Jak wyglądali rockmani, zanim stali się sławni
27.12.2016 | aktual.: 27.12.2016 18:18
Z czasem odnieśli gigantyczny sukces, zaczęli nagrywać przeboje, które na stałe zapisały się w historii rocka, dorobili się niemałej fortuny, a ich garderoby po każdym koncercie oblegane zaczęły być przez tłumy gotowych na wszystko fanek. Jednak nawet oni musieli kiedyś zacząć, a jak wiadomo – początki bywają trudne. Dla wielu zniechęcające jest granie do kotleta dla kilku osób, wielu brakuje determinacji, kiedy wymarzona sława długo nie chce nadejść. To dlatego udaje się tak nielicznym. Im się jednak udało. Zobaczcie, jak wyglądali giganci rocka na początku swojej kariery.
The Animals był jednym z najpopularniejszych zespołów lat 60. Młodzi Brytyjczycy wiedzieli doskonale, czego w tamtych czasach chciała słuchać zbuntowana młodzież – psychodelicznego rocka. Dlatego już w tym samym roku, w którym się zawiązali, dostali wielką szansę od losu: 27 grudnia 1963 roku po raz pierwszy wystąpili w programie radiowym, i to nie byle jakim, bo w rozgłośni BBC.
Rok później nagrali swój największy przebój – własną interpretację folkowego standardu "The House of the Rising Sun". Z kolei dwa lata później Eric Burdon z kolegami zawitali do Polski. Grali w Katowicach, Poznaniu i Warszawie, przy czym w stolicy jednym z ich opiekunów był Wojciech Mann. Po latach w swojej książce wspominał, jak to basista „Animalsów” Chas Chandler nalegał, aby Mann nauczył go „pić po polsku”. Z racji, że dziennikarz sam specjalistą od picia nie był, zmieszał zatem w dużej szklance piwo, wino, wermut, wódkę i likier, po czym poradził Chandlerowi wypić wszystko duszkiem. „Kiedy go przeniesiono z kuchni na leżankę, mimo zamkniętych oczu wyglądał na szczęśliwego” – pisał we wspomnieniach radiowiec.
Metallica (1983)
Animalsom nie udało się przetrwać próby czasu. Przez kłótnie w zespole rozpadali się wielokrotnie i równie wielokrotnie ogłaszali reaktywację w nowym, zmienionym składzie, nigdy jednak nie udało im się powtórzyć sukcesu z początków kariery. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku członków Metalliki.
Założyli ją w 1981 roku grający na gitarze wokalista James Hetfield i perkusista Lars Ulrich, ale ostateczny skład zespołu kształtował się latami. Jednych muzyków wyrzucano, innych przyjmowano, w końcu dwa lata później, z Kirkiem Hammettem na gitarze, zespół nagrał pierwszą płytę „Kill 'Em All”. Krążek rozszedł się w nakładzie, który zaskoczył absolutnie wszystkich. I choć w historii zespołu nie brakowało tragicznych momentów, takich jak śmierć w wypadku samochodowym mentora grupy Cliffa Burtona, wybuch pożaru w trakcie koncertu, podczas którego Hetfield został poważnie poparzony, czy walka muzyków z uzależnieniami, ostatecznie kapela przetrwała wszystkie te próby.
Dziś – 35 lat od założenia – jest drugą po Iron Maiden heavymetalową formacją pod względem liczby sprzedanych płyt (ponad 100 milionów egzemplarzy). Ich najnowszy krążek „Hardwired... To Self-Destruct” ukazał się w listopadzie tego roku. I choć przypadnie on do gustu zwłaszcza starszemu pokoleniu fanów, Metallica wciąż trzyma poziom.
Depeche Mode (1981)
Może niektórym trudno w to uwierzyć, ale Depeche Mode jest o rok starsze od Metalliki. Zostało założone w 1980 roku po dołączeniu do składu Dave’a Gahana. Nazwa, jak tłumaczył Martin Gore, została zaczerpnięta z francuskiego magazynu i oznacza szybko zmieniającą się modę. Na szczęście moda na „Depeszów” wciąż jeszcze nie przeminęła.
Początkowo grali jedynie suporty, jednak szybko zostali dostrzeżeni przez producenta i już trzeci singiel kapeli – "Just Can't Get Enough" – okazał się wielkim hitem. Niespodziewany sukces przerósł niektórych muzyków, z zespołu odszedł m.in. Vince Clarke, który wraz z Alison Moyet założył duet Yazoo. Dołączył do nich za to Alan Wilder, który całkiem szczerze przyznawał, że początkowo muzyki Depeche Mode nie lubił, ale chciał pograć w jakimś zespole i tak już zostało.
Ich kariera nabrała niewyobrażalnego tempa. W końcu w połowie lat 90. wszystko zaczęło się powoli sypać: Martin Gore walczył z atakami paniki, Andy Fletcher przeszedł załamanie nerwowe, Alan Wilder zmuszony był poddać się operacji, a uzależniony od narkotyków Grahan próbował popełnić samobójstwo. Po uporaniu się z demonami zespół wrócił do studia w 1997 roku i od tej pory jego kariera przebiega spokojniej.
