Jedna z pierwszym ofiar komunistów w polskim Kościele
Polak, wielki patriota, zagorzały antykomunista, kapłan i niedoszły prymas Polski. Stanisław Kostka Łukomski był jednym z wielu tych przedstawicieli Kościoła, którzy zagrzewali naród do walki w najtrudniejszych chwilach. To nie podobało się władzom. Okoliczności jego śmierci do dziś owiane są tajemnicą.
29.10.2015 | aktual.: 29.10.2015 12:15
28 października 1948 r. przedstawiciele komunistycznych władz w Polsce musieli zacierać ręce z radości. W wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym zginął ich wielki wróg. Zaledwie tydzień wcześniej Stanisław Kostka Łukomski, biskup łomżyński, obchodził 74. urodziny. Gdyby nie jego nagła śmierć, prawdopodobnie to on zastąpiłby na stanowisku arcybiskupa metropolity gnieźnieńskiego, kardynała Augusta Hlonda, który zmarł 22 października. Tym samym zostałby również prymasem Polski. Według historyków, prawdopodobieństwo objęcia tak ważnej funkcji w Kościele przez zajadłego wroga komunizmu mogło nie pozostać bez wpływu na przedwczesną śmierć kapłana.
Łukomski został wyświęcony na księdza w 1898 r. Zaledwie dwa lata później został członkiem Ligi Narodowej - konspiracyjnej organizacji niepodległościowej, którą kierował Roman Dmowski. Nigdy nie krył się zresztą ze swoją sympatią dla Narodowej Demokracji, której współtwórcą był Dmowski. W tym samym czasie głośno krytykował również Józefa Piłsudskiego. Po II wojnie światowej uchodził za wielkiego wroga nowego systemu i poddawany był ciągłej inwigilacji przez UB.
Człowiek tak bezkompromisowy w swoich prawicowych poglądach nie był wygodny dla komunistów. Czy był jedną z wielu ofiar zbrodniczego reżimu? Historycy przyznają, że jego tragiczną śmierć trudno nazwać zbiegiem okoliczności. Do wypadku, który doprowadził do śmierci duchownego uznawanego za jednego z głównych pretendentów do tytułu prymasa, doszło w czasie jego powrotu z uroczystości pogrzebowych arcybiskupa Augusta Hlonda, które miały miejsce w Warszawie. Arcybiskup wyruszył w drogę do Łomży dzień po pogrzebie, w towarzystwie ks. Henryka Kulbata. Mercedesem kierował Aleksander Sokołowski. Kiedy pojazd znajdował się cztery kilometry za Ostrowią Mazowiecką, doszło do tragedii. Samochód uderzył w drzewo, a następnie wpadł do rowu.
Najcięższy był właśnie stan biskupa łomżyńskiego, który w czasie kolizji został wyrzucony z pojazdu. Po wypadku został przewieziony do Warszawy. Podczas badań okazało się, że obrażenia były bardzo poważne - doszło m.in. do uszkodzenia czaszki, złamania prawej ręki i uszkodzenia lewej. Kapłan stracił mnóstwo krwi z powodu ran ciętych. W czasie wypadku odłamki szyb doprowadziły do uszkodzenia twarzy. Wiele osób, które znalazły się w tych trudnych chwilach przy kapłanie, w tym lekarze z wieloletnim stażem, było pod wrażeniem jego wytrzymałości. Mimo trudnego do opisania cierpienia, nie uskarżał się na ból i był bardzo wytrwały. 28 października w godzinach porannych biskup Łukomski przeszedł operację. Przez cały czas znajdował się też pod opieką najlepszych specjalistów. Kiedy wydawało się, że największe niebezpieczeństwo zostało zażegnane, jego stan uległ w godzinach wieczornych nagłemu pogorszeniu. Ostatecznie lekarzom nie udało się go uratować. Zmarł w tym samym łóżku Szpitala Sióstr Elżbietanek w Warszawie,
w którym kilka dni wcześniej na zawsze zamknął oczy kardynał Hlond.
Okoliczności tragicznego wypadku, w którym ucierpiało dwóch duchownych oraz kierowca, pozostają niejasne. Wiadomo, że samochód, którym podróżowali, był świeżo po przeglądzie. Wiadomo także, że w czasie jazdy doszło do nagłego zablokowania kierownicy. Aleksander Sokołowski nie mógł wykonać żadnego ruchu. Niestety, nie zdążył też zatrzymać samochodu - dowiadujemy się z publikacji ks. Tadeusza Białousa "Biskup Stanisław Łukomski (1874 - 1948). Pasterz Niezłomny". Oficjalnych przyczyn wypadku nie podano jednak nigdy. Wszystko jednak wskazuje na to, że kierownica w samochodzie została po prostu podpiłowana (taka informacja miała się pojawić w liście siostry biskupa, Haliny Łukomskiej).
Czy możliwe jest, że znany ze swoich poglądów kapłan stał się ofiarą spisku na jego życie? Czy wypadek mógł zostać ukartowany? Wątpliwości co do tego nie ma prof. Ryszard Bender, który odniósł się do publikacji tygodnika "Uważam Rze", w której Stanisław Kostka Łukomski został nazwany "pierwszą śmiertelną ofiarą komunistycznego terroru wśród polskich biskupów".
Według naukowca trudno nazwać przypadkiem fakt, że dwie tak ważne dla Kościoła w Polsce osoby (kardynał Hlond oraz biskup Łukomski) zmarły w tak krótkim czasie. Oprócz tego zwrócił on uwagę nie tylko na same tajemnicze okoliczności wypadku, ale również na to, że obaj duchowni zmarli w tym samym szpitalu.
Prof. Bender zaznaczył, że tuż po pogrzebie biskupa Łukomskiego do Łomży przybył pracownik UB, który sondował, kto może zostać kolejnym prymasem Polski. Szansę na to mieli Stefan Wyszyński i Michał Klepacz. Kardynał Hlond, tuż przed śmiercią, miał wytypować na swojego następcę biskupa Wyszyńskiego. Przedstawiciele UB prawdopodobnie jednak o tym nie wiedzieli.