Jak witano Nowy Rok w czasach PRL
Większe dostawy towarów do sklepów, bale dla przodowników pracy, prywatki urządzane w mieszkaniach przystrojonych ozdobami z bibuły i amerykańskie filmy w telewizji - sylwester w smutnych czasach PRL-u był obchodzony wesoło i hucznie, a mieszkańcy naszego kraju choć na tę jedną noc mogli zapomnieć o otaczającej ich szarej codzienności.
30.12.2015 | aktual.: 30.12.2015 21:32
"Rozmowy kontrolowane", kultową komedię Sylwestra Chęcińskiego, której akcja rozgrywa się w okresie stanu wojennego, kończy scena zawalenia się warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki. Trwa tam właśnie bal sylwestrowy dla PRL-owskich dygnitarzy.
Kilka godzin wcześniej jeden z prominentnych towarzyszy (w tej roli Leon Niemczyk) przedstawiał siedzącej obok młodej kobiecie innych uczestników imprezy: "Generał Stachacz - jako sierżant ciężko ranny pod Lenino, przyjaźnił się osobiście z Nowotką; pułkownik Ziołowik - założył ponad 40 PGR-ów w koszalińskim, bohater walk za kraj z reakcyjnym podziemiem; pułkownik Boboszyn - przywiózł Cyrankiewicza do Poznania w '56; major Czutko - odpowiedzialny za bezpieczeństwo Gomułki w '68; a ten młody tam, kapitan Świerszcz, już nigdy nie zatańczy, ciężko postrzelony od tyłu na Wybrzeżu w 70. (...) Powiedzcie, czyż nie pięknie jest żyć po zwycięskiej walce w spokoju, w ładzie i porządku" - pytał współbiesiadników.
(fot. Agencja Gazeta)
Przed północą na salę wniesiono telewizor i goście balu mogli wysłuchać przemówienia umundurowanego "przywódcy narodu", który wyjaśnił: "Na zadawane często pytanie, czy do stanu wojennego musiało dojść, jest tylko jedna logiczna odpowiedź: widocznie musiało, skoro doszło".
Chwilę później pałac był już w ruinie. W rzeczywistości PRL-owskie bale nie kończyły się tak dramatycznie, ale Chęciński znakomicie odtworzył atmosferę imprez organizowanych dla partyjnych dygnitarzy...
Za barierą z ubiaków
Przywódcom PRL bardzo zależało, żeby rodacy hucznie i z rozmachem świętowali nadejście nowego roku. Chcieli w ten sposób stworzyć konkurencję dla Bożego Narodzenia, które z przyczyn ideologicznych miało stawać się coraz mniej znaczącym wydarzeniem w życiu obywateli.
Ponieważ - jak powszechnie wiadomo - przykład powinien płynąć z góry, od zarania Polski Ludowej komunistyczni prominenci bawili się na balach sylwestrowych, początkowo organizowanych na Politechnice Warszawskiej, gdzie zapraszano również zasłużonych dla władzy "zwykłych ludzi": przodowników pracy, aktywistów społecznych, żołnierzy czy milicjantów.
O tej imprezie wspomina w "Dzienniku 1954" Leopold Tyrmand, który imprezował w warszawskim Klubie Dziennikarzy. "Sylwester u nich to dzisiejsza warszawska ekskluzywność i snobizm: wycofani z placówek dyplomaci, plastycy, literaci, aktorzy, trochę komunistycznych możnowładców prasy i propagandy, potentaci biur oraz bliżej niesprecyzowani dandysi gospodarki planowej i niedobitki walki klasowej. Elita. (Elita?) Prawdziwa władza i wpływy, czyli partia, rząd i starannie dobrany proletariat - w Politechnice, na balu oficjalnym, za barierą z ubiaków".
Zabawę dygnitarzy szczegółowo relacjonowały ówczesne media. Na taśmach Polskiej Kroniki Filmowej można do dziś oglądać pląsającego z młodą traktorzystką Edwarda Ochaba, członka Biura Politycznego PZPR albo prezydenta Warszawy Stanisława Tołwińskiego wirującego na parkiecie ze słynną warszawską milicjantką Lodzią.
