Jak "Ruch" z komuną wojował
W latach 60. XX wieku grupa odważnych młodych ludzi stworzyła pierwszą antykomunistyczną organizację od czasów, gdy zostały rozbite ostatnie oddziały "żołnierzy wyklętych". Choć "Ruch" działał tylko kilkanaście miesięcy i nie udało mu się przeprowadzić najbardziej spektakularnej z planowanych akcji sabotażowych - wysadzenia pomnika Lenina w Poroninie - zapisał piękną kartę w historii polskiej walki o niepodległość.
26.10.2015 | aktual.: 26.10.2015 12:27
Muzeum Lenina w Poroninie utworzono w 1947 r., adaptując na ten cel karczmę Pawła Guta-Mostowego, w której często przesiadywał przyszły wódz rewolucji, odwiedzający podhalańską wieś w latach 1913-14. Rok później w sąsiedztwie placówki stanął trzytonowy, odlany z brązu pomnik przedstawiający komunistycznego bohatera.
To miejsce stało się obowiązkowym celem wycieczek szkolnych i zakładowych, choć mało kto jeździł tam z przyjemnością. W pierwszej połowie 1970 r. PRL-owskie władze rozpętały potężną kampanię promującą kult Lenina. Pretekstem stała się 100. rocznica jego urodzin, którą w społeczeństwie nazywano pogardliwie "SRUL-em".
Centralne uroczystości zaplanowano na 21 czerwca. Ktoś jednak postanowił zakłócić komunistyczne święto, podpalając muzeum w Poroninie i wysadzając znienawidzony przez Polaków pomnik wodza rewolucji. Dywersyjna akcja miała odbyć się również 21 czerwca i być najbardziej spektakularną demonstracją siły pierwszej niepodległościowej organizacji w Polsce Ludowej, czyli "Ruchu".
* Marzenia o wolności*
W połowie lat 60. o odrodzeniu wolnej Polski mogli myśleć tylko najwięksi marzyciele. Blok komunistyczny wydawał się monolitem, a kontrolujący go Związek Sowiecki miał status globalnego mocarstwa.
Społeczeństwo zapadło w marazm i zniechęcenie. Wtedy pojawił się "Ruch", powołany do życia przez grupę młodych ludzi, m.in. Stefana Niesiołowskiego, absolwenta wydziału biologii na Uniwersytecie Łódzkim, Emila Morgiewicza (ukończył prawo i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim) oraz braci Andrzeja (absolwent prawa na UW) i Benedykta (studiował mechanikę precyzyjną na Politechnice Warszawskiej) Czumów. Nestorem organizacji stał się Marian Gołębiewski, cichociemny, żołnierz AK i WiN, który po wojnie przeszedł przez piekło UB-eckich kazamatów, gdzie był bity i torturowany. W 1947 r. skazano go na karę śmierci, zamienioną przez Bolesława Bieruta na dożywocie. W 1956 r., dzięki amnestii, Gołębiewski wyszedł na wolność, ale nienawiść do komunizmu towarzyszyła mu do końca życia.
W styczniu 1969 r. "Ruch" przyjął deklarację programową zatytułowaną "Mijają lata". Jej autorzy nie uznawali Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej za legalne państwo, a podstawowymi celami działalności miało być odsunięcie od władzy komunistów i odzyskanie niepodległości. Uważali, że dopiero na gruzach PRL można budować niezależny od ZSRR, demokratyczny kraj gwarantujący przestrzeganie praw człowieka. Wydawało się to wówczas dość utopijnym planem, ale członkom organizacji nie brakowało zapału i chęci do działania.
Akcja "Skunks"
W okresie największej aktywności "Ruch" zrzeszał blisko 100 członków. By dotrzeć ze swoim przekazem do jak największej grupy rodaków, we wrześniu 1969 r. rozpoczął wydawanie "Biuletynu" - pierwszego po 1956 r. pisma drukowanego poza kontrolą cenzury. Kilka miesięcy później na krótko pojawiła się jeszcze jedna publikacja "Ruchu" - "Informator".
