Trwa ładowanie...
Maxim
04-10-2012 14:00

Jasełkowy satanista

Jasełkowy satanistaŹródło: Maxim/ Michał Zagórny
d1bufha
d1bufha

Death-metalowiec celebryta. Mroczny książę serwisów plotkarskich. Nemezis Szymona Hołowni. Z Nergalem rozmawiamy nie o chorobie i nie o Dodzie.

PAPLIŃSKI: Jak dokładnie krwiożerczy wokalista zespołu z piekielnych czeluści trafił do najbardziej mainstreamowego programu w głównym kanale słynącej z szalonej postępowości Telewizji Polskiej?

* NERGAL:* To splot różnych wydarzeń, a co do tej postępowości - ironia dosyć trafiona. Natomiast moja strategia, wpisująca się w całą sytuację, jest bardzo prosta. Chcę infiltrować tak zwany mainstream i wpływać na niego w każdy możliwy sposób. Dlaczego? Bo nieskromnie uważam, że to korzystne i zdrowe. Dla każdej ze stron. Mam do dyspozycji cały zestaw narzędzi. Media są jednym z nich. Jeśli w tym fajnym, bezpiecznym i dość przewidywalnym świecie od czasu do czasu nastąpi małe trzęsienie ziemi, to dobrze. Takie wydarzenia wydają mi się bardzo higieniczne, wprowadzają właściwą równowagę do wszechświata. Zawsze powtarzałem, że każda sytuacja, która prowokuje do dyskusji, jest potrzebna. Dyskusja sama w sobie jest wartością i determinuje zmiany, a zmiany to życie. Od lat obserwujemy w Polsce proces transformacji kulturowej, mam cichą nadzieję, że moja działalność jest małą cegiełką w tym procesie.

PAPLIŃSKI: Brzmi, jakbyś realizował pewien plan. Dokładnie które z tych działań były starannie zaplanowanymi krokami, które doprowadziły cię w to miejsce?

* NERGAL:* Plan oczywiście miałem. Pojawił się w trakcie pracy nad zespołem, pewnie jakieś 20 lat temu. To była mrówcza robota u podstaw i olbrzymia determinacja, żeby doprowadzić zespół tam, gdzie jest. Funkcjonuję na kilku płaszczyznach, ale najważniejsza jest moja kariera jako muzyka, dzięki niej naprawdę się spełniam i to ona definiuje mnie jako artystę. Artystami bywamy w życiu. Czuję się nim, kiedy jestem na scenie, kiedy tworzę, kiedy piszę, kiedy przygotowuję płytę. Wtedy rozkwita moje artystyczne ja. Wszelkie inne działalności traktuję jako bonusy i najczęściej mają one więcej wspólnego z szeroko pojętą rozrywką niż sztuką. Niemniej jednak taką dywersyfikację uważam za bardzo zdrową i oczyszczającą. Wciąż jednak nie zapominam, skąd wyrosłem i dokąd zawsze wracam. Oczywiście plan, który konsekwentną pracą realizuję z zespołem, to też nie jest tylko matematyka. Żeby osiągnąć sukces, trzeba mieć dużo szczęścia i składa się na to mnóstwo rzeczy. Trzeba trafić w życiu na odpowiednich ludzi, znaleźć się
we właściwym miejscu, uczyć się na własnych błędach i przede wszystkim mieć mnóstwo samozaparcia. Behemoth istnieje już ponad dwadzieścia lat, wydaliśmy dziewięć krążków. Jak każda kapela mamy podpisany kontrakt i to on determinuje nasze działania. Wiem, gdzie będę za rok z zespołem, o ile oczywiście w ogóle będę. W świecie mainstreamu jest natomiast dużo iluzji, czegoś ulotnego i... w zasadzie błahego. Traktuję to jako zabawę, jak kontrolowany flirt ze środowiskiem, do którego wciąż na szczęście mam spory dystans.

