Jak Obrona Cywilna "ochraniała" obiekty strategiczne w dobie PRL
31.01.2016 | aktual.: 25.02.2016 17:51
O hucie to będzie piosenka...
Decyzja o budowie huty zapadła 21 lipca 1950 roku w ramach Sześcioletniego Planu Rozwoju Gospodarczego. Zakład miał być filarem przemysłu ciężkiego. Założenie ulokowane zostało na rozległej przestrzeni pomiędzy Młocinami, Wawrzyszewem a Placówką. Pierwsze prace zakończono 1954 roku, natomiast w 1957 roku uruchomiona została odlewnia staliwa, która była pierwszym działającym obiektem produkcyjnym na terenie huty. Oficjalna produkcja stali rozpoczęła się 29 kwietnia 1957 roku. Kolejne obiekty oddawano do użytku stopniowo w następnych latach. Na terenie kompleksu produkcyjnego znajdowały się m.in. stalownia, kuźnia, walcownia zimna taśmy, walcownia średnio drobna, szkoła, dom kultury oraz kino. W okresie szczytowym huta zatrudniała około 10 000 osób, natomiast w przyzakładowej szkole nauki pobierało aż 1000 uczniów. Tak duży zakład produkcyjny o takim nakładzie zatrudnienia, w myśl panującej idei o potrzebie ochrony cywilnej, musiał posiadać odpowiednie rozwiązania obronne.
Pomieszczenie obsługi technicznej i pomieszczenie techniczne elektrowni wewnętrznej (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
Pod biurowcem
Biurowiec, nazywany na planach Centrum Administracyjnym "A", powstał w 1956 roku. Wraz z nim powstało Centrum Dowodzenia Obrony Cywilnej PRL (CDOC PRL). Centrum Dowodzenia jest w rzeczywistości schronem posadowionym na głębokości 11 metrów, grubość ścian oraz stropów wynosi 3 metry. Obiekt wykorzystywany był do celów szkoleniowych z zakresu Obrony Cywilnej i utrzymywany w stanie gotowości do lat 90. - tyle można się dowiedzieć z dokumentacji pozostałej do dziś w siedzibie firmyfirmy AcerolMittal Warszawa.
Czas robi swoje, ale wcale nie pomaga w odkrywaniu kart historii, szczególnie wtedy, gdy w grę wchodzi tajemnica i kwestie bezpieczeństwa. "O tym nawet teraz się nie mówi, wszyscy mieli i nadal mają zakodowane w głowach, że kwestie obronności są tajemnicą, może nie rangi "tajne przez poufne", ale w charakterze takim, że lepiej nie mówić, bo to chodzi o bezpieczeństwo każdego z nas. Szkolenia były przeprowadzane w każdym zakładzie i w każdej jednostce, lepsze lub gorsze, ale zostaliśmy tak wychowani, by o tym nie mówić" - opowiada Jacek Natorff, były żołnierz i wojskowy elektryk samochodowy.
Higrometr włosowy i pokój personelu technicznego (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
Pomieszczenia schronu
Obraz minionej epoki może przywołać obecnie wyposażenie, jakie zachowało się w CDOC PRL. Wspomniany schron składa się z zespołu pomieszczeń, z czego każde z nich ma konkretne przeznaczenie. Pierwszym, przez które należało przejść, była rozbieralnia, wyposażona również w natryski. Następnie ubieralnia, w której zakładało się już czyste, nieskażone ubranie. Odrębnym pomieszczeniem jest toaleta. Ważnym ze względu na przeznaczenie obiektu jest pomieszczenie akumulatorni, wyposażone w akumulatory mające zapewnić stały dostęp prądu. Schron posiada również pomieszczenie z agregatem filtro-wentylacyjnym. Znajduje się tam też pokój dla personelu technicznego (informuje o tym napis znajdujący się na drzwiach), wyposażony w łóżka i telefony alarmowe, oraz pokój dyspozytora. Inne drzwi prowadzą do punktu przyjmowania meldunków, w którym znajdują się kabiny telefoniczne wraz z aparatami do połączeń przychodzących oraz połączeń wewnętrznych, a także pokój centrali telefonicznej, której obraz przywołuje wspomnienia
kultowego filmu "Rozmowy kontrolowane". Odrębne pomieszczenie stanowi Radiostacja oraz Pokój Gońców, jak również Pokój Ochrony.
Pokój dowódcy (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
W tego typu obiekcie nie mogło zabraknąć pomieszczenia dla komendanta oraz jednego z najciekawszych w obecnych czasach - Pokoju Operacyjnego, stanowiącego swoiste centrum dowodzenia. W Pokoju Operacyjnym znajdują się stanowiska dla poszczególnym frakcji, takich jak np. służba medyczno-sanitarna, pożarna, odkażania czy służba ratownictwa technicznego. Zasiadali tam szefowie poszczególnych sektorów, mający przydzielone w ramach swoich kompetencji połączenia z odpowiednimi sekcjami. W podziemnym centrum nie mogło zabraknąć również Kancelarii Tajnej oraz pomieszczeń archiwum, z czego jedno z nich było przeznaczone specjalnie na użytek Kancelarii Tajnej. Obiekt wyposażony jest również w, co wydaje się oczywiste, kanały ewakuacyjne. Ciekawostką znajdującą się u ich progu są manometry, wskazujące poziom ciśnienia, zarówno w schronie, jak i na zewnątrz.