"Wśród tańczących par widać znanych przodowników pracy i racjonalizatorów: Stefana Wdowskiego - nowatora z zakładów im. Dymitrowa, autora 40 projektów racjonalizatorskich, Bolesława Ziarno - brygadzistę betoniarskiego, który w październiku br. wykonał 6 norm rocznych, Zbigniewa Burskiego - zetempowca z "Parowozu", wykonującego 458 proc. normy i wielu, wielu innych"- opisywała "Trybuna Ludu" w 1952 r.
O północy rozlegał się gong, a później zebrani musieli wysłuchać przemówień przywódców. W 1952 r. premier Cyrankiewicz zakończył noworoczne życzenia okrzykiem: "Niech żyje Przywódca Narodu Polskiego w walce o siłę i rozkwit naszej Ojczyzny - towarzysz Prezydent Bolesław Bierut. Niech żyje Wódz obozu pokoju - towarzysz Stalin". Imprezowicze powtarzali go jeszcze wielokrotnie.
Nowy Rok w polonezie
Władza dbała o to, żeby w sylwestra dobrze bawiono się w całym kraju. W połowie lat 50., czyli apogeum stalinizmu, ostatnie dni grudnia oznaczały znaczące "odprężenie". "W zakładach pracy załogi kończą realizację swoich planów produkcyjnych, nie zapominają również o przygotowaniach do tradycyjnej zabawy sylwestrowej. Bawić się będą "u siebie" pracownicy Zakładów Metalowych im. gen. Waltera. Obecnie w Domu Kultury dekoruje się salę balową i czyni ostatnie przygotowanie "bufetowe", a orkiestra "dopina" swój nowy repertuar muzyki tanecznej. Gdy wieczorem zajrzeć do Klubu Robotniczego przy Radomskiej Wytwórni Papierosów, uderza niespotykany o tej porze ruch. I tutaj szykują się do sylwestra, i to jakiego! Załoga oczekuje od swojej rady zakładowej, że będzie to zabawa godna wysiłku włożonego w przedterminową realizację sześciolatki" - informowało "Życie Radomskie" w grudniu 1955 roku.
(fot. Agencja Gazeta)
Upojne imprezy odbywały się w przede wszystkim w międzyzakładowych domach kultury, gdzie często spotykali się ludzie różnych profesji. Chłopi zapraszali robotników, robotnicy chłopów. Motywem przewodnim dekoracji były atrybuty związane z miejscem pracy, na przykład w latach 80., na balu załogi FSO Nowy Rok przyjeżdżał... polonezem.
Przez cały okres PRL poważnym problemem były niedobory w zaopatrzeniu sklepów, ale w grudniu władze mobilizowały wszystkie siły, by na półkach pojawiało się trochę więcej towarów. Dlatego przygotowanie sylwestrowej imprezy stawało się odrobinę łatwiejsze.
W menu balów organizowanych w klubach zakładowych czy stołówkach pracowniczych królowały zazwyczaj sałatki warzywne, galaretki z nóżek, śledziki i nieśmiertelny bigos. Nie mogło zabraknąć radzieckiego szampana oraz oczywiście najważniejszego elementu - wódki.
"Na stołach ceraty, przy osobnym stoliku dyrektor i sekretarz. Tak się jakoś to toczyło przez godzinę czy dwie, a później, po toaście noworocznym wszyscy się upijali. Nie zdradzam tu chyba wielkiej tajemnicy, ale bardzo dużo się piło. Wódka była jednego rodzaju z niebieską, albo z czerwoną kartką, nie najlepsza. Papierosy wszyscy palili, bo wtedy one jeszcze nie szkodziły. Ustrój szkodził bardziej niż wódka czy papierosy, więc nikt się nie przejmował. Tak więc około pierwszej w nocy wszyscy byli uwaleni zdrowo, no i się bełkot zaczynał" - opisuje znany satyryk Jan Pietrzak.
Tapirowane głowy
Po 1956 r. władze zrezygnowały z sylwestrowych imprez na Politechnice. Słynne bale zaczęły się wówczas odbywać na ostatnim piętrze gmachu Komitetu Centralnego (podobno była to jedyna okazja, by zobaczyć dowcipkującego i popijającego wódeczkę Wiesława Gomułkę), a później spotkania przeniesiono do Pałacu Kultury. W imprezach uczestniczyło niekiedy nawet tysiąc par. Wokół tańczących ówczesnych prominentów: Edwarda Gierka, Piotra Jaroszewicza czy Henryka Jabłońskiego snuli się oficerowie BOR, a kelnerzy dyskretnie wyprowadzali pijanych gości.