PAPLIŃSKI: Z jednej strony zrobiłeś wiele, żeby spopularyzować czy może raczej nadać oblicze gatunkowi muzyki, który nie jest specjalnie kojarzony. Dla większości odbiorców istnieje ten wystający nad wodę kawałek ciebie, który pojawia się w serwisach plotkarskich i mainstreamowych magazynach. Tylko czy przeciętny odbiorca jest w stanie chociaż ocenić, czy ty grasz black metal, czy death metal?

* NERGAL:* To są niuanse, które są ludziom zupełnie obce. I niech pozostaną obce, jeżeli nie mają ochoty na głębszą eksplorację. Niech ogół wie tyle, ile ma wiedzieć, niech się tym karmi. Jeśli wystarczy mu Nergal fasadowy, ten z telewizyjnego ekranu, to też OK. Niech się tym bawi, jeżeli chce, niech sobie tym obrazem żongluje. A resztę zostawiam dla siebie albo dla tych, którzy chcą się jakoś angażować w głębsze treści. Wypuściliśmy kilka dni temu pierwszy trailer książkowej biografii. Usłyszałem zarzut: Paulo Coelho sceny blackmetalowej, co w moim środowisku mogłoby być uznane za obraźliwe. Wiele osób nie rozumie, że jeśli pojawiam się na forum publicznym, to jest to miejsce, gdzie pewne treści i pewną wiedzę można sprzedawać wyłącznie w taki bardzo hasłowy, bardzo prosty, zero-jedynkowy sposób. To musi mieć bardzo ogólny, wręcz - nie boję się użyć tego słowa - populistyczny charakter, jeśli chcesz mieć jakiś feedback, jeśli chcesz zasiać ziarno. Ludzie rozumieją prosty komunikat. Szukam więc bardzo
prostych, jaskrawych, często skrajnych przykładów. To nie jest miejsce na zabawy w niuanse. Słowo musi być jak cios wyprowadzony prostą w twarz. Wczoraj byłem na koncercie jednego z moich ulubionych zespołów - Woven Hand - w Proximie. To ultrachrześcijanie, grają neofolkową muzykę w rockowym sosie. Uwielbiam ich, ale większość ich fanów to niereformowalny beton. Chcieliby pewnie, żeby na świecie był drugi potop i żeby przeżyli tylko ci prawdziwie wierzący. Historie, które przerażają, a jednocześnie fascynują, są dla mnie inspiracją. Paru ich fanów wypatrzyło mnie w tłumie. Podeszli, próbowali się zaprzyjaźnić i podyskutować. Jednak poziom ich naiwności jest porażający. Szybko wymiękam...

d1bufha

PAPLIŃSKI: Naiwności jakiego rodzaju?

* NERGAL:* Chodzi o traktowanie z góry wszystkich, którzy nie wierzą albo wierzą inaczej. W każdym razie ja zawsze podkreślam, że jestem przyjaznym zwierzęciem i traktuję wszystkich...

PAPLIŃSKI: ...tak jak na to zasługują?

* NERGAL:* Tak, ale na starcie zawsze jest spory kredyt sympatii. Oni strasznie chcieli zrozumieć, chcieli się zbliżyć. Podchodzi do mnie dziewczyna, patrzy mi się w oczy, na jej twarzy widzę poruszenie, niemalże uniesienie. Nagle ona mówi do mnie: "Panie Darku, pan jest takim wrażliwym człowiekiem", a ja już widzę, że podobnie jak większość katolików ona traktuje świat z góry, z jedynego słusznego punktu widzenia. Po czym kontynuuje: "Pan cały czas szuka, pan jeszcze jego nie odnalazł". W myślach pytam sam siebie: "ale, kurwa, kogo?". Ten rodzaj dyskusji, brak elastyczności i otwartości na inność w środku zabija nawet najmniejszą chęć poznania stanowiska drugiej osoby.