O legalnym zdobyciu urządzeń pozwalających na działalność wydawniczą można było tylko pomarzyć, dlatego konspiratorzy stosowali metody przetestowane w czasie niemieckiej okupacji przez Armię Krajową - potajemnie wynosili powielacze i maszyny do pisania z rozmaitych instytucji publicznych. Niektórzy członkowie "Ruchu" podejmowali również inne działania inspirowane tradycją podziemnej walki w czasie II wojny światowej. Na przykład malowali na murach budynków antykomunistyczne napisy, w stylu "PZPR to twój wróg" (takie hasło pojawiło się na ścianie szpitala w Skierniewicach).
Wiosną 1970 r. zaplanowano akcję "Skunks", która miała polegać na zalaniu śmierdzącym płynem mieszkań osób dyspozycyjnych wobec władz. Rozpoczęto obserwację lokali należących do dwóch literatów - Jana Koprowskiego (redaktor czasopisma "Odgłosy" i późniejszy członek Krajowej Rady Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej) oraz Zbigniewa Nienackiego (twórca kultowego Pana Samochodzika aktywnie działał w PZPR i ORMO), a także siedziby łódzkiego oddziału Stowarzyszenia PAX. Jednak ostatecznie z realizacji akcji "Skunks" zrezygnowano, ponieważ w głowach członków "Ruchu" zrodził się bardziej spektakularny pomysł, czyli podpalenie muzeum w Poroninie i wysadzenie pomnika Lenina. Wódz rewolucji był szczególnie nielubiany przez młodych konspiratorów - w sierpniu 1968 r. Stefan Niesiołowski i Benedykt Czuma zrzucili upamiętniającą go tablicę umieszczoną na najwyższym polskim szczycie, Rysach.
Zamach na Lenina
Akcja w Poroninie podzieliła kierownictwo "Ruchu". Jej zwolennikami byli m.in. Niesiołowski i Gołębiewski - jedyna osoba w gronie konspiratorów mająca doświadczenie w operacjach dywersyjnych. Sceptycyzm wykazywali natomiast: Morgiewicz i bracia Czuma. Pierwsi ostatecznie wygrali w głosowaniu i rozpoczęto przygotowania. Materiały wybuchowe dostarczył Jan Kapuściński, chemik pracujący na Uniwersytecie Warszawskim. - Przeprowadziliśmy nawet próbne wybuchy. Pamiętam to miejsce, nasyp kolejowy na trasie do Pabianic - opisywał niedawno Niesiołowski na antenie Radia Zet.
Na początku maja 1970 r. Wiesław Kurowski dokonał rozpoznania budynku, pomnika oraz terenu wokół muzeum. Ustalił, gdzie znajdują się posterunki MO i straży pożarnej, sprawdził również godziny otwarcia muzeum. Obiekt miał zostać podpalony za pomocą specjalnej cieczy wlanej do piwnicy przez przewód wentylacyjny. Jednak ostatecznie z tego zrezygnowano, ponieważ okazało się, że kanał jest niedrożny, a w dodatku pomieszczenie pod "świętym" dla komunistów miejscem było wykorzystywane przez woźnych jako melina i często odbywały się tam pijackie libacje. Konspiratorzy postanowili zatem wejść do sal ekspozycyjnych na krótko przed zamknięciem placówki, w kilku miejscach podłożyć "kostki zapalające" i butelki z płynem oraz uruchomić zapalniki. Zapłon miał nastąpić po kilkudziesięciu minutach.
Największe obawy budziło potencjalne niebezpieczeństwo odniesienia poważnych obrażeń przez przypadkowe osoby czy nawet śmierci którejś z nich. Brat Stefana Niesiołowskiego, Marek, który był odpowiedzialny za wykonanie akcji, zobowiązał się do podjęcia ostatecznej decyzji już na miejscu. Wszystkie plany jednak runęły, gdy o świecie 20 czerwca, milicja aresztowała osoby zaangażowane w akcję "Poronin".
