Trwa ładowanie...
12-09-2008 11:23

Jambo Kenia!

Jambo Kenia!Źródło: Archiwum autora
d36sdp7
d36sdp7

Potrafi być miłością od pierwszego wejrzenia. Przyciąga jak magnes. Ernest Hemingway i Karen Blixen znaleźli tu swoje miejsce na ziemi. Kenia ma to, co większość świata straciła. Wolność, dziką przyrodę, uśmiechniętych ludzi.

Nairobi w południe. Ulice są pełne ludzi, którym się nigdzie nie spieszy. Czas w Afryce jest pojęciem względnym. Zegarek można wrzucić do kosza. Liczą się wschody i zachody słońca, które bywają niewiarygodnie piękne. Na równiku dzień jest tak samo długi jak noc. Niczego nie da się przyspieszyć. Karen Blixen w „Pożegnaniu z Afryką” pisała: „Kenia wygląda jak obraz raju, namalowany przez małe dziecko”. Trochę się w ostatnich latach zmieniło. Nairobi z prawie 3 milionami mieszkańców wyrosło na największe miasto Afryki Wschodniej. Wtulone w malowniczy krajobraz, między łańcuchem gór Ngong a sawanną parku Narodowego, niemal pęka w szwach.

Jadąc z oddalonego o 15 km od lotniska Jomo Kenyatta do centrum, po paru kilometrach docieramy do dzielnicy przemysłowej. Jeszcze kilka lat temu w tym miejscu była dziewicza sawanna. Im bliżej centrum , tym ruch się nasila. Autobusy wyprzedzają ciężarówki, ale najszybsze są „matatu”, zbiorcze taksówki, dające o sobie znać przeraźliwym rykiem klaksonów.

Nazwa Nairobi w języku Masajów znaczy „miejsce zimnej wody” (Enkare Nyrobi). W centrum połyskują szklane wieżowce, jest uniwersytet i dzielnica, gdzie mieszka „upper class”, pośród tropikalnych ogrodów, urozmaiconych oczkami basenów. Na drugim końcu skali społecznej są dzielnice zamieszkane wyłącznie przez Afrykanów, gdzie życie toczy się w szopach skleconych z kartonów. Jambo! – radośnie witają cudzoziemców umorusane dzieciaki, licząc na łakocie i drobne upominki. – Jambo! – odwzajemniamy powitanie.

d36sdp7

Wodospady Aberdare

„Dla wielu podróżników Afryka jest obiektem pożądania, miłości od pierwszego wejrzenia, miejscem przebudzenia i ponownych narodzin” – napisał Ernest Hemingway. Kenia jest piękna, trzeba tylko jak najszybciej wyjechać z miasta. Już pod murami Nairobi, zaledwie 7 km od centrum, w najmniejszym kenijskim rezerwacie pasą się stada bawołów, gnu, zebr, żyraf i antylop. Przy odrobinie szczęścia można spotkać nosorożca. Nie ma tylko lwów i słoni. Co innego Aberdare. W dzikich wąwozach szumią wodospady.

Zbocza pokrywają lasy tropikalne i wysokie bambusy, a szczyty wulkaniczne sięgają 4 tys. m n.p.m. Na długości 70 km masyw Aberdare tworzy wschodnią krawędź Wielkiego Rowu Wschodnioafrykańskiego. Kto zamierza spenetrować Park Narodowy Aberdare indywidualnie, musi się jednak postarać o samochód terenowy. Nawet niewielkie opady deszczu , potrafi ą zamienić podłoże w niesławny „black cotton soil”, miękkie mydło, na którym nie sposób się utrzymać. Za to pod wieczór, przy oświetlonych zachodzącym słońcem wodopojach można zobaczyć słonie i bawoły.

Instrukcja obsługi safari

Przed nami jeszcze safari. Kto tego nie przeżył, nie poznał magicznej siły Czarnego Lądu. Z niewielkiego lotniska startujemy do największego rezerwatu Masai Mara. Lecimy nisko nad ziemią. Daleko spoza chmur wychodzi ośnieżony szczyt Kilimandżaro. Z lotu ptaka Kenia przypomina wielobarwną paletę: brunatna, wypalona słońcem ziemia zlewa się z żółtą sawanną i soczystą zielenią wzgórz afrykańskich. Ale największe emocje dopiero nas czekają. Porini Camp, gdzie zatrzymamy się na nocleg, wita nas chłodnymi drinkami. W naszym obozie myśliwskim jest wszystko, co niezbędne do życia. Wygodne domki, ciepła woda w bojlerach, nawet bieżąca prasa. Dostajemy krótką instrukcję, jak zachować się na safari.

Pojedynczy bawół nie jest groźny, lecz w stadzie staje się agresywny, lepiej więc trzymać rozsądną odległość. Słonie w Kenii są mniejsze niż w innych częściach Afryki i dość płochliwe, ale gdy w stadzie znajdują się małe, potrafi ą być agresywne. Lwy żyją najczęściej w małych stadach i najlepiej oglądać je z daleka. Nie należy wychodzić z jeepów i fotografować zwierząt z bliska, bo może to być ostatnie zdjęcie w życiu. Safari należy do udanych, jeśli ujrzy się Wielką Piątkę: lwa, lamparta, słonia, bawołu i nosorożca. - Pamiętajcie o zabraniu zakrytych butów. To jest busz. Żyje tu kilka tysięcy gatunków węży, wśród nich pytony – dodaje Mweti, kierowca naszego jeepa, świetny tropiciel zwierząt. Po takiej przedmowie przyszłych „hunterów” opuszcza odwaga. Do najbliższego sklepu jest 150 km, do Nairobi 260!