Jednak nie każdemu odpowiadało witanie Nowego Roku w towarzystwie partyjnych działaczy czy znajomych z pracy. Ofertę dla nich miały wówczas lokale gastronomiczne. Zachęcały muzyką na żywo oraz obowiązkowym udziałem wodzireja, który rozkręcał zabawę i czuwał, by nastrój zbyt szybko nie opadł. Organizowano loterie fantowe, podczas których do wygrania był sprzęt kuchenny, kosmetyki albo inne drobiazgi.
(fot. PAP)
Najsłynniejsze imprezy odbywały się w znanych stołecznych klubach, np. Hybrydach. "Mieliśmy przede wszystkim wspaniałą kapelę, wybitnych jazzmanów, którzy nam grali do tańca. Wszystko w dobrym stylu. Do tego dziewczęta świetnie poubierane. Do Hybryd przychodziło wymagające towarzystwo, więc każda chciała dobrze wyglądać" - wspomina Pietrzak.
Przed sylwestrem bardzo pracowite dni miały pracownie krawieckie. "Dla pań sklepy przygotowały piękne tkaniny na suknie, wieczorowe bluzki i spódnice. Niestety o "zaklepaniu" sobie miejsca u mistrzyni igły trzeba było pomyśleć znacznie wcześniej. Teraz bowiem starczy zaledwie czasu na zakup dodatków do karnawałowych kreacji - modnych sztucznych kwiatów, korali itp. Również w gabinetach fryzjerskich spędzą dziś panie denerwujące chwile na przygotowaniu karnawałowego makijażu i fryzury. Bo choć nie są modne wszelkie tapirowane głowy, ale każde uczesanie wymaga fryzjerskich umiejętności. A później to już trzeba nastroić się na dobry humor, który jest najbardziej potrzebny w sylwestrową noc” - radził dziennikarz "Słowa Ludu" w 1975 r.
W stylu "motyla"
W latach 80-tych najpopularniejszą formą witania Nowego Roku, szczególnie wśród młodych ludzi, stały się prywatki w domach. "Ówczesna Polska była bardzo szara, ale za to my byliśmy bardzo kolorowi. Robiło się zrzutkę, koleżanki przygotowywały coś do jedzenia, a chłopaki dbali o muzykę i napoje, oczywiście głównie wysokoprocentowe. Dziewczyny wymyślały cuda, żeby zrobić się na bóstwa" - wspomina 45-letni Paweł, pracownik agencji reklamowej.
Potwierdzeniem tych słów może być cytat z artykułu w "Życiu Warszawy" z grudnia 1985 r., którego bohaterka, Edyta Niwińska, opowiada: „Przygotowuję się przez cały rok. Kompletuję strój, uzupełniam dodatki. Wspólnie z mamą wymyśliłyśmy modny obecnie strój w stylu "motyla" - luźną, spiętą tunikę według romantycznych wzorów z lat 50. Mam już przygotowane rajstopy, za które zapłaciłam niewiele ponad 200 zł, a wyglądają jak z butiku za 1500 zł. Efekt taki osiągnęłyśmy poprzez moczenie ich w wodzie wapiennej i sypanie brokatem".
(fot. Agencja Gazeta)
Jednak nawet na sylwestrowe zabawy wdarł się kryzys, który doskwierał w latach 80. "Na imprezach nie zabrakło kolorowych baloników, które w kilku punktach miasta były sprzedawane w cenie od 160 do 200 zł. Gorzej natomiast było z szampanem, którego dostawy jedynie w minimalnym stopniu pokryły istniejące zapotrzebowanie" - donosiło "Życie Radomskie" w 1986 r.
Dla tych, którzy w sylwestra zostawali w domu, telewizja przygotowywała atrakcyjną ramówkę. Pojawiały się amerykańskie hity filmowe, koncerty, a o północy życzenia składał Polakom słynny duet: Krystyna Loska i Jan Suzin.
I wszyscy mieli nadzieję, że kolejny rok będzie lepszy od mijającego...
Rafał Natorski