Rozpracowani przez esbecję
Wydział I Departamentu IV MSW od października 1969 r. rozpracowywał "Ruch", systematycznie zdobywając coraz więcej informacji na temat działalności organizacji. Andrzej Czuma już pod koniec tego roku wiedział, że jest śledzony, a w styczniu 1970 r. na rozmowę do warszawskiego pałacu Mostowskich (siedziby Komendy Stołecznej MO) zaproszono Morgiewicza. Głównym źródłem informacji okazał się Sławomir Daszuta, działacz "Ruchu" i tajny współpracownik SB o kryptonimie "Sławek". W domu Andrzeja Czumy esbecy zainstalowali podsłuch, a 18 czerwca nagrali rozmowę, w której uczestniczyli m.in. Andrzej Czuma i Wiesław Kęcik. Jej treść wskazywała na to, że w planowanej akcji zostaną użyte materiały wybuchowe i zapalające, a celem ma być niezidentyfikowany budynek poza Warszawą. Z tego powodu następnego dnia zapadła decyzja o aresztowaniach. Początkowo zatrzymano 25 osób, a w ciągu następnych miesięcy do więzienia trafiło łącznie ponad 100 osób w Warszawie, Łodzi, Gdańsku, Lublinie, Wrocławiu i Bydgoszczy.
Ostatecznie 32 członków "Ruchu" oskarżono m.in. o próbę obalenia ustroju socjalistycznego siłą, przynależność do związku, "którego istnienie, ustrój i cel miał pozostać tajemnicą wobec organów państwowych" oraz liczne przestępstwa kryminalne m.in. nielegalne zdobywanie powielaczy i maszyn do pisania. 23 października 1971 r. wyrok usłyszeli przywódcy organizacji: Andrzeja Czumę i Stefana Niesiołowskiego skazano na 7 lat więzienia, Benedykta Czumę - 6 lat, Mariana Gołębiewskiego i Bolesława Stolarza - 4,5 roku, a Emila Morgiewicza - 4 lata. Były to najwyższe wyroki, jakie od 1956 r. wydano za działalność polityczną. 26 osób skazano na kary od 10 miesięcy do 3,5 roku pozbawienia wolności.
Surowa ręka "sprawiedliwości"
Wyrok na "wichrzycieli" został nagłośniony przez komunistyczne media. W obronę oskarżonych zaangażowali się znani ludzie kultury, którzy skierowali do ministra sprawiedliwości tzw. "list siedemnastu", podpisany m.in. przez Jerzego Andrzejewskiego, Zbigniewa Herberta, Tadeusza Konwickiego, Agnieszkę Osiecką, Jarosława Marka Rymkiewicza czy Wiktora Woroszylskiego.
Ten głos został jednak zignorowany przez władze, podobnie jak interwencja Alojzego Antoniego Mazewskiego, prezesa Kongresu Polonii Amerykańskiej czy kolejny list skierowany tym razem do Rady Państwa, z inicjatywy Jana Olszewskiego. Z prośbą o ułaskawienie, popartą przez kardynałów: Stefana Wyszyńskiego i Karola Wojtyłę, zwróciła się także matka braci Czumów.
Ostatni skazani opuścili więzienia jesienią 1974 r. na mocy amnestii. Jednak na sprawiedliwość musieli poczekać wiele lat. W 1996 r. Sąd Najwyższy umorzył, po kasacji, sprawy Mariana Gołębiewskiego i Bolesława Stolarza, 14 stycznia 2002 r. uniewinnił zaś Andrzeja i Benedykta Czumów, Stefana Niesiołowskiego i Emila Morgiewicza, z zarzutu "przygotowań do obalenia przemocą ustroju PRL". Pobyt w więzieniu nie złamał działaczy "Ruchu". Większość z nich brała później aktywny udział w powstawaniu opozycji demokratycznej, tworząc Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Komitet Obrony Robotników, a w latach 80. "Solidarność". Pod odzyskaniu wymarzonej wolności byli konspiratorzy stali się ważnymi postaciami świata polskiej polityki. Np. Andrzej Czuma pełnił funkcję ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska.
Rafał Natorski
Korzystałem z artykułu Piotra Byszewskiego "Akcja Poronin", który ukazał się w miesięczniku "Pamięć.pl"