d36sdp7

Najważniejszy lew

Mweti przeszywa wzrokiem sawannę. Nagle rozpędza pojazd i gna na złamanie karku. Wśród wysokich traw przemyka lampart. Nasz przewodnik jest bystrym Masajem, zna zwyczaje i żerowiska zwierząt i umie je podejść. Nic nie widać, a on wypatrzył cztery małe lwiątka. Potem dopadł ogromne stado słoni. Stały jak wryte, wyraźnie zaniepokojone naszą wizytą. Wielkie i majestatyczne. „Nagle ukazał się byk. Nawet w cieniu był czarny jak smoła i zalśnił, kiedy wypadł na słońce, a jego rogi, olbrzymie i ciemne sterczały wysoko w górę, a potem wyginały się dwoma wielkimi łukami do tyłu, prawie dotykając grzbietu. Ten to był byk. Boże, co za byk” – zachwycał się nim Hemingway w „Zielonych wzgórzach Afryki”.

Stado byków, które Mweti wypatrzył, skubało trawę. Nie wyglądało nazbyt przyjaźnie. Groźne, ciemne łby z rogami nie budziły sympatii. A jednak żal byłoby zabić...Dobrze się stało, że rząd Kenii zakazał polowania na dzikie zwierzęta, że nie ma już takiego safari, o jakim pisał Hemingway. - Tomorrow simba, jutro oglądać lwy – obiecał Mweti, studiując nasze reakcje. Simba to najważniejsze zwierzę, sam król. Kiedy Masaj chce pojąć dziewczynę za żonę, wpierw musi pójść w busz i upolować lwa. Pokazać całej wiosce, że jest prawdziwym mężczyzną. W rezerwatach zwierzęta są pod ochroną, więc tradycja powoli zamiera. Mweti pokazuje, jak trzeba zabić lwa. Klęka na jednej nodze i robi szybki zamach długą, ostrą dzidą.

Wyruszamy z obozu wraz ze wschodem słońca. Czerwona łuna rozciąga się nad Afryką. Jest trochę chłodno, jeep wpada w głębokie koleiny na wyboistej. Grzęźniemy w błocie, ale jakimś cudem znów pędzimy na spotkanie z simbą. Jest! Zajęty poranną toaletą, okazuje nam pełną obojętność.

d36sdp7

Nie zrażeni przeczesujemy sawannę. Na naszych oczach lwy dopadają gazelę, która odbiła od stada. W kilka sekund rozszarpują zwierzę. W pobliżu hieny i sępy cierpliwie czekają na resztki. Wkrótce z dużej gazeli zostaną tylko kości. To także Afryka.

W wiosce Masajów

Mweti obiecuje zabrać nas do wioski Masajów. Po dobrej godzinie jazdy sawanną jesteśmy na miejscu. Młody wódz, przepasany czerwoną chustą, w peruce koloru buraka, śmiesznie spiętej z przodu plastikowym talerzykiem pozwala zrobić zdjęcia kobietom. Ustawiają się w długim szeregu. W słońcu błyszczą ich wygolone głowy i ozdoby zatknięte w ogromnych dziurach zrobionych w uszach.

Wódz prowadzi do swojej chaty, która jest najpiękniejsza. W ciemnym pomieszczeniu z maleńkim oknem, gdzie się gotuje i śpi, z trudem można oddychać. Za posłanie służą skóry zwierząt. To luksus, w innych chatach zrobionych z gałęzi, nie ma ani łóżek, ani żadnych sprzętów. W jednej z chat widzę zdezelowany rower i archaiczny gramofon na korbkę. Na podwórku krowie łajno, którego nikt nie sprząta. Bo krowa to święte zwierzę, jedyna żywicielka. Jej krew zmieszana z mlekiem dodaje siły i uchodzi za przysmak. Woda jest również cenna, najbliższe jej źródło znajduje się w odległości 15 kilometrów.

d36sdp7

Jedyne zabezpieczenie przed dzikimi zwierzętami stanowi wysoka palisada z gałęzi. Kiedy mężczyźni polują, pasą krowy lub owce, kobiety siedzą w osadzie i bawią dzieci. – Powinny rodzić dużo dzieci, a mężczyźni powinni mieć dużo żon – śmieje się wódz, który ma sześć żon i nie zamierza na nich poprzestać. Masajka wychodząc za mąż, zawsze prosi o „eukiszon”, łaskę posiadania potomstwa. Teść udziela jej błogosławieństwa: - Niech gorączka cię omija, niech Bóg da ci krowy, obyś miała dzieci. O Masajach pisał Hemingway: „Był to najroślejszy i najdorodniejszy lud, jaki kiedykolwiek widziałem. Pierwsi naprawdę weseli ludzie, jakich spotkałem w Afryce. Kiedy się oddalaliśmy, zaczęli biec obok samochodu śmiejąc się i pokazując, z jaką łatwością potrafi ą biegać.

A biegli nie byle jak, z szybkością konia wyścigowego, trzymając przy tym włócznie”. Kenia zachowała to wszystko, co większość świata straciła. Korzenie, poczucie nieskrępowanej wolności, dziką przyrodę, niezwykłe krajobrazy. Jeśli tam kiedyś pojedziesz, potem już tylko marzysz, żeby tam powrócić.

Autor: Robert Pawełek

d36sdp7
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d36sdp7