ZOBACZ TEŻ:
U2 (1979)
- Zawsze miałeś mnie za idiotkę – mówi jedna z jego niedoszłych narzeczonych do Hugh Granta w komedii „Cztery wesela i pogrzeb”.
- To nieprawda – zaprzecza on.
- Myślałam, że U2 to łódź podwodna.
Nie ma dziś chyba fana muzyki na świecie, który palnąłby podobną gafę. Irlandzka kapela, założona w 1976 roku (!), ma na koncie kilkadziesiąt przebojów, które prawdopodobnie zna każdy posiadacz radia.
Frontmanem U2 jest Bono, czyli Paul David Hewson. Swoich kolegów z zespołu, podobnie jak i przyszłą żonę, poznał już w szkole – od tej pory wszyscy trzymają się razem. Bono znany jest jednak nie tylko jako muzyk, ale także osoba mocno zaangażowana w działalność charytatywną – to właśnie z tego względu aż dwukrotnie nominowany był do Pokojowej Nagrody Nobla. Na koncie ma także m.in. Order Imperium Brytyjskiego z tytułem Rycerza Komandora.
The Ramones (1977)
To musiały być piękne czasy, kiedy na koncercie kapeli uważnej za tę, która tworzyła podwaliny punkrocka, można było siedzieć na scenie metr od Douglasa Colvina czy Johna Cummingsa! Był to rok 1977 – trzy lata po założeniu zespołu.
Piszemy Colvin i Cummings, choć znakiem rozpoznawczym zespołu było to, że wszyscy jego członkowie przyjmowali nazwisko „Ramone”. Co jeszcze dziwniejsze, inspirowali się przy tym… Paulem McCartneyem, który podczas podróży używał pseudonimu Paul Ramone.
„Wszyscy nosili skórzane kurtki. Każdy utwór rozpoczynał się odliczaniem... i ta ściana dźwięku! Wyglądali zachwycająco. Nie byli hippisami. To było coś zupełnie nowego" – opisywał ich dziennikarz "Punk Magazine". To właśnie na ich cześć skórzane kurtki często nazywa się ramoneskami.
Zobacz także
Aerosmith (1973)
To zdjęcie zostało wykonane 43 lata temu. Sami przyznajcie, że muzyków aż trudno byłoby dziś poznać. No może poza Stevenem Tylerem, którego charakterystyczne rysy twarzy niewiele zmieniły się wraz z wiekiem.
Nazywani są także „złymi chłopcami z Bostonu”, zaś na Tylera i Joego Perry’ego mawia się „toksyczni bliźniacy”. Poznali się pod koniec lat 60. podczas wakacji i postanowili założyć zespół. Niedługo później ukształtował się jego ostateczny skład, choć w międzyczasie opuszczali jego szeregi i Perry, i Brad Whitford, ale ich zastępcy nie dorastali im do pięt. W końcu panowie się pogodzili, zerwali z nałogami (przynajmniej niektórymi) i w połowie lat 80. wrócili na szczyt.
Od tamtej pory sprzedali 150 milionów płyt. Sądząc po ich wypowiedziach, swojej kariery nigdy nie traktowali przesadnie poważnie. „Nie byliśmy zbyt ambitni. Zależało nam tylko na tym, aby stać się największym zespołem, jaki widział ten świat. Chcieliśmy skopać ludziom tyłki i pozostawić po sobie jakiś ślad” – zwykł mawiać Steven Tyler. „Byliśmy garażowym, imprezowym zespołem, któremu jakimś cudem udało się zajść bardzo daleko" - dodaje Perry.
Black Sabbath (1970)
Tony Iommi, Bill Ward, Ozzy Osbourne i Geezer Butler. Kiedy w 1968 roku zakładali kapelę, nie mieli więcej niż 20 lat. I niewykluczone, że gdyby nie pewien wypadek, nie odnieśliby tak spektakularnego sukcesu. Wypadkowi temu uległ gitarzysta Tony Iommi, który stracił opuszki palców prawej ręki. Aby móc dalej grać, skonstruował sobie specjalne plastikowe nakładki na palce. Ból jednak wciąż był ogromny, dlatego muzyk postanowił zmniejszyć napięcie strun. W ten sposób zrodziło się charakterystyczne dla zespołu brzmienie, które w połączeniu z charakterystycznym głosem Ozzy’ego zapewniło zespołowi sukces. Co ciekawe, nawet odejście Osbourne’a z Black Sabbath w 1979 roku (postanowił rozpocząć karierę solową) nie zmniejszyło popularności kapeli.
Swoją działalność zespół zawiesił dopiero w 2006 roku, ale tylko po to, by reaktywować się 4 lata później z Ozzym ponownie na pokładzie.
