Jedzenie w pigułce - nadzieja na przyszłość czy zagrożenie?
W dziwnych czasach przyszło nam żyć. Z jednej strony mamy ogromną ilość osób dotkniętych zaburzeniami odżywiania, takimi jak otyłość, anoreksja czy bulimia, a z drugiej - miliony ludzi na całym świecie dotyka śmierć głodowa. Nic dziwnego zatem, że naukowcy i dietetycy coraz częściej podejmują temat posiłków w pigułce, które będą skoncentrowanym źródłem kalorii oraz wszelkich innych składników, takich jak witaminy i mikroelementy. Tylko czy to nie jest temat rodem z powieści science fiction?
Liczby nie kłamią: z raportu "The Fight Against Obesity" wynika, że 310 mln ludzi na świecie walczy z otyłością. Analizy wskazują, że nadwaga i otyłość to problem nawet i połowy populacji, szczególnie kobiet i dzieci. Beata Ziółkowska i Dorota Mroczkowska z Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków wyjaśniają, że zaburzenia odżywiania mogą występować pod różnymi postaciami. Należą do nich m.in.: kompulsywne objadanie się, bulimia nervosa, słodyczomania, nocne podjadanie, "zjadanie" stresów czy anarchia jedzeniowa. Nie zapominajmy również o 600 mln ludzi na świecie, którzy umierają z głodu... Nie ma jednego sposobu, by pokonać te dwa, paradoksalnie różne problemy, choć niektórzy naukowcy twierdzą, że jedzenie skondensowane do rozmiarów pigułki mogłyby być pewnym rozwiązaniem.
Posiłki w pigułce są zagadnieniem, który zajmuje ludzi od dziesiątek lat. Pierwsze wspomnienia o takich nowatorskich wynalazkach sięgają końca XIX wieku, kiedy to naukowcy wyobrażali sobie, że za sto lat ludzie będą podbijali kosmos, ziemie oraz oceany i żywili się tabletkami, które zastąpią im posiłki. Tego typu marzenia miały również sufrażystki i pierwsze feministki, na czele z Mary Elizabeth Lease, która w 1893 roku snuła wyobrażenia, że kobiety za 100 lat zrzucą jarzmo stania przy garach właśnie dzięki posiłkom w tabletkach. Jedna pigułka, która będzie przystawką, daniem głównym i deserem - wspominał o tym również kanadyjski pisarz i ekonomista przełomu wieków Stephen Leacock. Teorię tę rozwinął jeszcze bardziej amerykański wydawca, pisarz science fiction oraz wynalazca Hugo Gernsback, którego wizje "spożywcze" XXI wieku wyglądały tak, jak współczesne formy karmienia bydła i trzody chlewnej na fermach.
Modyfikowane posiłki pojawiają się w naszym codziennym życiu. Istnieją już karmy, które podawane są raz dziennie i które wypełnione są wszystkimi potrzebnymi substancjami, gwarantując sytość na całą dobę. Mamy suplementy diet, koktajle, którymi katowały się kobiety od początku lat 90. ubiegłego wieku i które miały zapewnić spadek wagi. Sportowcy bombardują swoje ciała białkiem w proszku, dostarczając organizmowi tej substancji znacznie więcej, niż tylko z posiłków. Jest więc realne, by stworzyć taki rodzaj pożywienia. Pytanie brzmi: czy takie odżywianie sprawdzi się na dłuższą metę?
"Najprawdopodobniej się to nie sprawdzi" - zapowiada Michael Dann Dobbs w swoim materiale o posiłkach w pigułce. Według jego opinii nie jest realne, by umieścić w tabletce to wszystko, czego organizm potrzebuje, czyli kalorie, tłuszcze, witaminy, mikroelementy itp. Pozostaje jeszcze jedna kwestia: w 1965 roku 24-osobowa załoga z Programu Gemini (program lotów kosmicznych) przez 19 tygodni miała przyjmować wyłącznie syntetyczne posiłki. 15 osobom udało się to, ale 4 się poddały. W relacjach wspominali, że byli zdrowi i najedzeni, ale nie byli szczęśliwi. Po latach Rob Rheinehart, amerykański inżynier, zrobił eksperyment na samym sobie i przez tydzień jadł wyłącznie taką "skoncentrowaną" karmę. Jak sam wspominał - marzył o ciepłym posiłku, a taki rodzaj diety wprawiał go w depresję i rozdrażnienie. Jedzenie to też emocje.
Posiłki w pigułkach to naturalny, kolejny krok w ewolucji. Panujemy nad żywnością, czyli panujemy nad naturą. Wiele organizacji rządowych pracuje nad tego typu rozwiązaniami i przoduje w nich amerykańska armia. DARPA chce stworzyć pigułki, które pozwolą żołnierzom funkcjonować podczas długich okresów głodu. Mają one tak "manipulować" ludzkim metabolizmem, by pozyskiwać substancje z "rezerw" organizmu. Póki co wojakom muszą wystarczać posiłki typu "CM" (compressed meal), które dzięki dehydryzacji mają o 1/3 mniejsze rozmiary i wagę.
Są sytuacje, kiedy taka forma żywienia miałaby sens - przy misjach astronautów, żołnierzy w czasie działań wojennych, w przypadku suplementacji osób dotkniętych głodem bądź zmagających się z otyłością. Dla nich już powstają pewne substancje pod postacią tabletek, które mają działać jak "wyimaginowany posiłek". Ronald Evans, amerykański naukowiec, wyjaśnia: "Pigułki zawierające fexaraminę będą wysyłać do mózgu sygnały takie same, jak podczas jedzenia, tylko że bez kalorii". Pierwsze testy potwierdzają spadki wagi, tłuszczu, poziomu cukru we krwi oraz cholesterolu.
Jednak pozostaje jeszcze "społeczny" aspekt spożywania posiłków. Jeśli zmienimy tradycyjne żywienie na rzecz tego syntetycznego, w pigułkach, to jak będą wyglądać obiady ze znajomymi, romantyczne kolacje przy świecach? Gdzie celebrowanie świąt i sukcesów przy wspólnym stole? Zamiast tego byłoby przypomnienie o kolejnej tabletce, która jedynie zaspokoi nasze potrzeby żywieniowe.
Paulina Wawrzyczek
Polecamy również: