CiekawostkiJak polują prawdziwi łowcy

Jak polują prawdziwi łowcy

Złapanie ofiary jest kluczowym i jednocześnie najtrudniejszym spośród wielu wyzwań, z jakimi drapieżniki muszą zmierzyć się w swoim życiu. Jak potwierdzają statystyki, większość polowań kończy się niepowodzeniem.

Jak polują prawdziwi łowcy
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

06.11.2015 | aktual.: 16.11.2015 13:02

Drapieżne zwierzęta muszą nie tylko poradzić sobie ze skutecznymi mechanizmami obronnymi niedoszłych ofiar, ale także przezwyciężyć unikalne przeszkody istniejące w ich środowisku. Jak zbliżyć się do ofiary na otwartej równinie, na której nie można się ukryć? Jak znaleźć ją, gdy mieszka w leśnej gęstwinie? Do przeżycia niezbędnych jest wiele umiejętności: szybkość, dobry kamuflaż, wytrzymałość, pomysłowość i zdolność do pracy zespołowej, ale to sposób ich wykorzystania decyduje o sukcesie lub porażce, życiu lub śmierci

Choć zachowania drapieżników to najbardziej fascynujący element życia zwierząt, w telewizji zawsze pokazywane były tak samo: rozszarpywane ciała, zakrwawione zęby, mówiąc krótko - natura w najbardziej okrutnej i bezlitosnej postaci. Drapieżniki od zawsze postrzegane były, jako imponujące, ale przede wszystkim agresywne zwierzęta, a jednym z najważniejszych elementów ich egzystencji, na jaki zwracano uwagę, był sam akt pozbawiania przez nie życia bezbronnych ofiar. W przeszłości, gdy producent wykonawczy wysyłał ekipę, która miała sfilmować scenę polowania drapieżnika, pierwszą rzeczą, o którą pytał reżysera było, czy udało się uwiecznić śmierć ofiary. Ale zabijanie samo w sobie nie jest aż tak ciekawe, bo jak już zwierzę pozbawi życia ofiarę to nie ma, o czym opowiadać. Interesujące są przygotowania, strategie, które opracowują zarówno drapieżcy, jak i ich ofiary. Nikt wcześniej dokładniej się temu nie przyglądał, i właśnie taki jest cel powstania Łowców. W moich poprzednich programach: Błękitnej Planecie,
Planecie Ziemi, Mroźnej Planecie, przyglądaliśmy się habitatom, staraliśmy się, aby widzowie poczuli klimat miejsca i scenerii. Tematem przewodnim Łowców jest określony rodzaj zachowania - drapieżnictwo. Jeżeli chodzi o wyzwania, z jakimi muszą radzić sobie drapieżniki i ich ofiary, to są one całkowicie powiązane z ich środowiskiem życia. Z tego względu realizując Łowców staraliśmy się połączyć epickie zdjęcia krajobrazów i opisy środowisk z przykładami najciekawszych i najbardziej ekscytujących zachowań w naturze.

Podczas kręcenia tej serii pojawiła się, i to całkiem niespodziewanie, jeszcze jedna, fascynująca dla mnie rzecz: udało nam się umieścić widzów jeszcze bliżej zwierząt. Duża część zdjęć do filmów przyrodniczych zdominowana jest przez technologię. Istnieje cała szkoła realizacji filmów przyrodniczych, która skupia się na objaśnianiu sposobu używania kamery i jej umiejscawiania. My chcieliśmy, aby oglądający odnieśli wrażenie, że towarzyszą zwierzętom w polowaniu i ucieczce przed drapieżnikami.

Obraz

(fot. Materiały prasowe/BBC Earth)

Umieściliśmy stabilizowane żyroskopowo kamery na terenowych samochodach, helikopterach, a nawet słoniach, po to by móc filmować całe sekwencje zdarzeń z różnych ujęć, przy pomocy cały czas poruszającej się kamery. Nie chcieliśmy pozostać w tyle, tylko widzieć akcję z bliska, nie przeszkadzając jednocześnie zwierzętom. Mam nadzieję, że dzięki temu programowi widzowie przekonają się, jak trudnym zadaniem jest dla zwierząt zdobywanie pożywienia i jak często polowania drapieżników nie przynoszą żadnego efektu. Chcemy, aby widzowie zaangażowali się emocjonalnie w tę autentyczną i pełną dramatyzmu opowieść. Mam nadzieję, że po obejrzeniu programu stwierdzą, że wszystkie drapieżniki i ich ofiary są wspaniałymi, przepięknymi istotami, perfekcyjnie przygotowanymi przez naturę do swojej roli w ekosystemie i zapamiętają, że nie należy ona do łatwych bez względu na to, w której części układu się znajdują. W naturze nie ma podziału na "dobrych" i "złych". Nagrywanie płetwali błękitnych na Pacyfiku Największe zwierzęta na
świecie - płetwale błękitne - nie łatwo spotkać. Choć w lutym powinny przebywać w Morzu Cortéza w Zatoce Kalifornijskiej, w tym roku było inaczej. El Nino spowodował wzrost temperatury w zatoce, co doprowadziło do przesunięcia ławic krylu, którym żywią się płetwale w rezultacie czego zwierzęta nie pojawiły się na swym zwyczajowym żerowisku.

Gdy w końcu się pojawiły zabrakło ekipy Łowców przygotowanej do ich filmowania. Zanim producent Hugh Pearson i kamerzysta Jamie McPherson zdołali podpłynąć ze sprzętem ważącym prawie pół tony, zwierzęta przemieściły się w kolejne miejsce. Samoloty obserwacyjne zostały wysłane na wybrzeże Cabo San Lucas, leżące na południowym krańcu półwyspu. Zebrane dane wskazywały na to, że płetwale mogły już wyruszyć w głąb Oceanu Spokojnego. Z związku z tym łódź z ekipą na pokładzie również zmieniła kurs. Zespół ponownie przystąpił do poszukiwań największych zwierząt na świecie, ale tym razem znalazł się na otwartych wodach oceanu, w odległości 160 km od brzegu.

Jak stwierdził Pearson: Otwarty ocean to ogromna niebieska pustynia, która nie oferuje zbyt wiele pożywienia. Oznacza to, że głównym wyzwaniem, przed jakim stoi drapieżnik - płetwal błękitny, lew morski czy też tuńczyk - jest znalezienie ofiary. A następnie, gdy już ją znajdzie, musi zdecydować, jak ją podejść. Jest to bowiem trójwymiarowy świat, w którym niedoszła zdobycz może łatwo ratować się ucieczką. Ekipa Łowców: producent, kamerzysta, Diane Gendron - naukowiec badający płetwale, a także kapitan, marynarz pokładowy, oraz ja zajmujący najmniej przestrzeni ile się da na tej mierzącej 45 stóp mieszkalnej łodzi, stanęliśmy przed zadaniem odnalezienia, a następnie zbliżenia się do zwierzęcia, które jest nie tylko rzadko spotykane, ale także szybkie i potężne. Gdy już znaleźliśmy płetwala, kolejnym wyzwaniem było dotrzymanie mu kroku. Płetwale mają strategiczną przewagę, z płucami o pojemności sterowca, mogą nie wynurzać się na powierzchnię przez dziesięć minut. Po trzech godzinach spędzonych na otwartych
wodach, w trakcie których pływaliśmy wzdłuż wybrzeża w odległości około mili od Baja w Meksyku i gapiliśmy się w bezkres oceanu, uznaliśmy, że wykorzystały swoją przewagę przeciwko nam i przegapiliśmy je.

Obraz

(fot. Materiały prasowe/ BBC Earth)

Celem tego wypadu - ostatniej wyprawy wieńczącej trzyletni okres zdjęciowy - było sfilmowanie płetwali błękitnych na powierzchni, podczas wyskoku z wody, gdy tryskają strumieniem wody, czy też wystawiają ogon. Słyszeliśmy, że widziano płetwale błękitne żerujące na powierzchni. Szeroko otwartą paszczą, niczym chochlą zanurzoną w misce zupy, zbierały kryl z powierzchni wody. Nikomu nigdy nie udało się tego sfilmować. Stawało się coraz bardziej jasne, że prawdopodobieństwo spotkania płetwala błękitnego podczas naszej trzydniowej wyprawy jest naprawdę nikłe. Mieliśmy jeszcze mniejszą szansę na zobaczenie ich, gdy posilają się na powierzchni. Od trzech lat ekipa nie widziała niczego takiego, o sfilmowaniu nie wspominając. Mimo wszystko Pearson był zadowolony, ekipa miała już zdjęcia płetwali błękitnych zrobione pod wodą, w ubiegłym roku. Takiego materiału nikt jeszcze nigdy nie nakręcił. To było najlepsze doświadczenie w całym moim życiu zawodowym - komentował Pearson. Gdyby wiatr się utrzymał, po powrocie do
Baja nie byłoby mowy o filmowaniu czegokolwiek. W zestawieniu z ogromem wód Oceanu Spokojnego, strumień wody, który wystrzeliwuje wieloryb, choć wysoki na 10 m, z oddali przypomina plusk kamyka wrzuconego do stawu. Wystarczy niewielka fala czy kilka jej grzbietów, aby przegapić taki spektakl. Usłyszałem, że ciąży nade mną "pogodowe przekleństwo", sprowadziłem ze sobą wiatr, który - jak byłem przekonany - uniemożliwi zobaczenie wieloryba. Skazani na porażkę pływaliśmy tam i z powrotem wzdłuż wybrzeża Pacyfiku ze stałą prędkością siedmiu węzłów. Na następny dzień zapowiadano burze z piorunami.

