Jak wyglądała codzienność uczestników wyprawy Shackletona?
25.01.2016 | aktual.: 07.04.2017 12:48
Kiedy inni walczyli o przetrwanie, on zrobił te zdjęcia. Efekty są zadziwiające
Nazwisko Ernesta Shackletona wielu przynajmniej obiło się o uszy. Ten wielki podróżnik, który w szczególnym stopniu zafascynowany był Antarktydą, w swoją najsłynniejszą misję wypłynął w 1914 r. Ani on, ani członkowie ekspedycji, którą kierował, nie spodziewali się, że wkrótce rozpoczną morderczą walkę o przetrwanie. Właśnie z tamtego okresu pochodzą imponujące zdjęcia, które można teraz podziwiać w nowej odsłonie.
Wielkim marzeniem irlandzkiego eksploratora było zdobycie po raz pierwszy w historii bieguna południowego. Mimo prób, nie udało mu się. Pionierem w tej dziedzinie został Norweg Roald Amundsen (zobacz też: Amundsena sen o biegunie), który wygrał ów wyścig 14 grudnia 1911 r. Kiedy biegun południowy został zdobyty przez kogoś innego, Shackleton powziął decyzję, aby pójść o krok dalej i dokonać czegoś więcej niż norweski badacz. Postanowił przejść Antarktydę od morza do morza (od Morza Weddella do Morza Rossa), zahaczając po drodze o biegun południowy.
Wyruszył z Wielkiej Brytanii w sierpniu 1914 r. na pokładzie żaglowca Endurance, którym dowodził Frank Worsley. W misji transantarktycznej wzięło udział 28 osób. Jest ona uznawana za jedną z najważniejszych z tzw. heroicznej epoki wypraw na Antarktydę. Jednak celem Shackletona oraz członków jego ekspedycji szybko przestało być przejście przez Antarktydę - głównym zadaniem stała się walka o przeżycie w ekstremalnie niesprzyjających warunkach.
Same problemy
Jeszcze zanim rozpoczęła się zaplanowana piesza część wyprawy, ekspedycja utknęła w odległości 160 kilometrów od lądu Antarktydy. Problemem okazała się pływająca pokrywa lodu morskiego. To był dopiero początek kłopotów. W lutym 1915 r. lód całkowicie pokrył wodę. Statek został uwięziony, a dalsza kontynuacja rejsu stała się niemożliwa. Pokrywa lodowa stawała się coraz grubsza i grubsza, powodując znaczące uszkodzenia statku i doprowadzając w końcu do jego zatopienia. Cała ekipa, dysponując trzema szalupami ratunkowymi, musiała najpierw dotrzeć do końca kry, a potem przedostać się szalupami w bezpieczne miejsce, gdzie możliwe było rozbicie obozowiska. Takowe udało się stworzyć na Wyspie Słoniowej. Większa część członków ekspedycji pozostała właśnie tam. Shackleton, wraz z wybranymi przez siebie ludźmi, musiał ruszyć dalej szukać pomocy. Pokonał 1200 kilometrów, trafiając do Georgii Południowej.
Półtora roku czekali na pomoc
Cała misja ratunkowa zakończyła się dopiero w maju 1916 r. Choć trudno w to uwierzyć, wszyscy zostali ocaleni. Zakończona niepowodzeniem wyprawa została doskonale udokumentowana. Autorem zdjęć z ekspedycji był Frank Hurley, który w skrajnych warunkach nie zaprzestał wykonywania swojej pracy.
Oczywiście było to niemałe wyzwanie. Nie trzeba dodawać, że gabaryty ówczesnego sprzętu fotograficznego nijak się mają do rozwiązań, które pojawiły się w kolejnych dziesięcioleciach. Przygotowanie zdjęć z wyprawy, nawet gdyby wszystko poszło zgodnie z planem, było bardzo trudnym zadaniem. Sytuacja, w jakiej znalazł się Hurley, stała się jednak znacznie poważniejsza. Gdy zaczęły pojawiać się trudności, postanowił z narażeniem swojego życia taszczyć cały ekwipunek, włącznie z ciężkimi beczkami z wywoływaczem. Całą aparaturę musiał traktować z dużą troską. Płyty fotograficzne oraz materiały światłoczułe, którymi się posługiwał, były bowiem bardzo wrażliwe. Jak twierdzą eksperci, reprezentował postawę artysty, który wolałby wyrzucić swoją rację żywnościową, aby odciążyć statek, niż pozwolić na to, by aparatura została uszkodzona albo utracona.
Świadectwo walki o przetrwanie
Fotograf ekspedycji starał się z największą starannością oddać to, co przechodziła załoga. Powstały zdjęcia, które stanowią świadectwo 17-miesięcznej walki członków ekspedycji o pozostanie przy życiu. Hurley robił zdjęcia podczas potężnych mrozów. Wykonywał je nawet w nocy, co nie było łatwym zadaniem - nie dysponując sztucznym światłem, posiłkował się trzymaną w dłoni flarą. Egipskie ciemności panujące na Antarktydzie powodowały, że rozbłysk musiał być potężny. Inaczej zdjęcie mogłoby się nie udać, a na to nie mógł sobie pozwolić.
- Każdy obraz musiał na siebie zarobić, bo wszystko to kosztowało fortunę. Zarówno zakup płyt fotograficznych, jak i wywołanie. Dlatego każdy z nich musiał coś znaczyć - wyjaśniła dla serwisu Al Jazeera Meredith Hooper, kurator otwartej niedawno wystawy ze zdjęciami z wyprawy Shackletona.
Pustka i samotność
Wykonane przez Hurleya zdjęcia zostały niedawno odrestaurowane i poddane obróbce cyfrowej. Wykorzystano oryginalne klisze oraz negatywy. W sumie odnowiono 90 zdjęć. Dzięki renowacji z wykorzystaniem najnowszych technologii, udało się dostrzec szczegóły, których wcześniej nie było widać. Zdjęcia zostały udostępnione w siedzibie Królewskiego Towarzystwa Geograficznego w Londynie. Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania wielu odwiedzających, którzy twierdzą, że stanowią one jedno z najbardziej sugestywnych świadectw samotności i pustki. Prace będzie można oglądać w stolicy Wielkiej Brytanii do lutego br. Potem będą pokazywane też m.in. w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii.
RC
Najskuteczniejsze diety dla mężczyzn
**[
ZOBACZ TEŻ: TO DZIĘKI NIEMU POLACY POKOCHALI PRZYRODĘ ]( http://facet.wp.pl/wlodzimierz-puchalski-czlowiek-dzieki-ktoremu-polacy-pokochali-przyrode-6002212130047105g )**