PAPLIŃSKI: Rozmowy z ludźmi wyposażonymi w wiedzę socjotechniczną nastawioną na osiągnięcie konkretnego celu muszą przydarzać ci się często. Nie byłbyś chyba specjalnie lekkostrawnym kąskiem dla sekciarzy...

* NERGAL:* Rozumiem mechanizm, wiem, jak to działa. Wydaje mi się, że nie muszę nawet przeczytać podręcznika o tym, jak się obronić przed sektami, żeby wiedzieć, jakich socjotechnik używają guru, którzy próbują przejąć władzę i kontrolę nad ludźmi w mniej lub bardziej subtelny sposób. Zresztą to dotyczy nie tylko sekt, bo podobnie jest w przypadku wielu polityków. To forma narzucania władzy, przejęcia energii od ludzi, zrównania ich, sprowadzenia do wspólnego mianownika pod płaszczykiem tego ciepła wspólnoty, zbieżnych idei i wyższego celu. U każdego zdroworozsądkowo myślącego człowieka takie hasła powinny budzić niepokój i włączać alarm.

PAPLIŃSKI: A czy zdarzyło ci się kiedykolwiek, żeby ten alarm włączył ci się podczas rozmowy z kimś, kto byłby w tematach okołoreligijnych na tyle mocny, żeby zaczął wywierać na ciebie wpływ?

* NERGAL:* Nie. A w każdym razie nie w taki sposób. Możesz rozmawiać z ludźmi o absolutnie skrajnych poglądach, różnych od twojego, ale musicie złapać wspólny grunt. Często rozmawiałem z ludźmi, z którymi światopoglądowo dzieliły nas oceany, ale była między nami jakaś chemia i potrafiliśmy się czegoś od siebie uczyć, jakoś inspirować. To jest niesamowite. Nieraz zdarzyło mi się też rozmawiać z księdzem. Tam z kolei poziom abstrakcji jest kosmiczny: "grzech", "zło", "zbawienie", "zmartwychwstanie", "chodzenie po wodzie". Cały asortyment pięknych, bajkowych haseł i dopasowanych do nich żelaznych definicji, Może to z mojej strony skrajny relatywizm... a może po prostu ignorancja? Nie wiem. Mój system, moja natura w sposób zupełnie niewymuszony wypiera tego typu wiedzę.

d1bufha

PAPLIŃSKI: Wracając do kwestii ewentualnej dyskusji z kimś dobrze przygotowanym na rozmowę z tobą...

* NERGAL:* Na przykład z Hołownią?

PAPLIŃSKI: Na przykład. Czy to byłaby dobra rozmowa?

* NERGAL:* Boję się nawet powiedzieć, że obawiałbym się takiej rozmowy, bo nie wiem, czy miałbym odwagę startować do faceta, który - powiem trochę z przekąsem - napisał biografię Pana Boga. Myślę, że połknął dużo książek w swoim życiu i ma przeogromną wiedzę, tylko ona jest ukierunkowana jednobiegunowo. Ale widziałem rozmowę Cejrowskiego z Hołownią, świetne porównanie, jak skrajny beton rozmawia z nieco bardziej liberalnym betonem...

PAPLIŃSKI: ...ale skrajnym w swojej liberalności?

* NERGAL:* Dokładnie. Na nieszczęście dla tego biednego Hołowni, chłopaka o aparycji ministranta, Cejrowski, z całą swoją bezkompromisową artylerią, dosłownie zmiażdżył go. I, co najgorsze, wyprowadził Hołownię z równowagi, co do tej pory wydawało mi się raczej mało prawdopodobne. Z boku tego typu dyskusja wygląda dość zabawnie... ale też przerażająco.

d1bufha

PAPLIŃSKI: Każdy odgrywa w mediach jakąś rolę i najwyraźniej każdy może z niej w odpowiednich warunkach wypaść. I jak to jest z tobą? Czy Nergal jest twoją postacią sceniczną?

