznych obrażeń ciała", mówi deputowany Bloku Julii Tymoszenko, Andrij Senczenko telewizji Kanał 5.
Dodatkowo, "Rz" podaje, że w samym roku 2010 liczba osób poszkodowanych w wyniku kontaktów z policją sięgała aż 790 tys. Cóż, być może dzięki tym nowo nabytym umiejętnościom, w przyszłości, więcej incydentów z udziałem ukraińskiej milicji będzie można podpiąć pod kategorię "wypadku". Sytuacja faktycznie budzi poważny niepokój i to nie tylko Ukraińców. Opozycja nie kryje oburzenia, zaś organizacje broniące praw człowieka biją na alarm mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej. Póki co, władze unikają komentarzy.