Pokój dyspozytora (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
Wszystkie pomieszczenia są oczywiście kompletnie wyposażone, niemalże w każdym znajduje się punkt łączności w postaci telefonu. Obraz swoistego skansenu Obrony Cywilnej dopełniają magazyny, które do dnia dzisiejszego posiadają niezbędne do funkcjonowania jednostki sprzęt. W jednym z nich nadal znajduje się pełne umundurowanie Obrony Cywilnej, począwszy od butów, przez mundury, paski, czapki na kurtkach i rękawicach kończąc. Drugi magazyn skrywa sprzęt techniczny. Na półkach w gotowości znajdziemy maski przeciwgazowe, nazywane popularnie słoniami, wraz z pochłaniaczami hopkalitowymi, kombinezony OP, w pełni wyposażone i kompletne apteczki, kaski, przyrządy rozpoznania chemicznego, rentgenoradiometry, jak również polowe łącznice telefoniczne z zabawnie dziś brzmiącym napisem "NIEPRZYJACIEL PODSŁUCHUJE". Dodatkowo magazyn miał za zadanie utrzymać obiekt w tzw. ruchu, zatem znaleźć się tam musiały zapasowe egzemplarze osprzętu wykorzystywanego w obrębie centrum dowodzenia, czyli telefony, radioodbiorniki,
okablowanie i wszystko, przez co ewentualna awaria mogłaby wykluczyć sprawne funkcjonowanie jednostki.
Szkolenia
Jak wcześniej zostało wspomniane, obiekt wykorzystywany był w celach szkoleniowych, nie mogło zatem w nim zabraknąć materiałów szkoleniowych, które bardzo obrazowo i w prosty sposób przedstawiały zasady postępowania w przypadku zagrożenia. Podstawowym materiałem były tablice i plansze z tematycznie podzielonymi informacjami i ilustracjami.
Plansza szkoleniowa (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
Z tablic szkoleniowych można było się dowiedzieć m.in., że częściowe zabiegi sanitarne należy przeprowadzać natychmiast po wyjściu z terenu skażonego i polegać one powinny na usunięciu pyłu promieniotwórczego z nieosłoniętych części ciała, a więc twarzy, rąk szyi i włosów. Natomiast całkowite zabiegi sanitarne to te, które polegają na usunięciu substancji promieniotwórczych i trujących z całej powierzchni ciała oraz błon śluzowych oczu, nosa i ust. Zabiegi tego typu przeprowadza się w specjalnych kąpieliskach odkażających, czyli łaźniach.
Wśród materiałów szkoleniowych znalazły się również plansze opisujące skutki działania wojny psychochemicznej oraz sposoby udzielenia pierwszej pomocy w takich przypadkach. Zgodnie z instruktażem, główny aktywny środek ataku stanowić miał dwuacetyloamid kwasu d-lizergowego, czyli LSD, wywołujące pierwsze oznaki niepokoju po 30 minutach, następnie niepokój motoryczny i podniecenie występujący w przedziale od 2 do 6 godzin. W kolejnych godzinach należało się spodziewać zaburzeń orientacji i otępienia oraz urojeń, w stosunku do których w materiałach szkoleniowych uwzględniono odpowiednie środki pomocy, takie jak "izolacja oszalałych" oraz "samowyleczenie następujące po 14-16 godzinach".
Czapka zimowa Obrony Cywilnej i maska typu "słoń" (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
Jak w rzeczywistości wyglądały szkolenia, to zależne jest od jednostki operacyjnej i danego zakładu. Trzeba jednak pamiętać, że okres PRL to również czas przepełniony absurdami i tonami papierów, które poświadczały absolutnie wszystko, nawet to, co nie miało miejsca. - ORMO [Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej - przyp. redakcji] miało wpisane w swoją działalność obronę cywilną, jednak w rzeczywistości chodziło o statystyki, a te miały się po prostu zgadzać. Ilość ludzi, stan ich przeszkolenia i uposażenia, był perfekcyjny, ale tylko na papierze, w myśl starej domeny, że papier przyjmie wszystko. Jedyne szkolenie, jakie pamiętam, to takie, które trwało może ok. 30 minut - krótka pogadanka o obronności - wspomina były funkcjonariusz ORMO. Poczucie bezpieczeństwa, jakie powinno zagwarantować każdemu obywatelowi państwo, było, jak się okazuje, tylko formalnością i wypełnieniem pewnej luki.
Magazyn (fot. Jacek Natorff, Stowarzyszenie Kolekcjonerzy Czasu)
- Pamiętam, że pod koniec lat 80. i na początku lat 90., Obrona Cywilna była służbą zastępczą dla wojska. Żartobliwie wtedy między sobą tłumaczyliśmy skrót OC jako "Obrona Cosmosu" - wspomina okres poboru Marcin, pasjonat wojskowości i historii. Podchodząc do tematu z dystansem, nie można się dziwić tej całej osnowie tajemnicy, jaka towarzyszy OC. Wszak gdyby wszystko było jawne, to byłoby bezpieczniej?
Anna Straszyńska
Prezes Stowarzyszenia Kolekcjonerzy Czasu, Redaktor Kuriera Praskiego. Z zamiłowania zajmuje się fotografią i historią, głównie warszawskiej Pragi-Północ.
**[
W numerze 1/204/2016 "Odkrywcy" polecamy również: "Tajemnica skarbu generała Samsonowa. Kto i gdzie zakopał 116 tys. rubli w sierpniu 1914 roku?" ]( http://odkrywca.pl/ ){:external}**