* NERGAL:* Poniekąd.

PAPLIŃSKI: No dobra, rozwińmy to. Czytałem z tobą wywiady na temat tego, jak traktujesz scenę i co na niej robisz. Automatycznie nasuwały mi się skojarzenia z takim jednym gościem. Bo wiesz, Eminem wrzucał do swoich tekstów, że zarżnie swoją dziewczynę, zamorduje jakiegoś kolesia, rozprawi się z matką. Radykalne, ostre teksty. A że zdobył dużą popularność, miał wielu naśladowców. Zastanawiano się nad tym, do czego nawołuje w tekstach. I w pewnym momencie bardzo mocno się od tego odciął i powiedział, że to, co nawija w kawałkach, to tylko jego radosna twórczość i że odgrywa swoją rolę. Czy ty też tak to widzisz? Masz swoją rolę jako wokalista Behemotha? Czy może część twoich poglądów do tego przenika?

* NERGAL:* Scena to miejsce, w którym mogę sobie pozwolić na przerysowanie pewnych obrazów, wyolbrzymianie ich, bawienie się metaforami i wszelaką symboliką, jeżeli tylko mam na to ochotę. Wydaje mi się, że scena jest przedłużeniem mojego ego, mojego ja. Jeżeli chcę, mogę napompować ten balon nawet tak, że pęknie. Czemu nie? To jest miejsce na przekraczanie granic, choć zawsze oddzielam grubą kreską to, co się dzieje na scenie, od tego, co jest poza nią. Nie znaczy to również, że jeśli na scenie jestem wilkiem, to poza nią zagubioną owieczką...

PAPLIŃSKI: Istnieją zespoły wybitnie stawiające na swój obraz, takie jak Lordi...

* NERGAL:* To jest już teatr, współczesny kicz. Czysty entertainment. Oczywiście mam świadomość tego, że to, co robimy, to też rozrywka. Czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy częścią biznesu rozrywkowego, choć brzmi to paskudnie. Mam przynajmniej ten komfort, że robimy rzeczy, w których jesteśmy bardzo szczerzy, rzeczy, za którymi stoimy. Nie bawimy się w aktorów. Gramy siebie. Jako artyści używamy środków, które dla większości są zbyt ekstremalne, ale taka jest natura muzyki, którą uprawiamy...

d1bufha

PAPLIŃSKI: ...czy te środki działają?

* NERGAL:* Powiem więcej. Wczoraj dostałem nową płytę Marysi Peszek. I jestem wstrząśnięty tym, jak prostymi, naprawdę prostymi, ale tak cudownie trafionymi w dźwięki słowami ona się posługuje. Szalenie inspirująca rzecz. Mam wrażenie, że czasami szukam za daleko, chcę za bardzo... zamiast zwrócić się w kierunku czegoś bardziej oczywistego, a wciąż szczerego. Są ludzie, od których stylistycznie i artystycznie może nas dzielić głębokie i wielkie morze, a mimo wszystko ideologicznie podajemy sobie rękę i stoimy po tej samej stronie barykady. Co mnie oczywiście cieszy, bo ja wiem, że nie jestem jakąś samotną planetą, która bez celu dryfuje w kosmicznej przestrzeni. Wiem, że są ludzie, którzy myślą podobnie, mimo że używamy innych środków. Umiemy uderzyć w tę nutę, która nas porusza. Łączy nas wrażliwość na te same rzeczy, tylko ktoś filtruje to przez swoje doświadczenie. Efekty są skrajnie różne, ale jakże ciekawe! Jest wielu ludzi, nie tylko muzyków, dziennikarzy, publicystów, aktorów, osób funkcjonujących w
przestrzeni kulturalnej i społecznej, którzy są mi bliscy. Tak przynajmniej ich odbieram.

