Jak można wytatuować sobie coś takiego?
12.10.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:03
Zima nadchodzi, także w Polsce
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".
Najgorsze tatuaże z "Gry o Tron"
Zima nadchodzi, także w Polsce. Pierwsze płatki śniegu pokryły już górskie szczyty. Miłośnicy prozy J.R.R Martina, a w szczególności rodu Starków, mogą odetchnąć z ulgą - to co nieuniknione, w końcu nastaje.
Jednak nie trzeba być wieszczem, by przewidzieć, że po zimie powróci wiosna i świat na nowo obudzi się do życia. Wszystko przecież przemija, by rodzić się na nowo. No prawie wszystko, bo jest przecież rzecz, której bardzo trudno się pozbyć - to oczywiście tatuaże.
Pewnie dobrze zdają sobie z tego sprawę ci wielbiciele martinowskiej sagi i serialu HBO, którzy postanowili swą fascynację do postaci przelać na ciało i nie zrobili tego w profesjonalnych salonach tatuażu.
O gustach się nie dyskutuje, więc nie będziemy oceniać, czy warto "wydziarać" sobie postacie, które za dwa sezony mogą okazać się najgorszymi zwyrodnialcami? Bo kto zagwarantuje, znając fantazję autora książki i twórców serialu, że w najbliższej serii Jon Snow nie obudzi się jako przerażający zombie-kanibal, oddający cześć Utopionemu Bogu, Daenerys Targaryen nie zostanie kolejną żoną Waldera Freya, a Tyrion na jej weselu nie otruje pasztetem jej latających jaszczurek?
Jednak, jeżeli już ktoś decyduje się na takie ozdobienie własnego ciała, chyba warto żeby wcześniej zapoznał się z dokonaniami "artysty", któremu oddaje pod igłę własną skórę. Inaczej, wzorem Stannisa Baratheona, może jedynie przyjąć dewizę: "Nasza jest Furia".