W międzyczasie Jamie McPherson pokazał mi, jak działa Cineflex. W przypadku filmów przyrodniczych nagrywanie z powierzchni wody odbywa się w ten sposób, że kamerzysta kładzie kamerę na ramieniu, przypina się do rufy łodzi i próbuje robić zdjęcia. Niestety łódź kołysze się i zbacza z kursu. Uzyskanie nadającego się do wykorzystania materiału zależy w dużej mierze od szczęścia i zastosowania szerokokątnego obiektywu, który pozwala na fotografowanie dużych przedmiotów z małej odległości. Cineflex to kamera opracowana przez wojsko. Ma wbudowane stabilizatory żyroskopowe, które utrzymują ją nieruchomo i w odpowiedniej płaszczyźnie, nawet jeżeli na około panuje totalny chaos. Nie jest to nowa technologia, ale ma nowe zastosowanie. W serii Planeta Ziemia kamera Cineflex była przymocowana do helikoptera i to dzięki niej wykonano imponujące zdjęcia krajobrazu, które szybko zaczęto utożsamiać z tą produkcją. W Łowcach, Cineflex zeszła na ziemię. Jamie McPherson jest - jak sam się określa - maniakiem motoryzacji,
któremu nieobce są narzędzia samochodowe. Na potrzeby Łowców zbudował wiele platform własnego pomysłu, dzięki czemu kamerę Cineflex można było montować w miejscach, w których nigdy jeszcze nie była montowana. Jednym z takich miejsc była rufa naszej łodzi. Dzięki jego wysiłkom, z rufy niepozornej Alley Cat III wystawało czarne ramię dźwigu o długości około 2,5 metra z ciężką przeciwwagą na jednym końcu i groźnie wyglądającą kulą na drugim. Elementy karbonowe i przyciemniane szkło nadawały tej konstrukcji wręcz militarny wygląd. Przed 10:30, po trzech godzinach na morzu, wiatr ustał i ocean uspokoił się. Delfiny bawią się wokół dziobu naszej łodzi. W pobliżu przelatuje pelikan. Pojawia się samiec lwa morskiego z rybą w pysku, potrząsa głową, aby zabić ofiarę, a następnie nurkuje z taka gracją, jakby był na przesłuchaniu do roli. Godzinę później, całkiem niespodziewanie, zauważamy fontannę wody w odległości ponad 100 metrów, dokładnie w miejscu, które mijaliśmy godzinę wcześniej. Jest to najlepszy dowód na to,
że płetwala błękitnego można nie zauważyć. Pearson włącza stoper. Płetwale błękitne wynurzają się, aby nabrać powietrza w odstępach około dziesięciu minut. Biorą cztery, pięć oddechów, a następnie ponownie nurkują i jeżeli będziemy mieć szczęście, zobaczymy moment, kiedy płetwa ogonowa o rozpiętości skrzydła samolotu pasażerskiego wyłania się z wody. Następnie zaczyna się zabawa w kotka i myszkę, gdy kapitan udaje się w stronę wypatrzonego wieloryba, ten płynie dalej. Może on przemieszczać się lub krążyć wokół, w zależności od tego, czy właśnie żeruje, czy też dopiero płynie na żer. Ponieważ osobnik wydawał się robić to pierwsze i to całkiem szybko, to Hugh Pearson i Jamie McPherson pędzą na rufę łodzi, aby zamontować Cineflex. Reszta zespołu chwyciła za lornetki starając się obserwować wszystkie kierunki świata, aby nie przegapić kolejnej fontanny.

McPherson obsługuje kamerę zdalnie przy użyciu przewodów. Siada z przodu własnoręcznie skonstruowanego panelu wielkości dużej tacy obiadowej i spogląda na dół przez rurę wykonaną z nieprzemakalnej, płóciennej taśmy samoprzylepnej przy wizjerze. Rękoma porusza jednocześnie małymi joystickami i suwakami, sterując mechanizmem, który obraca kamerą na wszystkich trzech osiach, podczas gdy Pearson stabilizuje ramię wysięgnika ponad powierzchnią wody. O ile "tradycyjny" kamerzysta musi mieć pewną rękę, odwagę i cierpliwość, obsługa Cineflex przypomina bardziej zautomatyzowane lalkarstwo, czy też chirurgię endoskopową. Pearson żartuje, że to lata spędzone na grze na Playstation uczyniły z niego fachowca najwyższej klasy. O ile prace te wymagają dokładności i umiejętności technicznych, o tyle ich rezultat to kwintesencja dobrego kina. Wieloryb wypływa pięć, może sześć razy, czasami w odległości 20 metrów, innym razem oddalony o 70 metrów. Jednak za każdym razem na monitorze widać, że McPherson uchwycił ogon, nozdrza
albo niedorzecznie długi, wyginający się w łuk grzbiet wypełniający kadr, który porusza się z nieustępliwą statecznością statku towarowego. Jest to olśniewający, pełen dumy spektakl, który rozgrywa się w odległości 20 metrów od nas. Te ujęcia, jak to ujął Pearson: sprawią, że ludzie oniemieją z wrażenia.

Emisja programu - niedziela o 11:00 na BBC Earth

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)