HistoriaJan Banaś - niezwykła historia polskiego Georga Besta

Jan Banaś - niezwykła historia polskiego Georga Besta

Kobiety go uwielbiały, a on czarował. Nie tylko na boisku

Jan Banaś - niezwykła historia polskiego Georga Besta

1 / 6

Jan Banaś - Niezwykła historia polskiego Besta

Obraz
© fotoPAP/ Zbigniew Matuszewski

Na boisku imponował wspaniałą techniką i umiejętnością strzelania efektownych goli. Poza nim był playboyem, zawsze otoczonym wianuszkiem kobiet i miłośnikiem szybkich aut. Nic dziwnego, że nazywano go "polskim Georgem Bestem". Podobnie jak słynny Irlandczyk, Jan Banaś nigdy nie zagrał jednak na wielkiej imprezie piłkarskiej. Zdecydowała o tym... polityka.

Ponad 100 tysięcy osób zasiadło 6 czerwca 1973 r. na Stadionie Śląskim w Chorzowie, żeby obejrzeć mecz między Polską a Anglią w eliminacjach do mistrzostw świata. Sytuacja ekipy Kazimierza Górskiego była przed tym spotkaniem ekstremalnie trudna - trzy miesiące wcześniej "orły" przegrały po fatalnym meczu z Walią i reprezentacja bardzo potrzebowała punktów, by liczyć się w walce o awans na mundial.

Już w 6 minucie trybuny wpadły w euforię. Po faulu na Włodzimierzu Lubańskim rzut wolny wykonywał Robert Gadocha. Uderzoną przez niego piłkę musnął Jan Banaś, zaskakując świetnego angielskiego bramkarza Petera Shiltona. Autorstwo gola do dziś budzi kontrowersje - niektórzy statystycy przypisują gola Gadosze, inni - Banasiowi. Wątpliwości nie było przy drugiej bramce, strzelonej w 47 minucie przez Włodzimierza Lubańskiego.

Chorzowski triumf pozostaje jedynym polskim zwycięstwem nad Anglią. Sukces otworzył drużynie Górskiego drogę na mistrzostwa świata w 1974 r., gdzie "orły" okazały się największą rewelacją. Na imprezie zabrakło obu bohaterów meczu na Stadionie Śląskim. Włodzimierz Lubański doznał w tym spotkaniu potwornej kontuzji kolana, która na kilka lat wyeliminowała go z uprawiania sportu, a Jan Banaś, choć znajdował się w fenomenalnej formie, nie miał wstępu do RFN...

2 / 6

List z Niemiec

Obraz
© Eastnews

Jan Banaś urodził się w 1943 r. w Berlinie, w rodzinie Ślązaczki i niemieckiego oficera. Niedługo po narodzinach dziecka, ojciec został wysłany na front i słuch po nim zaginął. Matka była przekonana, że mąż zginął, dlatego postanowiła wrócić z chłopcem do Katowic.

Heinz-Dieter, który w Polsce używał imienia Janek, szybko odkrył w sobie miłość do piłki. Już jako 13-latek grał w klubie AKS Mikołów, a następnie w Szkółce Wojewódzkiego Komitetu Wychowania Fizycznego Katowice. W 1959 r. przeszedł do Zrywu Chorzów, gdzie dostrzegli go trenerzy juniorskiej reprezentacji Polski. Występował w niej u boku m.in. Zygfryda Szołtysika i Antoniego Piechniczka.

W seniorskiej piłce zaistniał po przenosinach do Polonii Bytom. 13 września 1964 r. 21-letni Jan Banaś zadebiutował w reprezentacji, w meczu z Czechosłowacją. Dwa tygodnie później, w spotkaniu z Turcją, strzelił pierwszą bramkę dla "biało-czerwonych".

Kariera młodego piłkarza nabierała tempa, gdy otrzymał list z Niemiec. Jego autorem był Paul Helmig, ojciec Banasia, który - ku zaskoczeniu syna - przeżył wojnę i pracował jako skarbnik w drugoligowej drużynie Hoff. "Namówił mnie na ucieczkę z Polski, zapewniał, że znajdzie mi dobry klub na Zachodzie" - wspomina Banaś. Postanowił skorzystać z tej szansy.

3 / 6

"Coś ty pieronie nawywijał?"

Obraz
© Eastnews

Okazja do ucieczki nadarzyła się w czerwcu 1966 r. w Goeteborgu, gdzie Polonia Bytom grała w Pucharze Intertoto. Razem z Banasiem opuścili drużynę dwaj inni piłkarze - Konrad Bajger i Norbert Pogrzeba.

Cała trójka szybko pożałowała tej decyzji. Gdy Banaś przeczytał umowę podsuniętą przez ojca wyszło na jaw, że Paul Helmig zastrzega sobie 10 procent wartości każdego transferu syna. Dlaczego? Ponieważ... poniósł koszty jego wychowania. "Co za bezczelność?! Przez 23 lata nie dał znaku życia, nawet głupiej czekolady mi nie wysłał" - denerwuje się Banaś.

Piłkarz liczył, że mimo wszystko uda mu się dostać do innego niemieckiego klubu, jednak FIFA nałożyła na uciekinierów dwuletnią dyskwalifikacją obowiązującą we wszystkich rozgrywkach.