PAPLIŃSKI: A jak wiele osób z tych, które jeszcze do niedawna były właśnie daleko, w ostatnim czasie bardziej zbliżyło się do Behemotha? Czy w następstwie postępującej nergalizacji mediów zauważyłeś na przykład na jakimś koncercie dziesięcioro zupełnie nowych fanów, którzy nigdy nie trafiliby pod scenę, gdyby nie całe to zamieszanie w mediach?

* NERGAL:* Tydzień po koncercie Behemotha w Gdańsku odwiedziłem Cześka Mozila na jego koncercie w tym samym klubie na Starym Mieście. Wracając, biegłem do samochodu i zaczepiły mnie dwie panie. No nie były to małolaty w skórach, tylko dwie czterdziestoletnie babeczki. Zamieniłem z nimi kilka słów. Powiedziały: "Słuchaj, byłyśmy na twoim koncercie tydzień temu, był fantastyczny". Od razu wyczułem, że to były osoby, które przyszły sprowokowane programem w telewizji albo jakąś inną sytuacją medialną, w której się pojawiłem. Absolutnie nie były to nasze fanki od wielu lat. Zwierzyły się, że wykładają w pobliskiej szkole muzycznej, i wypowiadały się o koncercie w samych superlatywach. Gdy słyszę opinię ludzi, którzy są z innego świata, nigdy wcześniej się nie zetknęli z tak ekstremalną formą przekazu, a są w jakiś sposób poruszeni, to dla mnie to są najważniejsze opinie. Poniekąd wiem, czego można spodziewać się po naszych fanach i jestem im zawsze bardzo wdzięczny. Ale najcenniejsze jest dla mnie zdobywanie
nowych. Nazwij to... kolekcjonowaniem dusz.

PAPLIŃSKI: Panie Darski, to jest bardzo chrześcijańskie podejście. Klasyczne nawrócone owieczki.

* NERGAL:* Raczej kozły. Zawsze wzbudzały we mnie większą sympatię...

d1bufha

PAPLIŃSKI: Domyślam się, że w tej historii dusze były tym bardziej cenne, bo panie miały wychowanie muzyczne.

* NERGAL:* Tak. To cholernie ważny faktor. Widzisz, na ulicy nie brakuje ludzi, którzy każdą rozpoznaną z telewizji twarz traktują z podobnym namaszczeniem, żeby nie powiedzieć: czcią. Tak działa magia ekranu. I jeżeli ludzie widzą człowieka, którego do tej pory znali tylko z telewizji, głupieją. Nie ma znaczenia, czy zawodowo robisz fikołki, jesteś Tomaszem Lisem, czy występujesz w serialu "P jak Plebania". Twarze z telewizji mają wspólny mianownik. Przeciętny widz łyka tę iluzję i zachwyca się... czymkolwiek. Treść nie ma tu praktycznie żadnego znaczenia. Liczy się obrazek. A ten jest zawsze ładny... tak ślicznie upudrowany i uśmiechnięty. No więc uśmiecham się do tych ludzi. Ale mam też świadomość ich naiwności, poważnie zawężonej optyki.

PAPLIŃSKI: Skoro jesteśmy przy telewizji, znasz i lubisz obrazoburcze programy, filmy, seriale? Podobał ci się na przykład "South Park"?

* NERGAL:* Tak. Ale wolę polską wersję, czyli "Włatców móch". Wszystko, co rozprawia się ze sztywnym tabu, jest dobre, zwłaszcza jeśli ktoś potrafi to inteligentnie sprzedać. Tam dowcip jest czasami prymitywny, ale przekaz nie, ma drugie dno. Tak samo "Monthy Python". To jest ten sam rodzaj specyficznej, bliskiej mi wrażliwości. Ale jeśli już o niej rozmawiamy, to zauważyłem, że czasami potrafię postawić jakieś słowo, które robi spustoszenie, a ja kompletnie nie czuję kalibru i siły rażenia. Czasami potrafię coś oglądać i się śmiać albo w ogóle nie reagować, a ktoś obok zwija się z bólu. Każdy z nas jest zupełnie inny.