Queen (1970)
Zdjęcie wykonane w zaledwie dwa lata po założeniu kapeli przez Briana Maya, Rogera Taylora i Freddiego Mercury’ego i w rok po dołączeniu basisty Johna Deacona.
Freddie, a właściwie Farrokh Bulsara, urodził się i wychowywał w Zanzibarze, jego ojciec pracował w Brytyjskim Biurze Kolonialnym, dlatego kiedy w 1964 roku władzę w państwie przejął sułtanat i rozkazał przesiedlenie wszystkich żyjących na wyspie Hindusów, rodzina Bulsarów przeniosła się do Londynu. Tam na dobre rozpoczęła się przygoda Freddiego z muzyką.
W grupie Mercury miał niezachwianą pozycję lidera. Był jednym z najlepszych rockowych wokalistów wszech czasów, utalentowanym pianistą, genialnym frontmanem z doskonałym kontaktem z publicznością, przez co koncerty Queen przeszły do historii jako niewiarygodnie angażujące i widowiskowe. Freddie z grupą dał ich około 700 na całym świecie, również za żelazną kurtyną. Jednak najsłynniejszy ich występ to ten z 1985 roku, kiedy to kwartet wystąpił na Live Aid przed publiką liczącą 72 tysiące ludzi.
W 1987 roku Freddie Mercury zachorował na AIDS, o czym poinformował fanów 4 lata później – 23 listopada 1991. Dzień po wydaniu oficjalnego oświadczenia zmarł.
Pink Floyd (1968)
Jeszcze włosy dość krótkie, jeszcze twarze niezarośnięte. Tak w 1968 roku prezentowali się panowie z Pink Floyd. Zaledwie pięć lat później wydadzą jedną z najważniejszych płyt w historii rocka - "The Dark Side of The Moon". Z kolei nagrany w 1979 roku krążek "The Wall" z miejsca został okrzyknięty najambitniejszym albumem koncepcyjnym wszech czasów.
Nick Mason (perkusja), Roger Waters (bas) i Richard Wright (instrumenty klawiszowe) poznali się w pierwszej połowie lat 60. na uczelni, gdzie studiowali architekturę. Połączyła ich także miłość do muzyki, więc postanowili założyć zespół. Dookoptował do nich jeszcze gitarzysta i wokalista Syd Barrett i to ponoć on wymyślił nazwę kapeli – miało to być połączenie nazwisk dwóch amerykańskich bluesmanów – Pinka Andersona i Floyda Councila.
Jednocześnie to właśnie Syd przysparzał kolegom najwięcej zmartwień. Uzależniony od LDS, zaczął mieć coraz poważniejsze problemy ze zdrowiem psychicznym i w końcu zastąpił go David Gilmour. Jednak to Waters objął „kierownictwo” w zespole, wprowadzając istny terror. Kiedy w 1985 roku ogłosił on koniec działalności kapeli, o nazwę z pozostałymi członkami walczył w sądzie. Muzycy wciąż jednak grali jako Pink Floyd i odnosili kolejne sukcesy. Z Watersem ponownie „zeszli się” dopiero w 2005 roku.
Rolling Stones
Czy to występ na szkolnej akademii? Cóż to za kawalerowie przygrywający na gitarach, grzechotkach i harmonijce ustnej? Tak, to jedni z największych skandalistów i imprezowiczów w dziejach rocka – Rolling Stonesi.
Stanowili przeciwwagę dla Beatlesów – grzecznych chłopców śpiewających grzeczne piosenki. A wszystko zaczęło się od przyjaźni Micka Jaggera i Keitha Richardsa, którzy wspólnie muzykowali w zespole Little Boy Blue And The Blue Boys. Nowa (sami przyznajcie – dużo lepsza) nazwą wzięła się z piosenki legendarnego amerykańskiego bluesmana Muddy'ego Watersa.
Sława spłynęła na nich w latach 60. To były czasy, w których rozhisteryzowane fanki mdlały na ich koncertach, a menu muzyków składało się głownie z używek. Z czasem pogorszały się jednak relacje między muzykami – w 1969 roku o odejście poproszony został Brain Jones, który niedługo później został znaleziony martwy we własnym basenie (do dziś do końca nie wiadomo, jak zmarł i czy nie było to morderstwo). Popularności nie przysporzyła zespołowi także kompromitacja związana z wymyślonym przez nich festiwalem Altamont, podczas którego doszło do zamieszek i morderstwa, a muzycy po prostu uciekli.
W końcu na początku lat 80. aktywność zespołu zmalała (królował wówczas punk), muzycy zaangażowali się więc we własne projekty, lecz 10 lat później powrócili w wielkim stylu, by ruszyć w największą w historii trasę koncertową. Podobnego przedsięwzięcia podjęli się także w 2012 roku z okazji 50-lecia działalności.
I tylko wszyscy zachodzą w głowę, jak to możliwe, że faceci w ich wieku i z tak wyniszczonymi organizmami mają wciąż tyle energii (dość powiedzieć, że w tym miesiącu Mick Jagger po raz ósmy został ojcem, a ma 73 lata).