Skruszony Banaś postanowił wrócić do Polski. Po przyjeździe spotkał się z Jerzym Ziętkiem, wszechwładnym wojewodą katowickim. "Przywitał mnie sympatycznie: "I coś ty pieronie nawywijał?" - i ciągnął dalej. "Nie martw się, chopie. Też narobiłem parę felerów w życiu, a najgorszy, że się ożeniłem. Ty się nie martw, ty się nam odwdzięczysz, jak będziesz strzelał dla reprezentacji" - relacjonuje Banaś.

Po trzech miesiącach znów grał w lidze. W 1969 r. przeszedł do Górnika Zabrze i był współautorem największych sukcesów klubu - rok później śląski zespół dotarł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. To wtedy Banaś zyskał przydomek "polski George Best".

4 / 6

Czerwony mustang

Obraz
© fotoPAP/ Zbigniew Matuszewski

Na przełomie lat 60. i 70. Best był uznawany za jednego z najlepszych piłkarzy świata.

Wyróżniał się nie tylko wspaniałą techniką, ale również bardzo rozrywkowym stylem życia. "Przystojniak był z niego. Zapuściłem długie włosy jak on. Zainteresowałem się modą, w gazetach podglądałem, jak ubiera się Best albo Beatelsi. Miałem to szczęście, że jeździliśmy za granicę i mogłem kupić coś ładnego, płaszcz albo koszulę. Cokolwiek by człowiek stamtąd przywiózł, to już się wyróżniał na ulicy" - opowiada Banaś, który jeździł charakterystycznym czerwonym fordem mustangiem - w całej Polsce było wtedy tylko pięć takich aut. Pewnego wieczora samochód został skradziony, ale już kilkanaście godzin później milicja zwróciła gwieździe zgubę.

Polski piłkarz, podobnie jak słynny Irlandczyk nie narzekał na brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej. Banasia zawsze otaczał wianuszek pięknych kobiet. "Parę fajnych dziewczyn miałem, spikerek z telewizji na przykład. Na Śląsku są najładniejsze kobiety, to korzystałem" - tłumaczy. Od Besta różniła go tylko (albo aż) niechęć do alkoholu. "Szampan z przyjemnością, wino wytrawne do kolacji, to tak. Wódki nie lubiłem" - przyznaje.

5 / 6

Meksykańska przygoda

Obraz
© Eastnews

Podobnie jak Best, Banaś nigdy nie zagrał na ważnej imprezie piłkarskiej, choć był bardzo ceniony przez Kazimierza Górskiego, który chętnie powoływał go do reprezentacji.

W meczu eliminacyjnym do igrzysk olimpijskich w 1972 r. strzelił dwa gole w wygranym meczu z Bułgarią, ale w turnieju w Monachium nie mógł wystąpić. Z powodu niefortunnej ucieczki miał bowiem zakaz wjazdu do RFN. Górski wielokrotnie interweniował w sprawie piłkarza na wysokich szczeblach rządowych i partyjnych. Bezskutecznie.

Banaś, choć znajdował się w wybornej formie, nie pojechał też na mistrzostwa świata w 1974 r., które pechowo również odbywały się w Niemczech Zachodnich. Jego pozycję w reprezentacji zajął Grzegorz Lato. W 1973 roku Banaś po raz ostatni wystąpił w koszulce z orłem na piersi. Dwa lata później wyjechał do Chicago, gdzie grał w polonijnym klubie Wisła. W 1976 r. piłkarz przyjął ofertę meksykańskiego Atletico Espanol. "Mieszkałem w willi blisko stadionu Azteca. Na trybunach siedziało 50-60 tysięcy kibiców. Było ciepło, trzy razy dziennie myli mi samochód i dziesięć razy dziennie czyścili buty" - wspomina.

Teoretycznie Banaś zarobił w Meksyku fortunę, ale dewaluacja tamtejszej waluty sprawiła, że wrócił do Europy bez pieniędzy.

6 / 6

Życie jak film

Obraz
© fotoPAP/ Andrzej Grygiel

Jan Banaś grał w piłkę do 47. roku życia! Pod koniec kariery występował w małych francuskich klubach. Do Polski wrócił w 1993 roku. Uruchomił snack- bar w Mikołowie, ale interes splajtował. Obecnie prowadzi zajęcia z drużynami młodzieżowymi śląskich klubów.

Życie Jana Banasia zainteresowało filmowców. Reżyser Jan Kidawa-Błoński przymierza się do zrealizowania do obrazu "Gwiazda", w którym gościnnie ma wystąpić m.in. Lukas Podolski, na co dzień wielki fan Górnika Zabrze.

"To po prostu wspaniałe czasy polskiej piłki nożnej. Chcę opowiedzieć tragikomiczną historię zawodnika, który mógł zagrać w '74 roku na mistrzostwach świata w tym wielkim meczu Polska-Niemcy, czyli tak zwanym słynnym meczu w deszczu. Ćwierćfinał mistrzostw świata mógł zagrać zarówno w drużynie polskiej, jak i w niemieckiej, a nie zagrał w żadnej. I o tym opowie film" - mówi Jan Kidawa-Błoński agencji informacyjnej Newseria Lifestyle.

Rafał Natorski/ PFI, facet.wp.pl

Cytaty pochodzą z wywiadu z Janem Banasiem "Za dużo było tych dziewczyn...", który ukazał się w "Magazynie Sportowym", dodatku do "Przeglądu Sportowego".

Komentarze (33)