Jak Janusz Szpotański rozjuszył władze PRL-u
Pudło i obite nerki
Wściekły Władysław Gomułka nazywał go "człowiekiem tkwiącym w zgniliźnie rynsztoku" i "człowiekiem o moralności alfonsa"
Wściekły Władysław Gomułka nazywał go "człowiekiem tkwiącym w zgniliźnie rynsztoku" i "człowiekiem o moralności alfonsa". Za satyryczny utwór "Cisi i Gęgacze" został oskarżony o "rozpowszechnianie informacji szkodliwych dla interesów państwa" i skazany na trzy lata więzienia. Jednak nawet pobyt za kratami nie powstrzymał Janusza Szpotańskiego - wybitnego satyryka, poety, tłumacza i... mistrza szachowego - przed szydzeniem z PRL- owskich elit.
Od najmłodszych lat lubił rymować. Już jako 15-latek Janusz Szpotański zakładał się z kolegami, że w krótkim czasie napisze wiersz na zadany temat i zawsze wygrywał. Chciał studiować socjologię na Uniwersytecie Warszawskim, ale nie został przyjęty z powodu "burżuazyjnego pochodzenia".
Wybrał polonistykę, gdzie z grupą znajomych (wśród nich znajdował się m.in. Zbigniew Herbert) stworzył "paczkę", która - jak wspominali jej członkowie - "była wyspą na 'Morzu Czerwonym', połączoną inteligenckim pochodzeniem i kwestią smaku". "Gęganie na 'czerwonego' groziło wtedy pudłem i odbitymi nerkami, niebezpieczne było nawet słowo opozycja, tak że nasza polonistyczna ferajna to (była) raczej konspiracja towarzysko-intelektualna, bo tylko się przecież spotykaliśmy, żłopaliśmy porter i winko, natrząsali z marksistowskich bredni" - opowiadał Szpotański w rozmowie z Joanną Siedlecką, autorką poświęconej Herbertowi książki "Pan od poezji".