PAPLIŃSKI: "South Park" jest ikoną. "Monthy Python" to klasyka już tak żelazna, że prawie wstyd o to pytać. A inne współczesne tematy? Wiemy już o twoim związku z Dodą, o tym, jak poradziłeś sobie z chorobą, co cię inspiruje. A chciałbym usłyszeć, jakie współczesne filmy i seriale oglądasz, jakiej muzyki słuchasz - co ci się teraz podoba?

* NERGAL:* O moim związku z Dorotą wiadomo tyle, ile chciałem, żeby było wiadomo. Podobnie, jeżeli chodzi o moją chorobę. Jeżeli zaś o rozrywkę chodzi, to staram się być na bieżąco z tym, co się dzieje w kinie. Jestem wielkim fanem dużego ekranu, Przeraża mnie ogrom oferty, nie tylko filmowej, lecz muzycznej, literackiej. Często czuję się przytłoczony, choć mam olbrzymi głód poznania i wrażeń. Tempo dzisiejszego życia jest straszne, a oferta nigdy nie była jeszcze tak wielka. I na dodatek stale rośnie. W takim tempie, że czasami nie wiem, za co się złapać. Ale staram się być na bieżąco i wyłapywać interesujące rzeczy z tego szalonego, medialnego szumu.

d1bufha

PAPLIŃSKI: A jakiś konkretny, aktualny przykład?

* NERGAL:* Jestem wielkim fanem serialu "Breaking Bad". Mam swoje powody, dla których jest mi bliski. Zresztą ostatnio jechaliśmy na jakiś festiwal, podjeżdżamy vanem, wysiadam w ciemnych okularach i czarnym kapeluszu i słyszę: "O, mister White". I na ten weekendowy wyjazd miałem ksywkę "mister White", która mi się oczywiście bardzo podobała, bo jestem fanem bohatera. Poza tym łykam bardzo dużo biografii. Czytanie o życiu ludzi - dla mnie bardzo ważnych, czasem wybitnych - jest szalenie inspirujące. Jestem świeżo po biografii Franka Sinatry. Czytałem i robiłem wielkie oczy. Jak się okazuje rock'n'roll istniał... zanim jeszcze powstał. Teraz zacząłem czytać z kolei biografię Slasha, i to już jest czysty hedonizm, ale czytam ją z premedytacją, bo chcę zrobić porównanie, położyć na wagę dwie ikony. Jestem przekonany, że Slash wyjdzie na zagubionego troszkę w życiu ministranta, w porównaniu z tym, jak wyglądał świat Franka Sinatry. A wyglądał tak, że dzisiejsi rockandrollowcy to są przy nim przedszkolaki.
Biografie innych artystów to dla mnie drogowskazy. Bardzo wcześnie zacząłem patrzeć, bardzo uważnie obserwować, co się dzieje wkoło, w innych zespołach, przyglądać się ich karierom. Czytałem o tym, jak inni artyści sobie radzili z różnymi sytuacjami, takimi życiowymi: rodzina versus praca, scena, sława, pieniądze. Czytam i wyciągam wnioski. Myślę, że Behemoth częściowo zawdzięcza temu swoją długowieczność.

PAPLIŃSKI: I niech tak trzyma. A na koniec pytanie związane z bieżącym numerem Maxima. Mamy poradnik "A do Z seksu 2.0." Jakie trzy hasła byś tam umieścił?

* NERGAL:* Trzy? Proste. 1. Belladonna. 2. Jeszcze raz Belladonna. 3. Żadnych granic.

* Rozmawiał:* Krzysztof Papliński

* Opracował:* Bartłomiej Kossakowski

* Zdjęcia:* Michał Zagórny

d1bufha
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1bufha